Babcia nigdy więcej nie zobaczyła swojej mamy. Nie wróciła do Ameryki. Opowiadała często o podróży przez ocean statkiem „Batory” i o choince z pięknymi światełkami w Chicago. Tylko tyle zapamiętała z amerykańskiego snu. Ale nie odczuwała żalu do mamy, czy losu, który z Chicago zaprowadził ją na Podhale. Całe życie czuła się góralką, choć i pod wierchami długo nie było jej dane zagrzać miejsca. Miała w sobie tę twardość, hardość góralskich przodków. Byle halny nie zwalał ją potem z nóg.
Pierwszy dom za Bugiem
Sentyment do Podhala, góralskich zwyczajów i muzyki, pozostał w niej na zawsze. Nie mówiła tylko, czy jako kilkunastoletnia dziewczynka chciała wyjeżdżać na Wschód, w Tarnopolskie. Wujostwo kupiło tam duży folwark i ziemię. Pojechała z nimi do Bokowa, szukać szczęścia na nowej ziemi. Tam poznała legionistę Wojciecha. Na wojnę wyruszył z Podhala, za służbę u piłsudczyków dostał kawał ziemi za Bugiem. Pobrali się w 1922 roku. Pierwszy dom, skromny, drewniany, dziadek zbudował sam. Dom stanął na wzgórzu, w Kaszczówce Podhalańskiej. Tak nazwali osadę pod Bokowem podhalańscy emigranci.
Babcia gospodarowała z dziadkiem na Wschodzie, ale na Podhale, tym razem do Jaszczurówki, jeździła w sezonie pomagać wujostwu w prowadzeniu pensjonatu i knajpy. To tam nauczyła się piec pączki, które w karnawale pojawiały się na naszym stole niemal do końca jej dni. Czy ziemię na Wschodzie uznała za swoją? Na pewno jej udziałem była ciężka praca na gospodarce i chwile radości. Podobno w Bokowie babcia Bronia była pierwszą tancerką we wsi. Tam urodziła sześcioro dzieci. Tam jedyny raz odwiedziła ją starsza siostra z Ameryki. Do rodzinnych opowieści należy obraz - wspomnienie, jak babcia wynosiła przed dom w Kaszczówce Podhalańskiej miednicę, rozplatała długie do kolan i gęste włosy siostry i partiami je myła... Nigdy więcej nie zobaczyła siostry, nie dostała od niej listu. Wojna zerwała rodzinne więzi. Kiedy po wielu latach, w wolnej Polsce, mogła uzyskać obywatelstwo amerykańskie - odmówiła.
W Kaszczówce Podhalańskiej stanął dom babci Broni. W Kaszczówce Podhalańskiej spłonął dom babci Broni.
Saniami na Sybir
Nie widzieli, jak płonął dom. Schowani w lesie słyszeli tylko ryk bydła. Ukraińcy podpalili polskie chałupy w osadzie jesienią 1939 roku. Zostali bez dobytku. Uszli z życiem. Pod dach przyjęła ich Ukrainka, u której babcia była chrzestną. Kiedy i tam zrobiło się niebezpiecznie, zamieszkali w opuszczonej organistówce.
W nocy 10 lutego 1940 roku dwóch „enkawudzistów” stanęło w drzwiach z karabinami. Nie pozwolili spakować nawet prania rozwieszonego w izbie. Dziadek chwycił tylko pierzynę, która potem, w drodze, uratowała ich przed zamarznięciem. Samochodami dojechali do Tarnopola. Razem z innymi zostali wtłoczeni do wagonu towarowego: z pryczami po bokach, piecykiem - kozą i toaletą - dziurą wyciętą w podłodze pośrodku. Nikt z rodziny nie zapamiętał, jak długo jechali na wschód. Czasem na bocznicach stali i trzy dni. Raz dziennie rozsuwały się drzwi i sołdaty wnosili wiadro z wodą, drugie - z zupą. Dzieci ratowały się... soplami, które zwisały z okienka i przez kratę można je było lizać jak lody. W Krasnojarsku wraz z ciuchami wyrzucili wszy. Nowe kufajki odmierzyły kolejny etap drogi: samochodami do Jenisjejska, dalej kilka czy kilkanaście dni - nikt nie liczył - saniami. Wiecznie pijany woźnica powoził czwórką koni. Jedna rodzina - jedne sanie, czyli płozy ze zbitymi deskami i sianem. Dziadek przytomnie owinął babcię i dzieci pierzyną, przywiązał do sań sznurem. Sam stał na płozach: kiedy sanie się przewracały, balansował je ciałem. Z sań za nimi wypadło dziecko. Woźnica się nie zatrzymał. Babcia Bronia na Sybir zawiozła pięcioro dzieci. Wszystkie przeżyły.
Pierwsze dwie zimy babcia Bronia z rodziną spędziła w barakach w tajdze. Pracowała w lesie przy obróbce drzew. Dostawała po 30 g chleba na dziecko. Dziadek kradł owies przeznaczony dla koni, nocą pod pierzyną mielili owies, który gotowali z wodą na kozie. Kiedy w Sielcach tworzyło się wojsko polskie, dziadek uciekł. Przeszedł 300 km przez tajgę. Zaciągnał się do wojska. „Tylko pamiętaj Broniu, niczego nie podpisuj” - powiedział odchodząc.
NKWD wzywało babcię kilkakrotnie. W baraku pięcioro dzieci zostawało samych. Babcia Bronia obywatelstwa rosyjskiego nie podpisała.
Przenieśli babcię w inne miejsce. Tam razem z dziećmi kopała i płukała złoto. Pod koniec dnia odmierzano grudki złota na wadze: w zamian babcia dostawała dla dzieci rybę suszoną, mąkę, kawałek chleba. Latem - za radą miejscowych - szukała w tajdze roślin leczniczych, lecząc dzieci z kurzej ślepoty i szkorbutu.
Do Zagłębia Donieckiego, gdzie przewieziono babcię z dziećmi, płynęli barką ciągniętą przez konie idące brzegiem rzeki. Tam było już lepiej. Dostali własny barak, z własnym piecykiem - kozą. To nic, że podłoga gliniana. Babcia pracowała z dziećmi w sowchozie przy uprawie warzyw, potem na nocki w piekarni. Każdej nocy najstarsze dzieci podchodziły pod okienko piekarni, babcia ukradkiem wyrzucała im chleb. Na polach kradli cebulę, pomidory, arbuzy. Mieli co jeść.
„Ziemia obiecana” w Szarocinie
O końcu wojny babcia usłyszała z ryczących na cały sowchoz „kołchoźników”. Do Polski wróciła z dziećmi przed Wielkanocą 1946 roku. Dopiero tutaj dowiedziała się, że dziadek żyje, dostał poniemieckie gospodarstwo w Szarocinie pod Kamienną Górą. Pierwsze święta spędzili razem z ... niemieckimi gospodarzami. Czy pokochała „ziemię obiecaną”? We wsi musiała pierwsza mieć zebrane ziemniaki, pierwsza rozpocząć żniwa. Była też pierwszą we wsi akuszerką. Bez pracy nie potrafiła żyć. Bieliła chałupę, raz w miesiącu wyrzucała meble przed dom i zarządzała wielkie sprzątanie, w polu żaden z synów nie mógł jej dogonić. Dziadek, niezwykle mądry człowiek, ze spokojem znosił jej „rządzenie”. Kiedy nie mógł wytrzymać „gadania babci”, zamiast się kłócić, brał kaszkiet wiszący zawsze koło drzwi i szedł w pole.
Siedmiohektarowe gospodarstwo wystarczało na tyle, aby wypełnić PRL-owski obowiązek oddawania „kontygentu”. Babcia, żeby zarobić trochę grosza, dwa razy w tygodniu brała worek z ziemniakami, jajkami i serem na plecy, a do rąk dwa baniaki z mlekiem i przez góry - Przełęcz Kowarską - na piechotę chodziła do Kowar sprzedawać towar. Za zaskórniaki kupiła najstarszej córce materiał na sukienkę i buty na obcasie na bal maturalny, kiedy ta kończyła liceum pedagogiczne.
Ciepliczanka prawie 40 lat
Kiedy w 1961 roku umarł dziadek, mój tato zabrał babcię i najmłodszego brata do siebie, do Cieplic. Nie czuła żalu, opuszczając gospodarstwo. Tak naprawdę chyba nigdy nie pasowała do tej roli.
Babcia wychowała mnie i moje dwie siostry. Zawsze w biegu. Mała i krucha posturą, góralka z Chicago, nie miała taryfy ulgowej dla siebie i bliskich. Wymagająca, z uporem dążyła do lepszego życia, nie użalając się nad tym, co straciła wcześniej. Krzywym okiem patrzyła w zeszytach na... piątkę z minusem („dlaczego ten minus”?), zimą robiła lody... kręcąc w śniegu baniakiem, mocząc grzebień wodą czesała mnie i siostry gładko w koński ogon, krochmaliła sukienki i prowadziła na majówki. Na obiad każdemu z rodziny potrafiła gotować inne ulubione dania. Na tydzień przed świętami makowce musiały leżeć równiutko na szafie. Rozkwitała w towarzystwie rodziny. Wiedziała dokładnie, co słychać u każdego wnuka czy prawnuka, jaką kto ma sympatię, co nowego w polityce, jaka moda obowiązuje aktualnie wśród młodych. Nawet „sukienkę trumienną”, którą zawsze trzymała w szafie „w razie czego”... zmieniała co kilka lat, szyjąc według nowszego kanonu mody. Mobilizowała nas do nauki i ciekawości świata. Dotrzymywała kroku życiu nawet wtedy, kiedy już była bardzo chora. Nie mogła chodzić, ale każdego ranka kazała się ubierać, czesać i wstawała z łóżka. Umarła 2 grudnia, dzień przed swoimi 97. urodzinami. Upadła, wychodząc z łóżka, jakby raz jeszcze chciała oszukać śmierć.
My wszyscy, cała rodzina, jesteśmy z babci Broni. Dzięki Niej, byle halny nie zwala nas z nóg.
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...