Tybetańczycy, którzy nie zostali dopuszczeni do udziału w chińskich igrzyskach - zorganizowali w Tybecie własną, Małą Olimpiadę. W maju. Skromną, ale z całą oprawą: z ceremonią rozpoczęcia, nielicznymi zawodami, rozdawaniem medali oraz zakończeniem. Mieli też swoje, nieco inne logo: JEDEN ŚWIAT - WIELE MARZEŃ.
Bliższe mi to ujęcie. Ludzkości czas to tysiąclecia. Narodu czas - wieki. Człowieczy czas to lata, miesiące, tygodnie, dni, godziny i chwile. Człowieczy Los to również miliardy istnień ludzkich. Także cywilizacyjny, religijny, kulturowy tygiel. Upadające trony, powstające nowe państwa. Morze łez i krwi, niesprawiedliwości, zgliszcza i popioły. No, ale i fantastycznych osiągnięć. Wytwory materialne ludzkich rąk; odkrycia naukowe. Architektura, rzeźba, malarstwo, poezja i muzyka. Środki medialne. CZŁOWIEK - co by nie myśleć o ZŁU, to naprawdę brzmi dumnie.
Pokój, Piękno, Radość niejedno ma imię. Tęczą barw rozkwita - co w treści tych słów zawarte. I różny rezonans wywołują ich dźwięki w sercu pojedynczego człowieka. Dlatego - sobie myślę - na progu 2009 roku raczej taka powinna być modlitwa wierzącego i ateisty:
Niech miliony będzie słów - Niosących Pokój.
Niech miliony będzie wierszy - Tworzących Piękno.
Niech miliony będzie pieśni - sprawiających Radość.
Zawsze jest jakieś jutro.
Ale tak naprawdę masz tylko DZISIAJ
Zadane, aby je przeżyć jak najpiękniej.
Moja serdeczna prośba:
Czytelniku, wejdź w nowy rok z marzeniem, z postanowieniem: wnosić sobą Pokój, stwarzać życiem Piękno, sprawiać innym Radość. UWIERZ: Jest to możliwe, gdy się odmierza swój czas rytmem serca.
I moje - dla Ciebie, pełne nadziei życzenia: Niech Ci się tak udaje każdego powszedniego i świątecznego dnia 2009 r. Pamiętaj: Masz wyłącznie DZISIAJ. Trzeba tylko zapragnąć i chcieć takim człowiekiem się stawać.
Zamarzysz...?
Nowiny Jeleniogórskie nr 53/08
Komentarze (1)
Dzień 23 lutego 2009 - budzik "zaterkotał" o 5,45 przy ul. Powsińskiej w Warszawie. Ciocia wstała i przygotowała śniadanie. O 6,30 siostrzeniec AREK pomachał ręką ze swego auta. Na Okęciu byliśmy ok. 7. Bagaże postawiłem naprzeciwko stanowiska 259 i zacząłem się przechadzać. Pracownik obsługi lotniska zapytał mnie czy to są moje bagaże ?! (przez kilka minut byłem byłem przy stanowisku informacji). Około 8 dotarła Pani Katarzyna z Sochnutu z dokumentami. Zrobiłem sobie zdjęcia z nią oraz moją towarzyszką podróży - Magdaleną. Potem nastąpiła drobiazgowa kontrola bagażu. Urzędniczka zwróciła mi uwagę na niestosowność pozostawiania bagażu bez opieki (przeprosiłem za to) oraz zapytała: "Jaki jest powód emigracji Pana z kraju? - "Powodem jest głupota Polskich polityków" - odparłem. "Aż tak ? - zapytała. "Właśnie tak". W oczekiwaniu naq godz. odlotu kupiłem 2 butelki alkoholu w strefie bezcłowej (byłem namawiany przez pracowników do większej ilości - bo podobno nikt tego nie będzie sprawdzał) i wypiłem z Magdą (która też emigrowała do Hajfy, gdzie czekał na nią jej przyszły mąż) kawę. O 10,30 Boening 737 Izraelskich Linii Lotniczych EL AL wzbił się w powietrze i po kilku minutach rozpoczął się pełen serwis zaopatrzenia żywnościowego - począwszy od zimnych napjów (soki i wino czerwone), póżniej obiad i w końcu deser z kawą (koszt biletu - 1360 pln.) Lecieliśmy nad Mołdawią, Turcją i Cyprem (naturalnie również nad Morzem Sródziemnym). O 15,05 wylądowaliśmy na lotnisku BEN GURIONA w Tel Aviwie, gdzie przed halą odpraw czekał na nas pracownik Urzędu Imigracyjnego z tablicą, na której było napisane moje nazwisko i imię oraz imię Magdaleny. Inną ścieżką niż pozostałych podróżnych wprowadzono nas do siedziby urzędu, gdzie poczęstowano nas kawą i wręczono nam pierwsze dokumenty i pieniądze na pierwsze dni życia w nowym miejscu. Pożegnałem się z Magdą i po godzinie 16 siedziałem już w zamówionej przez urząd TAXI, która zawiozła mnie do ośrodka absorbcyjnego YEELIM w Beer - Szewa, około 130 km na południe od Tel Aviwu (na mapie poniżej strefy Gazy). Do tej pory Magda swoją znajomością jęz, ang. pomagała mi w rozmowach z urzędnikami - gdy jej zabrakło, musiałem gwałtownie przypominać sobie rosyjskie zwroty. Wszystko to mieszało mi się z niemieckimi i polskimi wyrazami. W ośrodku wypożyczono mi 3 koce (pościel na szczęście miałem własną). Mieszkam w 3 - pokojowym mieszkaniu, a moim towarzyszem jest Mark który przed rokiem przybył z Anglii i ciągle jeszcze się uczy. Porozumiewać z nim mogę się tylko w języku ang. , więc od początku mam " pranie mózgu" i co chwilę muszę zaglądać do słownika. LECHAIMM - to słowo usłyszałem pierwszy raz w samolocie od Magdy, która stuknęła się ze mną plastykowymi kubkami z winem a wieczorem drugi raz, gdy zrobiłem "drinki" na przywitanie z Markiem.
24 lutego - od rana próba porozumiewania się z urzędnikami. Gorączkowo przypominam sobie rosyjski język (jedna z urzędniczek stamtąd przyjechała). Na poczcie załatwiam otwarcie konta ubezpiecz. i wybór lekarza (opłata 14,50 szekla). Wezwana telefonicznie do tłumaczenia Pani Katarzyna z Warszawy ustala ze mną dalszy program założenie konta w banku (dzisiaj nie wyszło ze wzgl. na awarię komp.), podaje warunki podpisania umowy na wynajęcie kwatery - 240 szekli miesięcznie (które jako zabezpieczenie muszę od razu wpłacić) , plus dojdzie do tego woda i gaz wg wskazań licznika. Wieczorem drobne zakupy w postaci środków czystości. Z Markiem porozumiewam się za pomocą słownika. Dni są ciepłe, ale wieczory i noce zimne. Jutro muszę kupić kołdrę i poduszkę. Beer - Szewa, m. w południowym Izraelu w oazie na pustyni Negew. W starożytności najdalej wysunięty punkt graniczny państwa, miejsce kultu kananejskiego, potem izraelskiego; w epoce królów zwrot "Od Dan do Beer Szewa" oznaczał całą ziemię izraelską z północy na południe. 188 tys. mieszk. ośrodek przem. masz., elektr., chem.włók., odzież. ,mat. bud. Uniwersyt., centr. med. inst nauk.bad. , muzea, węzeł drogowy, port lotniczy,; .P
Oczywiście głównym językiem, używanym przez mieszkańców jest hebrajski; jeżeli w przypadku rosyjskiego i (gorzej) angielskiego daję sobie czasami radę - to w przypadku hebr. muszę się poddać. Na dodatek , język ten wymaga pisania oraz czytania od prawej do lewej strony ; może nieprzypadkowo mój syn Piotr jest osobą leworęczną ?! Ten zbiór znaczków , wężyków i zakrętasów to dla mnie prawdziwa "czarna magia". W urzędach pracują ludzie przybyli również z byłego związku radzieckiego, również w sklepach - ale w tym sklepie obok naszego ośrodka oprócz strażnika pracują tylko tubylcy; i czasami muszę się długo zastanawiać, co zawarte jest w opakowaniu produktu żywnościowego, bo tylko część z nich zawiera napis np. w języku zachodnim. W mieszkaniu nie mamy radia a tv jest zepsuty. "Ludzie !" - uzmysłowiłem sobie nagle, że od kilku dni nie oglądam DURNIA z Dużego Pałacu i jego obleśnych przyd***sów a także spokrewnionego z nim pajaca z pis-dowatej partii. Boże, co za ulga - każdemu radzę z dobrego serca, by na kilka dni wyłączył tv i radio i poszedł na spacery do lasu. Rada moja jest dawana w trosce o zachowanie zdrowia psychicznego. Wierzę, że gdy wrócę zastanę tylko nieliczne ślady "kaczych odchodów", bo kaczystów wcześniej wymiecie "wiatr historii". Obok ośrodka absorpcyjnego sadowił się "krwiopijczy" Market, który wykorzystuje kilkuset mieszkańców, przybyłych z różnych stron świata w ramach aliji. Ceny są bardzo wysokie i dlatego, po rozmowach z Markiem postanowiłem chodzić na zakupy do żywnościowego Village-Marketu położonego 1.5 km dalej. Nie znam jeszcze miasta i nie wiem, gdzie są sklepy z art. gosp. dom. Za chwilę muszę pójść po zakupy, bo jutro "Szabas" i sklepy będą zamknięte. No tak ! - doszedłem do Villlage/Marketu za póżn, bo o 16-tej zamknęli, cofnąłem się więc do "Gastronoma" (pisane po rosyjsku), który nie przejmuje się nakazami religijnymi i sprzedaje do póżnego wieczora; nie wiem tylko jak w stosunku do innych sklepów wyglądają jego ceny *o istnieniu tego sklepu oczywiście powiedział mi Mark). Szabat (hebr. szabas ; w judaiżmie 7 dzień tygodnia (sobota), kultowy dziań odpoczynku; trwający od piątkowego do sobotniego zachodu. Po zrobieniu makaronu z przysmażonymi jarzynami i białym twarożkiem przygotowałem dwa talerze i zapukałem do Marka. "No,no ! Szabas. szabas ! No cóż, prosić nie będę. Rydzyk og****ł "mohery" i w kraju miałem wyrobione zdanie o tych technikach (chociaż za pieniądze na wszystko pozwala). Tutaj jeszcze nie mogę mieć zdania, bo tej religii nie znam - więc nie będę się wypowiadał. Wiem jednak przeglądając historię, że najwięcej wojen toczyło się na tle religijnym. Musiałem więc zjeść dwie porcje makaronu.
Izrael - imię nadane Jakubowi po jego walce z aniołem i oznaczające "Ten, który zmagał się z Bogiem". Potomkowie Jakuba zw. Dziećmi Izraela lub Izraelitami. W Księdze Rodzaju (Biblii) występują trzej praojcowie narodu Izraela; ABRAHAM, IZAAK i JAKUB. ABRAHAM, zwany również Hebrajczykiem, miał przybyć do Palestyny, która w Bibli jest częścią Kanaanu z terenów Mezopotamii, z Ur chaldejskiego. Być może była to mgracja semickich Amorytów do Kanaanu w XIX wpne - w tym okresie w Palestynie odnotowuje się wzrost stałych osiedli oraz wzmożony napływ ludności. Hebrajczycy mogli jednak pojawić się tam póżniej, jako że w pierwszej połwie II tysiąclecia pne. do Kanaanu napływały liczne , półkoczownicze plemiona semickie i zamieszkiwały tam wśród wcześniej osiadłej ludności semickiej. Kanaan - w starożytności kraina leżąca na wschodnim wybrzeżu M. Sródziemnego, od gór Taurus na północy do płw. Synaj na południu (teren póżniejszej Palestyny, Syrii i Fenicji ; w Biblii południowa część tych obszarów (póżniejsza Palestyna) wymieniana jest jako ziemia obiecana Izraelitom przez Boga. 1 Marca (niedziela) - autobusem nr 9 dotarłem do centralnej stacji autobusowej i stamtąd pokazując karteczkę z adresem (oczywiście po hebr.) Minist. Absorb. taksówkarzom dotarłem do urzędu. Miła pani Nina w języku ros. wypełniła kilka dokumentów i zapytała czy chę się uczyć. Odpowiedziałem, Ze oczywiście chętnie nauczę się jęz. ang. i tu niespodzianka ! "My uczymy tylko języka hebr." - powiedziała. "O, mein Gott" Andrzeju K - będę czytał Księgę Rodzaju w oryginale ! Kupiłem garnki, budzik i lekko zmoknięty (padał deszcz) wróciłem do pokoju a tutaj przygotowania do "Birthday" (urodziny ma amerykanka z Florydy). Mark przywiózł torta ze śródmieścia - był dobry.