
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że już Cię nie ma, nie będzie, że nie zadzwonisz, nie rzucisz już „Co tam Maestro?...”, i nie zaczniemy planować zrobienia kolejnej z listy miliona rzeczy, które zostały nam do zrobienia. Do soboty, do pogrzebu miałem jeszcze jakąś podskórną nadzieję, że ktoś powie, że ten wypadek, że wiadomość o Twojej śmierci w niepojętych okolicznościach, to jakiś głupi żart. Płaczemy, rozpaczamy, bijemy się myślami. Martwimy się, jak z tym wszystkim da sobie radę Ania? Co z Kubą i Hanią? Dzieciaczki są przecież jeszcze takie malutkie. Zaczynam wściekać się na Ciebie. Tak się nie robi, Przyjacielu Drogi...
Jesteś... byłeś taki młody. Tak bardzo kochałeś życie. Tak pięknie żyłeś. Może zbyt pięknie... Tyle nam dawałeś i tak wiele miałeś jeszcze do zrobienia. Naprawdę nie zagrasz już żadnego koncertu i nie ciśniesz kolejnym, rozbrajającym żarcikiem?
Powtarzają dokoła, że wielki talent, świetny muzyk, znakomity nauczyciel, szkoły, stypendia, nagrody. Osobowość, niespożyta energia, poczucie humoru, gitara. Wszystko to prawda. Grałeś wspaniale. Ale byłeś przede wszystkim pięknym, dobrym człowiekiem. Jedną z najjaśniejszych postaci, jakie spotkałem w życiu. Czarowałeś uśmiechem. Wielką karierę zamieniłeś na życie w Piechowicach, koncerty w Jeleniej Górze, Karpaczu, Lubomierzu, szkołę muzyczną w Cieplicach. Właściwie to ze względu na Ciebie chcieliśmy posłać Staszka na gitarę. Na gitarę do wujka Łukasza. Bo nawet, jak nic nie wyjdzie z tego grania, to kontakt z kimś takim, jak Ty czyniłby go szlachetniejszym.
Pamiętasz, kiedy zrobiliśmy to zdjęcie? Grałeś festiwalowy koncert z Anią, siostrą Anią, w naszej filharmonii „Pietrzak Duo” na poważnie. Ania w pełnej gali, a Ty w pośpiechu zostawiłeś marynarkę w domu. Dałem ci swoją. Żeby było godnie. Zmarzłem wtedy jak cholera, ale na Tobie wyglądała lepiej.
Przypominam sobie każde nasze spotkanie, wierny towarzyszu w życiowym wariactwie. Będzie mi bardzo brakować tego wspólnego czasu, było go stanowczo za mało.
Kiedy pojechałem ustalać z Tobą szczegóły pierwszego koncertu w galerii, grałeś w piłę na boisku niedaleko domu. Szczęśliwy i beztroski jak dziecko. Bez strachu o to, że coś sobie połamiesz i nie będziesz mógł grać. Twoje kibicowanie też miało koloryt... Kto w tym wszystkim zrozumieć miałby lęk o złamanie wypieszczonego paznokcia, potrzebnego strunom. Te Twoje papierki do polerowania tego, co inni obgryzają...
Pamiętasz ten obiad we francuskiej knajpce przy drodze, na chwilę przed ubiegłorocznym koncertem w galerii? Słońce, spokój, chłopaki na huśtawce, kucharz - kelner, który nie miał pojęcia dlaczego się chichramy, próbowanie wszystkiego, co na talerzach. Sielanka i snucie planów. W tym roku znów otwierałeś sezon za miedzą. Tym razem już z chłopakami z Twojego „Trio Semplice”. Teraz możemy już tylko słuchać płyty. Byłeś z niej taki zadowolony. To nieprawdopodobne, że nie zagrasz nam już nic na żywo i między dźwiękami nie wspomnisz już nic o gibkości różowej pantery.
To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. Jesteś tego najlepszym przykładem. Cóż z tego, że Twoja „Gitaromania” trwać będzie nadal. Nawet jeśli festiwal, który wymyśliłeś, ktoś robić będzie za Ciebie, nawet jeśli konkurs nazwany zostanie Twoim imieniem, co wydaje się oczywiste, to już nie będzie to samo wydarzenie. Nie będzie miało Twojego ducha i siły sprawczej. I nie chodzi tu wcale o pracę. Bo dziura po Tobie zostanie w życiu każdego z kim spędziłeś choć kilka chwil.
Spadłeś nam tu jak cud z tej Oleśnicy. Ale żyłeś zdecydowanie za krótko. Zostawiłeś nas w ciszy. Nie tej, która brzmi muzyką. W nieznośnie bolesnej, przerażającej pustką ciszy. Bez najcichszego choćby dźwięku nadziei, że jakoś to będzie, że jakoś się ułoży, że jakoś damy sobie z tym radę. Nie damy sobie rady. Trzeba nauczyć się żyć z dziurą w sercu, której nie da się wypełnić. Twoja tragiczna śmierć zdruzgotała mnie niewyobrażalnie. Wciąż nie mogę się otrząsnąć. Nie znajduję słów. Nie zgadzam się. Nie przyjmuję jej do wiadomości. Wolę myśleć, że latasz gdzieś jak zwykle wiecznie zaganiany, ale w końcu jednak wrócisz. Znów się zobaczymy, pogadamy, czegoś posłuchamy, pewnie coś wymyślimy. Będziemy czekać i pamiętać. Za krótko grałeś Paco... Zostajesz z nami.
Daniel Antosik
Lubomierz, maj 2009
Nowiny Jeleniogórskie nr 20/09.
Ostatnio komentowane
allergy asthma relief asthma rates
stromectol for sale http...
allergies and kids options treatment center
albuterol inhaler without...
Może cymbale zaczniesz się czepiać tych na górze?Boisz się prymitywów z...
severe hair loss gi journal
ivermectin for humans http ivermectin...
journal of gastrointestinal endoscopy fish allergy symptoms
...