Najstarszy festiwal teatrów ulicznych w Polsce wzbudził skrajne opinie.
- Ciekawa impreza promująca miasto. Pamiętam ją jeszcze z czasów dzieciństwa – mówiła Matylda Malec z Gryfina, którą do sceny przyciągnęły barwne stroje aktorów i kunsztowna według niej gra aktorska. – Szkoda, że nie ma czegoś podobnego w naszych stronach. To pierwszy spektakl, który oglądam – mówiła w trakcie „Maruczelli” polsko-ukraińskiego Teatru Nikoli.
Przypadkowy udział w jednym z jego aktów wziął Szymon Niżygorodcew.
– Początkowo nie wiedziałem co mam robić, ale potem kiedy poczułem już klimat, to przyznam, że sprawiało mi to nawet przyjemność – komentował turysta z Krakowa, który wcielił się w rolę rywalizującego koguta. I choć nie wszyscy widzowie dokładnie zrozumieli historię, ważne że spektakl wprawił ich w dobry nastrój.
- Dlatego prezentujemy różnorodne teatry, ale nawet te trudne też zostawiają w nas jakiś ślad. Ludzie wracają do ich oglądania i zaczynają inaczej je postrzegać – tłumaczył Bogdan Koca, dyrektor Teatru im. C. K. Nowida w Jeleniej Górze.
Frajdę miały też dzieci, wpatrujące się w barwnie ubranych aktorów.
– A ten pan co żonglował, był super – dodaje kilkunastoletnia Matylda Niżygorodcew.
Ale nie wszystkich tak spektakl zachwycił.
- Żałuję, że przyszedłem na „Maruczellę”. Po prostu nie podobało mi się. Było może w nim kilka fajnych sztuczek, ale poza tym nic sensownego się nie działo jak na tak długi spektakl. Nie znalazłem żadnej myśli, jaką autor chciałby w tym występie przekazać. Znam Teatr Sztuki Ruchu, ten na pewno warto zobaczyć – komentował Andrzej Marchowski.
Na występ złotoryjskich akrobatów czekało wielu.
- Jesteśmy z Lwówka Śląskiego. Przyjechaliśmy tu głównie na „Ocelota” – mówili Anna i Artur.
Ze zniecierpliwieniem na sąsiadów ze Złotoryi czekali też organizatorzy festiwalu. Zanim jednak mistrzowie wyszli na scenę Bogdan Koca, dyrektor oficjalnie wspólnie z prezydentem Jeleniej Góry i przewodniczącym rady miejskiej otworzyli jubileuszowy festiwal. Po nim na deski ulicznego teatru wyszli skupieni na każdym detalu i centymetrze swojego ciała aktorzy Teatru Sztuki Ruchu. Ich pokaz wprawił w osłupienie niemal wszystkich widzów. Oglądający byli pod wrażeniem przede wszystkim trudności wykonywanych przez nich akrobacji. Wrażenia potęgowała starannie dobrana muzyka, stroje i wszechobecna precyzja ruchu. Z bezpłatnego spektaklu nikt nie ważył się rezygnować.
Jeleniogórzanie żałują, że festiwal ograniczył się do zaledwie dwóch dni.
- Po za tym w ubiegłym roku były to głównie teatry z górnej półki. Dzisiaj… Gdyby festiwal trwał cały miesiąc byłyby fajne, ale jak na dwa dni, to za mało pompy, tego uderzenia – oceniał jeden z widzów.
Pytanie tylko czy teatr stać na Hiszpanię lub Portugalię?
- Pieniądze zawsze się znajdą. To raczej kwestia pytania czy teatry uliczne miałyby się stać na nowo naszym produktem lokalnym, bo trochę go zmarnowaliśmy. Żeby to sprawdzić, może warto zaangażować w to gestorów i restauratorów. Oni też na tym przecież zarabiają – mówi Andrzej Marchowski i z rozrzewnieniem wspominał czasy, kiedy do stolicy Karkonoszy na festiwal zjeżdżali widzowie z okolic Wrocławia. Teraz też by tego chciał.
- Trzydzieści lat temu to był jedyny festiwal uliczny w Polsce. Dzisiaj niemal każde miasto ma podobną imprezę. Żebyśmy przetrwali, to musi ciągle rewidować swoją formułę. Nie wykluczamy współpracy z Niemcami i Czechami – tłumaczył Bogdan Koca.
Jego marzeniem jest zorganizowanie międzykontynentalnego festiwalu. Dzięki temu impreza mogłaby stać się jeszcze bardziej kolorowa, ale przede wszystkim pokazująca inne kultury, narody.
- Może na otwarcie kolejnej dekady w przyszłym roku przyjedzie do nas Azja, Ameryka Południowa – mówił dyrektor.
Fot. Gulbin/AJS
Komentarze (11)
Dlaczego nic nie piszecie o wczorajszym pościgu policyjnym? Gość prawie "rozwalił" kobietę na pasach w Cieplicach.
Pamiętam jak teatry trwały 2 tygodnie potem tydzień parę lat temu zjechali do 3 dni a teraz jak jest każdy widzi.
Zamiast w promocje i kulturę JG inwestuję się w pożal się bożę Muzeum w którym są szkła i nic po za tym.
Współczuje obecnie młodzieży bo w tym mieście nie ma co robić.
Teatry znów pokrywają się z Woodstockiem lub innymi imprezami... albo róbcie go na początku lipca, gdy jeszcze ludzie nie wyjechali na wakacje, albo pod koniec sierpnia, jak już wszyscy wracają.
"to sprawdzić, może warto zaangażować w to gestorów i restauratorów. Oni też na tym przecież zarabiają " - Co za bzdura, atrakcyjność teatrów liczyć utargiem zjedzonych pierogów?!
Z teatru cieszę się zawsze, nawet jeśli go niewiele i nie taki, jak mógłby być. Nie wątpię, że nie przez niedopatrzenie zabrakło grupy z Pławnej, natomiast reszta trup „stąd i nie-stąd” broni się dzielnie – ale czy na miarę jubileuszu? Widzów na Rynku mało, ledwie na amfiteatr, przyjezdnych prawie w ogóle, a przecież jeszcze kilkanaście lat temu widać było koczującą pod arkadami młodzież z plecakami i karimatami. Czy młodzież się zmieniła, czy festiwal – tego nie wiem. Nie widziałem dotąd spektakli, które się zapamiętają na lata, ważnych przedstawień – sprytnie zorganizowanych, mistrzowsko zagranych czy z ważką treścią. Owszem, młodociany Ocelot ma potencjał, ale to jednak inna klasa niż zeszłoroczni Niemcy z operą buffo, KTO z „Miastem ślepców”, czy Włosi z Ariostem… Z drugiej strony, ikoną jeleniogórskich teatrów ulicznych są szczudlarze i wszystkiego może zabraknąć, ale szczudlarze muszą być. Podoba mi się delikatność ochrony w tej edycji, która nie wprowadza zwykłej w tego rodzaju przedstawieniach opresyjności, ale dopuszcza autentyczny kontakt widza z aktorem. Tylko mam wątpliwości, czy scena jest dobrym miejscem dla teatrów, które z definicji jej unikają – to pozostawiam rozwadze organizatorów. Wierzę w dzisiejszego Prospera, w końcu jak powiedział dyrektor Koca – nie byłoby teatru ulicznego bez Szekspira, a tu szykuje się jakaś jednak inspiracja. Nie wiadomo jak będzie, ale w kwestiach takiej wagi sama dobra wola jest już chwalebna!
Tłumy były w latach 90 kiedy to Teatry trwały cały tydzień w JG i ludzie z Polski przyjeżdżali, aby coś zobaczyć. Teraz jaki budżet takie teatry. A druga sprawa że mało komu się chce wyjść z domu i ludzie kasy nie mają aby do Jelonki podjechać obejrzeć coś i wrócić.
Nie ma tłumów na teatrach w Jeleniej. Hmmm.... ciekawe czemu?? Może dlatego, że ludność miasta z roku na rok kurczy się coraz bardziej?? Ile osób ma jeszcze wyjechać, żeby ktoś to zauważył??
Jak czytam we Wrocławiu teksty o Jeleniej to mam wrażenie, że ludzie tam żyją w jakieś własnej, urojonej rzeczywistości.
Mało kto wie, gdzie jest Jelenia, jeszcze mniej potrafi cokolwiek z nią skojarzyć, jeśli już coś to, że jest na drodze do Czech albo w pobliżu Karpacza.
Ile osób wiedziało o teatrach pozostawiam waszej domyślności.
te dzieciaki inhalujące się sztucznym dymem były dziwne...
Samorządowcy zniszczyli imprezę. Obecnie teatry uliczne w tym mieście są już nie do podniesienia. Dlaczego? Bo organizowaniem takiej imprezy powinni się zająć ludzie z wyobraźnią, a takich już brak. Albo miasto przepędziło wspaniałych artystów z tego miasta, albo ich ignorowało. Jedynie co samorządowcy robili to udawali że się na tym znają. Błąd popełniony już na samym początku. Bardzo, bardzo słaby marketing wraz z plakatem i bezsensownym sloganem. No ale cóż, takie prace nie zleca się profesjonalistom. Kto na imprezie miał zarobić jakieś grosze to zarobił i się cieszy. Ale miasto znowu straciło i to coś co jest najcenniejsze mianowicie twarz.
Dlaczego w tym roku nie byłam na teatrach? Program mierny! Nic kuszącego! Nic innowacyjnego! Zaproszeni uchodzą w środowisku za dość przeciętnych! Brakuje wam pomysłów! Odświeżcie kadrę! Brak wam nowoczesnego spojrzenia. Festiwal na tym traci. Jak na jubileusz to lipa!!!