Pamiętam Anioła Stróża z obrazka na ścianie w sypialni, o którym Babcia mi wiele opowiadała. Że zawsze nade mną czuwa, że trzeba mu ufać, że jak będzie mi źle, to na pewno pomoże. Odmawialiśmy przed nim paciorek, w półmroku, przy zapalonej lampce nocnej. Na drugiej ścianie wisiał inny obrazek. Na nim w zimowy dzień wataha wygłodniałych wilków osaczyła okutanych w baranice ludzi siedzących w ciągnionych przez cztery konie saniach. To była przerażająca rycina, ale dzięki Babci wierzyłem, że nic im się nie stanie, bo też przecież muszą mieć swojego Anioła Stróża.
- Sławek, chodź na mleko! - tak w letnie południa wołała mnie Babcia z balkonu. Złaziłem wtedy z drzewa (z ulubionego powyginanego bzu) i pędziłem. Z wielkiego kubka wychylałem kwaśne mleko rozbełtane i lekko posłodzone. To był bardzo miły moment dnia. Z kuchni Babci uwielbiałem zupę marchewkowo-fasolkową i kopytka z sosem i modrą kapustą, no i kompot, zawsze podawany w szklanej miseczce, z owocami. Przepadałem też za leguminą z sokiem malinowym, za pączkami, które Babcia zawsze smażyła na swoje imieniny (9 listopada), no i za tutkami - rożkami z bitą śmietaną okraszonymi wiśnią z syropu, które uświetniały wyjątkowe rodzinne okazje.
Z obiadami związana była najgorsza dla mnie rzecz w domu Babci - poobiednia drzemka. Marudziłem, ale Babcia nigdy w tej sprawie nie ustępowała. Wierzyła, że to zbawienne dla zdrowia. Targowałem się zwykle, że „dzisiaj nie godzinę, tylko pół”. Potem zasypiałem i spałem przeważnie znacznie dłużej niż godzinę.
Dużo czasu spędzaliśmy z Babcią na podwórku. Babcia hodowała króliki. Rwaliśmy im trawę, obserwowaliśmy w klatkach. Zwłaszcza gdy były małe. Koło nas zawsze coś biegało i wesoło poszczekiwało. Babcia bardzo lubiła psy. Jesienią martwiliśmy się z Babcią o naszego zaprzyjaźnionego jeża. Nigdy go nie widziałem, ale Babcia mnie zapewniała, że on jest i liczy na naszą pomoc. Usypywaliśmy mu w kącie ogródka wielką kupę liści, żeby przetrwał zimę.
Uwielbiałem z Babcią chodzić na ryneczek po jakieś warzywno-owocowe drobiazgi. Szliśmy sobie za rękę - moja drobnej postury kochana Babcia i ja, jej - czułem to - bardzo kochany wnuczek. Zadawałem wtedy mnóstwo pytań, na które Babcia mi cierpliwie, poważnie, bez cienia lekceważenia odpowiadała. Przy Babci czułem się ważny. Często spotykaliśmy kogoś znajomego. „Dzień dobry pani Szeferowa” - mówili i opowiadali o swoich sprawach. Wsłuchiwałem się w te opowieści, a potem, gdy już byliśmy sami, dopytywałem o rzeczy, których nie pojąłem. Te próby zrozumienia przeze mnie spraw dorosłych często Babcię rozbawiały.
Chodziliśmy często na cmentarz. Porządkować grób prababci. Potem wędrowaliśmy cmentarnymi alejkami. Czytaliśmy nazwiska i ile lat mieli zmarli. Czasem uprzątnęliśmy jakieś wyjątkowo zaniedbane groby nieznanych nam zupełnie osób. Szkoda nam było tych zmarłych, że nikt o nich już nie myśli. Przy mogiłach znajomych Babcia opowiadała mi o nich, jacy byli, co robili. Lubiłem te historie. To było jak czytanie książek.
Wspaniale, że miałem taką Babcię.
Nowiny Jeleniogórskie nr 44/09.
Komentarze (2)
Anioł stróż faktycznie istnieje , warto przeczytać
http://www.portal.spirytyzm.pl/duch-opiekun-aniol-stroz/