To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Ona kochała życie, a Ją kochali ludzie

Ona kochała życie, a Ją kochali ludzie

Wspomnienie o Danucie Malinowskiej (1947-2005)
Nikt by się nie spodziewał, że Danuta Malinowska - energiczna, pogodna, pełna energii i radości życia - pożegna się z tym światem. Walczyła o życie przez pięć lat, nie poddając się i szukając ratunku. Kiedy leżała na legnickiej onkologii, a do pani Danusi jak zwykle przyjechali odwiedzający, lekarz powiedział do Krystyny Manieckiej, wizytatora jeleniogórskiej Delegatury Kuratorum Oświaty: To musi być niezwykle dobra osoba, skoro tyle osób pamięta o Niej i przyjeżdża w odwiedziny. Tak było w istocie - dar empatii, otwarcie na problemy innych, gotowość do pomocy - to były istotne cechy nauczycielki, która zaskarbiła sobie pamięć i miłość zarówno uczniów, jak i współpracowników ze szkół, w jakich pracowała.

Pochodziła z Kresów, urodziła się w Starej Dubowej na terenie obecnej Białorusi. Rodzina Kowalewskich (tak brzmiało panieńskie nazwisko Pani Danuty) przyjechała do Polski w 1957 roku, na krótko zatrzymując się na Białostocczyźne, a potem przenosząc do Słupska. Tu Danuta zaczęła naukę w miejscowym Liceum Pedagogicznym, którą ukończyła już w Jeleniej Górze, w 1966 r. Wyszła za mąż, urodziła w 1968 roku swoją jedynaczkę Martę. Tak się potoczyły losy, że sama wychowała i wykształciła córkę, a potem doczekała się wnuków, Oskara i Konrada. Jak wiele młodych osób repatriowanych w latach pięćdziesiątych, studiowała rusycystykę. Prawie całe swoje życie zawodowe poświęciła, zgodnie z powołaniem, pracy z młodzieżą. Zdarzył się jeden epizod, który na niedługi czas spowodował rozstanie z zawodem nauczycielskim. Było to wówczas, kiedy Danuta Malinowska podjęła pracę w jeleniogórskim Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Jej żywiołem była jednak szkoła, praca z dziećmi i młodzieżą. Uczyła w Szkole Podstawowej nr 1 w Sobieszowie, w cieplickiej „Trójce”, a z początkiem lat siedemdziesiątych podjęła pracę w jeleniogórskim Zespole Szkół Zawodowych nr 2, gdzie z czasem została kierownikiem warsztatów szkolnych i przejęła odpowiedzialność za przygotowanie młodzieży do zawodu.

Danuta Malinowska była urodzoną społecznicą. Działała w ruchu harcerskim, osiągnęła stopień starszego harcmistrza. Organizowane przez Nią obozy mundurowej braci spod znaku lilijki zdobywały najwyższe miejsca w rywalizacji. W 1973 roku jako jedyna przedstawicielka Jeleniej Góry wzięła udział w uroczystym otwarciu budowy Centrum Zdrowia Dziecka. Tak uhonorowano Jej troskę o pozyskanie funduszy na ten cel. W latach 1988-1998 przewodniczyła jeleniogórskiemu Oddziałowi Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Andrzej Bira, który blisko 4 lata temu nad grobem jako dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 żegnał swoją koleżankę i podwładną, dziś mówi, że była Ona typem nauczycielki - matki. Na radach pedagogicznych wstawiała się za uczniami, przekonywała, że typ szkoły, w jakiej pracuje, ma przede wszystkim doskonale przygotować do wybranego zawodu, więc kiedy uczeń ma trudności z przedmiotami ogólnokształcącymi, należy mu pomóc i dać szansę. W trosce o to przygotowanie zawodowe opracowała poradnik dla firm, które zapewniały uczniom praktyki. Nawiązała kontakt z jeleniogórskim Cechem Rzemiosł Różnych i doprowadziła do tego, że uczeń, otrzymując świadectwo ukończenia szkoły, uzyskiwał też stopień czeladniczy. W szkole natomiast, jak wspomina Andrzej Bira, potrafiła stworzyć atmosferę drugiego domu. Zanim Polska weszła do Unii Europejskiej, Danuta Malinowska nawiązała współpracę z Domem Europejskim w Bad Marienberg, co w konsekwencji zaowocowało praktykami uczniów „Dwójki” w tym mieście.

Danusia nie pozwoliła, żeby ciężka choroba, która odbierała Jej siły i urodę (wielu przecież pamięta Ją jako piękną, wysoką blondynkę), przyniosła izolację od świata i ludzi. Zapraszała do swojego sobieszowskiego domu u stóp Chojnika przyjaciół. Już bardzo chora - przygotowywała przyjęcia w kipiącym zielenią ogrodzie. Te spotkania stały się wzruszającą tradycją. Kiedy traciła siły, przygotowywała się do kolejnych etapów choroby. Domofon był w zasięgu ręki. Specjalnie zainstalowana winda umożliwiała zjazd wprost do ogrodu. Najbliżsi otoczyli chorą opieką i troską. Dla Niej rodzina była bardzo ważna. Jak wspomina Jadwiga Dąbrowska, od 23 lat kierująca Liceum Ogólnokształcącym im. Norwida, siostra Danusi, zawsze była Ona bardzo rodzinna. Familijne spotkania z różnych okazji najpierw w domu rodziców, a gdy ich zabrakło - z rodziną Dąbrowskich i zamężnej córki były dla Niej bardzo ważne. Kochała wnuki i swoje, i siostry Jadwigi, witała je na świecie z radością, pragnąc przekazać im całą afirmację dla ludzi, życia i świata, jaka była Jej udziałem. Nic dziwnego, że Jej entuzjazm był zaraźliwy, a Jej miłość do ludzi odwzajemniana. Umarli odchodzą, ale zostają nauczycielami sztuki życia. Zwłaszcza kiedy na przekór cierpieniu uzyskują w tej sztuce mistrzostwo.

Nowiny Jeleniogórskie nr 32/09.