Wszystko działo się w Siekierczynie. Policjanci zauważyli forda jadącego bez świateł, gdzie dodatkowo kierowca nie miał zapiętych pasów. Pojechali za nim, ale kierowca przyspieszył a przy cmentarzu wysiadł i uciekł alejkami między grobami. Policjantom nie udało się go złapać. W międzyczasie na policję zgłosił się 30-latek twierdząc, że ukradziono mu samochód, gdy przy sprzedaży pozwolił się nim przejechać potencjalnym kupcom. Rozpoznał swojego forda. Ta wersja okazała się jedynie zmyśloną historyjką. Dowiedziono, że to sam właściciel forda podający się teraz za poszkodowanego uciekał przed policjantami kilkadziesiat minut wcześniej. 30-latek uciekał, bo miał sądowy zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów. Za jego złamanie i wprowadzanie w błąd policję odpowie przed sądem
Komentarze (5)
Nowiny Siekierczyńskie ;-)
To znaczy policja stwierdziła, że taka wersja im nie pasuje, bo jak zawsze twardych dowodów BRAK. Mam rację?
Mogli go przycisnac i sie przyznał. Ostatecznie sad rozstrzyga a sad jak wiadomo nie potrzebuje twardych dowodow. Wystarczy wewnetrzne przekonanie sedziny albo przekonanie, ze wyrok bedzie w interesie spolecznym (chociaz bez dowodow).
Dobrze powiedziane "wewnętrzne przekonanie"...tyle wystarczy, żeby zniszczyć komuś życie.
bo ja to kiedys utopilem auto w stawie ale nie bede sie chwalil.