Ten sam sąd uznał, że „biegły dokonał własnych ustaleń, do czego nie był upoważniony”. W efekcie emeryt dostanie zwaloryzowane świadczenie, ale zaledwie o półtora procent.
Stanisław Paryga był kierowcą w nieistniejącym już przedsiębiorstwie melioracyjnym. Pracował tam od 1969 do 1987 roku. Potem prowadził działalność transportową na własny rachunek. W 2006 roku złożył wniosek do ZUS-u o przyznanie emerytury. Świadczenie mężczyzna otrzymał – 1207 złotych.
- Zaświadczenie RP7 dokumentujące moje lata pracy i zarobki wystawiła mi firma Ekomel, poniekąd następca prawny firmy, w której pracowałem. Ale mieli niepełną dokumentację. Gdy z archiwum Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego w 2010 roku dostałem pełniejsza dokumentację zarobków i okresu zatrudnienia, wystąpiłem do ZUS-u o przeliczenie emerytury – opowiada S. Paryga.
ZUS odmówił jednak przeliczenia emerytury uznając, że w swoich aktach ma wspomniany druk RP7, a przelicza się tylko te świadczenia, w których wskaźnik podstawy wymiaru jest wyższy od dotychczas obliczanego.
Emerytowi z Podgórzyna pozostała tylko sądowa droga dochodzenia roszczenia, więc z niej skorzystał. Sąd zlecił biegłej dokonanie analizy i wyliczeń. Ta sporządziła oczekiwaną analizę, z której wynikało, że ZUS nie uwzględnił najkorzystniejszego dla wnioskodawcy wariantu, bo oparł się na niepełnej dokumentacji zarobków i zatrudnienia.
ZUS jednak nie zgodził się z analizą biegłej, zarzucając jej nawet naruszenie przepisów.
Sąd orzekł, że wysokość podstawy wymiaru emerytury Stanisława Parygi należy przeliczyć, ale nie w taki sposób, jak zrobiła to biegła. Podstawę wymiaru świadczenia obliczono na podstawie najkorzystniejszego okresu 20 lat w całym okresie pracy objętym ubezpieczeniem. W efekcie świadczenie powinno zostać zwaloryzowane o 1,5 procent, czyli o nieco ponad 18 złotych w skali miesiąca.
- Po co w takim razie sąd korzysta z opinii biegłej, kiedy w ogóle nie bierze pod uwagę jej wyliczeń. A biegła przecież oświadczała, że dokonała analizy zgodnie z najlepszą swoją wiedzą i przepisami – irytuje się S. Paryga.
Według wyliczeń biegłej, przeliczona emerytura powinna wynosić 1624 złote. Różnica w skali miesiąca na korzyść świadczeniobiorcy wynosiłaby więc około 339 złotych miesięcznie.
- Wyliczyłem, że w skali roku byłem stratny o nieco ponad 3 tysiące złotych, czyli tyle ile wyniosły koszty mojej sprawy sadowej, w tym wynagrodzenie biegłej, której opinii sąd nie wziął pod uwagę – dodaje S. Paryga.
Emeryt złożył apelację od niekorzystnego rozstrzygnięcia, ale sąd ją odrzucił.
Komentarze (4)
A pan Głódź za 15 lat pracy na etacie kapelana ma 8 tysiączków,acha.
Widzimy tutaj niekompetencję Sądów, które powinny być neutralne , a orzekać
sprawiedliwie. Ja też nigdy nie doznałem sprawiedliwości przez Nasze Sądy.
Już nie mówię o Naszych Polskich Rządach, które uważają Nas za g****ch i wymyślają nowe przepisy, aby ciągle Nas ograbiać, tak jak wydłużenie
okresów pracy, po to żebyśmy nie brali emerytur, bo niebawem umrzemy, albo
nie doczekamy się ich. To jest wyrafinowana polityka , aby Nas okradać
przepisowo. Panie Stanisławie niech Pan się nie daje. Trzeba walczyć o Swoje
ze Złodziejskim Urzędem Społecznym.
I co? Pluliście na KNP (Kongres Nowej Prawicy) za pikietę pod ZUSem... Co teraz macie do powiedzenia?
Sąd ciągnie sprawę, a jak nie wie co zrobić to powołuje biegłego narażajac na koszty osobę dochodzącą swoich roszczeń. Sąd nie bieże pod uwagę opinii biegłego, bo naraz ma olśnienie, wszystko wie, na wszystkim się zna i wie jak ma wyrokować. Tak jest w jeleniogorskich sądach. Życzę powodzenia w apelacji, ale sędziowie znają się jak łyse konie. Sędzia Apelacyjny żadko wskaże że ten z rejonowego Sądu wyrokował żle.