Biuro zostało przeniesione na ul. Wiejską, gdzie obecnie znajduje się sklep, obok piekarni. Odzyskaliśmy pokój, ale nie spokój, ponieważ mama wybiegała do pracy wcześnie rano, po drodze sprawdzając teren, na który dostawała zgłoszenia poprzedniego dnia. Kiedy rozpoczęła się budowa Zabobrza, wszystko zaczęło się zmieniać. Pojawiły się rozkopane ulice, pozastawiane płotami budowy, m.in. ul. Szymanowskiego (kiedy ją budowano, przypomniałam sobie, jak koledzy ze szkoły nazywali mnie „wieśniarą”, wówczas się z nich śmiałam i mówiłam, że jeszcze miasto przyjdzie do mnie, i doczekałam się). Budowa Zabobrza szła do przodu, a mamie przybywało obowiązków. Coraz większe stresy, coraz więcej nerwów i coraz mniej czasu dla samej siebie i rodziny. Myśmy dorośli, siostra studiowała, ja pracowałam, a młodszy brat wyjechał do szkoły do Gdańska. Ojciec po długich latach pracy jako inkasent, przeszedł na emeryturę. Lata uciekały, a mama była nieugięta, zajmowała to samo stanowisko. Przez cały ten okres nigdy nie zapisała się do partii, ani ona, ani nikt z mojej rodziny.
Przyszedł rok 1973, kiedy nastąpiło wielkie załamanie. Mamę dotknęła groźna choroba. Półtora roku była na chorobowym. Gdy poczuła się już lepiej, na prośbę dyrekcji zawiesiła rentę i wróciła do pracy. W tym samym czasie narodził się pomysł utworzenia administracji ZGL „Północ”. Polegał on na połączeniu kilku ZGL-ów w jedną wielką administrację. W każdym biurze był kierownik, pracownicy oraz kadra ludzi, którzy przepracowali całe życie na tych etatach. Dyrekcja zorganizowała zebranie kierowników w celu wyłonienia tego jednego, który dałby sobie radę z pracownikami i ogromnym majątkiem. W dniu zebrania mama powiedziała przed wyjściem do dyrekcji: „Po co mi to było, mogłam być na rencie i spokojnie przyglądać się temu z daleka, a tu teraz takie nerwy”. Musiała jednak być dobra w tym, co robiła, bo chyba aż siedmiu kierowników wybrało ją na zarządcę całego majątku. Pomimo choroby podjęła to wyzwanie i dzielnie poprowadziła administrację, jednocześnie poznawała i jednoczyła jeszcze mieszkańców. Obowiązki, których się podjęła, wypełniała przez dwa lata, wówczas nastąpił drugi atak choroby. Wtedy była już zmuszona poddać się. Mimo iż dyrekcja proponowała jej na czas kuracji p.o. pracownika, odmówiła. Dzisiaj mogę powiedzieć, nie tylko ja, ale i moja rodzina, że mimo wielu przeciwności kroczyła drogą prawdy i poczucia obowiązku. Gdy umarła w 1979 roku, na pogrzebie było wielu jej przyjaciół, a może też i wrogów, ale każdemu było jej żal. Ojciec zmarł dwa lata po śmierci mamy, po nim natomiast starsza siostra. Obecnie wciąż mieszkam w tym samym mieszkaniu z moją rodziną i często opowiadam dzieciom o czasach, kiedy mieszkałam tu z rodzicami i rodzeństwem. Brat Zbyszek został kapitanem statków.
Nowiny Jeleniogórskie nr 31/09.
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...