To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Po premierze „Dobrze”

Po premierze „Dobrze”

Śmiech się miesza z melancholią w najnowszej produkcji jeleniogórskiego Teatru Norwida. Na scenie studyjnej Tomasz Man wyreżyserował autorską sztukę pt. „Dobrze”.

Bohaterem sztuki jest emerytowany kolejarz (w tej roli Kazimierz Krzaczkowski). Poznajemy go w momencie, gdy dowiaduje się, że jego dni są policzone. O chorobie próbuje rozmawiać z bliskimi: córką ( Magdalena Kępińska), sąsiadem (Jarosław Góral), wnukiem (Igor Kowalik), ale oni słuchają tylko siebie. Obarczają starszego pana własnymi problemami, pgrążając go w samotności i wyobcowaniu. I wtedy starszy pan przypomina sobie o marzeniu z dzieciństwa. Podążając za tym głosem, sprzedaje przedwojennego mercedesa – nietykalną dotąd rodzinną pamiątkę - i wyjeżdża do Ameryki. Jego powrót wzbudza w środowisku jeszcze więcej kontrowersji. Okazuje się bowiem, że w Ameryce starszy pan zakochał się w Indiance...

„Dobrze” nie jest sztuką, która buduje wnikliwe portrety psychologiczne bohaterów. Jest pogodną komedią przyprawioną dozą melancholii. Bohaterów poznajemy w krótkich scenach – fleszach. Czy w postaciach rozpoznamy naszych bliższych i dalszych znajomych, rodzinę, siebie... a w dialogach odnajdziemy codzienność, która jest i naszym udziałem? Pewnie, że postaci są przerysowane. Może z wyjątkiem starszego pana. Bo „Dobrze” jest sztuką o pogodnym odchodzeniu, o godzeniu się na los, na świat i ludzi takich, jacy są, z wadami, potrafiących ranić. Jest też zarazem sztuką, która przypomina, jak ważne w życiu są marzenia i wyobraźnia. To one potrafią połączyć śmiech ze smutkiem.

„Dobrze” to współczesny tekst dotykający życia tu i teraz w połączeniu z minimalistyczną scenografią i optymistyczną muzyką. Na scenie przekonujący w roli samotnego pana, pogodzonego ze światem i sobą, Kazimierz Krzaczkowski. Podobać się mogą Magdalena Kępińska i Jarosław Góral. Spektakl rozpoczyna się dynamicznie, zwalniając tempo w drugiej części, kiedy sceny budzą więcej melancholii niż uśmiechu. Dla widza to trudny moment: wprowadzenie do spektaklu elementów szamaństwa – kiedy starszy pan wraca z Ameryki – nie przekonuje. Zabrakło w tym momencie nieuchwytnej magii, która tekst zamienia w teatr.