W piątkowym rozkładzie jazdy dalej obowiązywały warsztaty dla młodych twórców i krytyków filmowych, projekcje konkursowe w kinie LOT i BWA, a także pokazy specjalne – „Mój pies Killer” (reż. Mira Fornay) oraz jeden z video-artów „Centum Operam” (reż. Jiří Vágner). Jednak głównym punktem programu był pokaz filmu szeroko omawianego i nagradzanego zarówno w Polsce, jak i za granicą. Mowa o „Idzie” w reż. Pawła Pawlikowskiego.
„Ida” jest filmem wyciszonym, a zatem nie jest to kino przeładowane zbędną i banalną gadaniną bohaterów. Widzimy piękne, czasem zamyślone twarze i równie piękne, czarno-białe kadry ukazujące Polskę lat 60 z towarzyszącą tamtemu okresowi muzyką, tamtą stylistyką wnętrz i dymiącym w dłoni papierosem. Nie pozostaje nic innego, jak zachwycać się tym cudownym obrazem, w którym młoda Anna (Agata Trzebuchowska) przed złożeniem ślubów w zakonie odwiedza swoją krewną Wandę (Agata Kulesza), stalinowską panią prokurator. Obie wyruszają w podróż, aby poznać tragiczne losy swojej żydowskiej rodziny na polskiej ziemi. Emocje obu bohaterek zostały bardzo ściągnięte. W przypadku Anny uczynił to zakonny rygor, a za opanowaniem Wandy stoi prokuratorska, chłodna pragmatyka. Owszem, film Pawlikowskiego jest niepokojący, ale nie z powodu wydarzeń lub przeżyć obu bohaterek.
„Ida” jest niepokojąca, bowiem estetyzuje zło. Wyborne ujęcia, niczym najlepsze fotografie z tamtej rzeczywistości powodują, że problem mordowania Żydów przez Polaków odchodzi nieco na plan dalszy, a przynajmniej zdecydowanie mniej porusza niż powinien. Nie chodzi o to, aby stawiać widza pod ciągłą presją martyrologii, ale tak się składa, że temat naszego stosunku do Żydów jest wciąż istotnym i nieprzepracowanym w świadomości społecznej problemem - część mieszkańców kraju nad Wisłą nie potrafi spojrzeć bardzo krytycznie na poczynania rodaków wobec rodzin żydowskich. Świetnie pokazują to reakcje na przełomowe książki Jana Grossa lub film „Pokłosie” Pasikowskiego. Owszem, polskie rodziny także ratowały Żydów, ukrywając ich przed okupantem, ale to jeszcze nie oznacza, że mamy poczuć się świetnie.
W „Idzie” bardzo słabo wybrzmiała polityka tamtych lat, ale warto spojrzeć na obraz Pawlikowskiego, jak na ciekawą opowieść o kobietach, a zwłaszcza o Annie, która stoi gdzieś pomiędzy jej sacrum i jej profanum. Anna jest osobą wierzącą, której pobożność wciąż i nawet dowcipnie próbuje podkopać Wanda, namawiając ją do wyjścia na potańcówkę lub pytając o fantazje erotyczne. W końcu jednak młoda kobieta nie decyduje się na przyjęcie ślubów, a po samobójstwie Wandy zrzuca na moment habit, by ubrać buty na obcasach, spróbować nieco alkoholu i przespać się z młodym muzykiem. I już było ciekawie, intrygująco, ale na koniec filmu Anna jednak wdziewa habit i wychodzi z walizką w poszukiwaniu swojej autonomii, swojej emancypacji w być może w murach zakonu lub w społeczeństwie, tego nie wiemy. To może wyglądać bardzo oryginalnie i tak artystycznie dojrzale, ale reżyser otwartym zakończeniem filmu postanowił zadowolić wszystkich – zarówno lewicowca, jak i czytelnika Frondy. Szkoda tylko, że przynajmniej jednego z nich nie poruszył.
Maraton filmowy, jakim jest Festiwal ZOOM-ZBLIŻENIA trwa do niedzieli 23 lutego. Sobota jest ostatnim dniem, kiedy możemy jeszcze obejrzeć filmy konkursowe i pokazy specjalne („Chce się żyć” w reż. Macieja Pieprzycy oraz „Dziewczyna z szafy” w reż. Bodo Koxa).
W niedzielę o godz. 11.00 odbędzie się gala festiwalowa i zostaną wręczone nagrody, a o 12.30 pokaz filmów nagrodzonych i zrealizowanych w ramach warsztatów podczas festiwalu.
Więcej informacji na temat festiwalu oraz szczegółowy program imprezy w publikacjach, do których odnośniki znajdują się na www.zoomfestival.pl.
Komentarze (4)
charakterystyczne, maja tony najnowszego sprzetu, gigabajtowe karty a nie potrafia zrobic jednej dobrej fotki lub filmiku.
Ida jest pzrede wszystkim filmem kłamliwym i wrednym. Coś w rodzaju "Pokłosie " wersja łagodniejsza, ale bardziej perfidna. Znów, nie wiadomo na jakiej podstawie - jakich dowodów - wciska się Polakom, że mordowali Żydów. Ten sam fałszywy motyw co w Pokłosiu ( nota bene zrobionym za sowiecką kasę) , że Polscy antysemityzm wyssali z mlekiem matki. I ssą do dziś! O sądowych mordach Żydów wobec Polaków - w filmie niwiele. Filmowa Wanda ( stalinowska prokurator) nawet nie ma wyrzutów sumienia, że wysyłała polskich patriotów do piachu. O Lunie Brystiger zwaną krwawa Luną - cicho. Dlaczego cicho. Zmusza się Polaków przy pzrepraszali Żydów, Niemców. Tylko patzrec jak będziemy pzrepraszać Ukraińców za rzeź wołyńską.
Zoom jest niestety w doborze filmów - złym i szkodliwym festiwalem.
Może zrobic film o tym jak to Żydzi z NKWD, UB, SB do wyboru , do koloru mordowali Polaków. Problem jest tylko taki, że nie znajdzie sie sponsora i dystrybutora. Poczytajcie jaki byl skład osobowy bezpieki w Polsce. Żydowski autor opracowania ocenia, że na etatach oficerskich było w SB i UB około 70% Żydów. Skąd taka nadreprezentacja skoro ocenia się, że w Polsce było ok 5% Żydów?
Radzę obejrzeć "Idę", ten film to właśnie m.in. historia byłej stalinowskiej sędziny, która posłała kilku Polaków na śmierć jak tzw. "wrogów narodu". I w filmie nikt nie rozgrzesza ani Polaka, który z innymi Polakami ukrywał Żydów, do czasu aż wreszcie ich zabił - ani komunistki Żydówki, która służyła wiernie zbrodniczemu systemowi. Nawet oni sami zbytnio się nie bronią prostymi usprawiedliwieniami, bo wiedzą, że nic nie uwolni ich od zbrodni jakich się dopuścili, nic poza śmiercią. Siłą filmu jest właśnie pokazanie zawiłej historii, w którą uwikłani zostali bohaterowie. Pokazanie tej historii bez uproszczenia i łatwego usprawiedliwiania jednych i oskarżania drugich. To niezwykłe spojrzenie, na ogół obce polskim twórcom, którzy lubią moralizować i osądzać pod dyktando określonej interpretacji historycznej. Osobiście wcale się nie dziwię, że główna bohaterka na koniec porzuca możliwość rozpoczęcia zwykłego życia i woli wrócić do zakonu, bo to jest jedyny dla niej bezpieczny świat.