Lwów w Wangu jest w sumie pięć. Cztery na portalach oraz jeden, który przed II wojną światową „warował” przy bocznych drzwiach, wiodących do krużganka okalającego wnętrze kościółka. Na dodatek był uwiązany na łańcuchu. Po wojnie owego pojedynczego lwa przeniesiono na ambonę, a potem zabrano stamtąd i znalazł się w zasobach materialnych parafii.
Kiedy w roku 1992 organizowano wystawę poświęconą dziejom kościoła Wang, w karpaczańskim Muzeum Sportu i Turystyki, lew znalazł się wśród eksponatów, obok m.in. XIX-wiecznego portretu hrabiny Fryderyki Juliany von Reden – damy, która namówiła króla Fryderyka Wilhelma IV Hohenzollerna, by podarował drewnianą świątynię parafii w ówczesnym Brueckenbergu (dzisiejszym Karpaczu Górnym) - oraz egzemplarzy Biblii, również podarowanych przez króla. Ekspozycja została opisana nie tylko w prasie polskiej, ale też niemieckiej, i najpewniej ta medialna sława, jak podejrzewa proboszcz parafii Wang, ks. Edwin Pech, przyczyniła się do nieszczęścia, bowiem cenne artefakty zostały pewnej ciemnej nocy skradzione z muzeum. Wśród nich był także drewniany lew.
Z względu na wartość kulturową skradzionych przedmiotów – zwłaszcza XII-wiecznej figurki lwa – śledztwo w tej sprawie wszczęła nie tylko polska policja. Powiadomiono również Interpol.
Los ukradzionego lwa podzieliły kolejne! Upływały lata, a policyjne śledztwo nie przynosiło rezultatów. Na domiar złego, kiedy ks. Edwin Pech i inni przedstawiciele parafii Wang wybrali się w 1995 r. do Norwegii, by świętować 1000-lecie narodzin króla Olafa II Haraldssona, który doprowadził do chrztu narodu norweskiego, ukradziono dwa kolejne lwy! Te, które znajdowały się na półkolumnach na zewnątrz świątyni. Takie usytuowanie, jak wierzyli Norwegowie żyjący w XII w., miało strzec wnętrza kościoła i wiernych przed atakiem złych duchów. U schyłku XX w., jak się okazało, „strażnicy” świątyni nie zdołali upilnować samych siebie.
„Rekin” zwróci lwy, jeśli policja uwolni „rybkę” - takimi obrazowymi sformułowaniami posługiwał się ks. Pech, opowiadając podczas spotkania z przewodnikami sudeckimi sensacyjną historię ukradzionych figurek. Przełom w śledztwie nastąpił w pierwszych latach XXI w., gdy norweski profesor James Knirk, pomagający w poszukiwaniach, powiadomił pastora, że w galerii Sotheby’s w Kolonii ktoś wystawił na sprzedaż drewnianego lwa (chodziło o uwiązanego niegdyś na łańcuchu strażnika drzwi krużganka).
W tym samym czasie polska policja powiadomiła, że znalazły się dwa lwy z portalu zewnętrznego, a okoliczności odzyskania były mniej więcej takie:
- Złapano małą rybkę, która coś wiedziała. W trakcie przesłuchań pojawił się rekin, który oświadczył, że odda lwy, jeśli policja wypuści rybkę – relacjonował proboszcz parafii Wang. – I tak się stało.
Więcej na ten temat w aktualnym, świateczno-noworocznym wydaniu Nowin Jeleniogórskich z 24 grudnia 2019 r. Zapraszamy do lektury!
Komentarze (4)
ŁAPY POUCINAĆ!!!!! publicznie!!!
Już raz ukradli i oddali podrzucili do kościoła Garnizonowego to lata 95-98 chyba i ile pamietam operacyjnie....
Ryszard Zając jest jeleniogórzaninem (a właściwie ciepliczaninem)
Od lat nie mieszka w Polsce.Od 2007 r. Ryszard Zając mieszka i tworzy w Forst, w Niemczech.