To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Niepewny los łabędzi

Niepewny los łabędzi

- Kiedy przyszłam dziś rano, przeżyłam szok. Po małym łabądku została tylko sterta piór i krew – mówiła wczoraj Kazimiera Włodarczyk, regularnie doglądająca stadko ptaków na terenie dawnego basenu przy ulicy Lubańskiej. Teraz zastanawia się jak uchronić je przed kolejnymi atakami psa, który rzekomo rozszarpał ptaka. Czy ktoś jej w tym pomoże?

O psie, który zagraża łabędziom straż miejska dowiedziała się w piątek od pracowników tamtejszego MOSu. Jak się okazało oni także gorliwie opiekują się łabędziami. Gotują im co rano makaron.

- Niestety na miejscu nie dostrzegliśmy żadnego czworonoga, a przeczesaliśmy niemal cały teren wokół niecki. Przez ten cały czas jak tam byliśmy, a trwało to jakieś pół godziny, niczego niepokojącego nie zauważyliśmy. Jedyne co udało nam się wtenczas jeszcze dowiedzieć, to że do łabędzie podchodzi także lis. Ale on jest bardziej strachliwy i trzyma się od ptaków w odległości co najmniej metra – relacjonuje Artur Wilimek ze straży miejskiej.

Teren wokół starego basenu jest nieogrodzony. Do niecki może więc podejść każde zwierzę. W niedzielę rano pani Kazimiera przeżyła szok.

- Jak co ranek poszłam je dokarmiać. Nie mogłam w to uwierzyć, że zostało ich tylko trzy – mówi kobieta, która przez całą niedzielę próbowała zapobiec podobnej sytuacji.

- Zadzwoniłam do schroniska ale tam usłyszałam, że złapanie takich ptaków nie należy do prostych zadań. A na koniec rozmawiający ze mną mężczyzna poprosił mnie o telefon w poniedziałek rano. Opowiedziałam mu wówczas, że do tego czasu może ich już tam nie być – alarmowała pani Kazimiera.

W straży miejskiej też odmówiono przewiezienia ptaków do schroniska, bo piątkową decyzją placówki, łabędzie miały zostać przy Lubańskiej.

Dzisiaj Eugeniusz Ragiel, kierownik placówki jeszcze raz wyśle na miejsce swoich pracowników, a ci postarają się przegonić stamtąd łabędzie.

- Może akurat poderwą się i odlecą. Tak byłoby najlepiej. A jeśli nie to będziemy musieli zaczekać aż trochę przymarzną, wtedy zabierzemy je na kilka dni do schroniska i odwieziemy na ulicę Głowackiego. Być może po tak niemiłych wrażeniach nie będą już chciały tam wracać. Choć ostatnim razem i ta metoda zawiodła – mówi Eugeniusz Ragiel.

Po stracie małego łabędzie dziwnie się zachowują. Jak mówi pani Kazimiera widać, że czują się niepewnie, zwłaszcza jak ktoś się do nich zbliża. Czyżby czuły, że ich życie leży w rękach natury?

AKTUALIZACJA

Zgodnie z obietnicą na miejsce udali sie dzisiaj pracownicy schroniska.

- Rzeczywiście są tylko trzy łabędzie, ale to tylko dlatego, że jeden z nich odleciał. Widział to tutejszy pracownik ochrony, z którym rozmawiałem. Mamy nadzieję, że w ślady małego pójdą kolejne ptaki - skomentował Eugeniusz Ragiel, który póki co postanowił zostawić zwierzęta w niecce starego basenu.

Komentarze (6)

Tak to już jest, że ludzie jako istoty wrażliwe i czujące presję pomagania, potrafią wyrządzić więcej szkód niż pożytku, nie wiem dlaczego ta pani uparła się żeby pomagać tym ptakom, skoro one bardzo dobrze potrafią poradzić sobie same, jeżeli nie znajdują pożywienia w jednym miejscu przenoszą się w inne, taka jest kolej rzeczy, dokarmiając je, ta pani popełniła ogromny grzech, sprawiając, że łabędzie zrobiły się wygodne,leniwe, nie ruszają się z miejsca bo jest im tam dobrze, nie wyczuwają niebezpieczeństwa i mogą przypłacić to życiem. W następną zimę droga pani, proponuję dokarmiać sikorki na własnym parapecie, a jak ma pani chęci, siły i pieniądze to proszę wspomagać schroniska dla psów, natura poradzi sobie sama, tak jak robi to już od dziesiątek tysięcy lat!

niech ten pracownik co niby widział odlatującego ptaka, przyzna się lepiej że sam go zjadł!!!

Trzeba mięć otręby w czerepie ,żeby pisac takie bzdury.A niby gdie maja polecieć ,jak wszedzie lód/?

Trzeba mięć otręby w czerepie ,żeby pisac takie bzdury.A niby gdie maja polecieć ,jak wszedzie lód/?

Do Mcdonalda

ta.. mały odleciał... chyba tego pracownika...