To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

"Wierszalina” zmagania z bytem podniebnym

"Wierszalina” zmagania z bytem podniebnym

Scenografia, muzyka, choreografia i gra aktorska – świetne. Ale jak ocenić warstwę znaczeniową sztuki: czy tylko ociera się o banał, czy jest banałem rzeczywiście?

Od wejścia na salę teatralną nie ma wątpliwości: widz uczestniczy w spektaklu na takich samych prawach jak aktorzy. Tak widzów jak i aktorów wita stewardesa oraz przechadzający się pomiędzy rzędami foteli kapitan. Życzą dobrego rejsu.

Siedzimy zatem na dolnym pokładzie galery. Płyniemy na wyspy szczęśliwości. Kiedy statek odbija od brzegu, podróżnych zabawiać zaczyna rejsowa animatorka. Początkowo wszyscy dobrze się bawimy, jednak stopniowo i niepostrzeżenie, niczym w thrillerze, zabawa zamienia się w niebezpieczną grę. Kapitan i jego pomocnica okazują swe prawdziwe, szaleńcze, oblicza. Pasażerowie po kolei giną i zostają wyrzucani za burtę. Pojawiają się jeźdźcy apokalipsy; słychać zawodzenie mitycznych syren…

Bóg jest wtedy, kiedy jest wiara w niego, a wiary nie ma wśród ludzi. Nie ma więc Boga – ogłasza w pewnej chwili kapitan rejsu. Czy aby na pewno? Sformułowaniu bark logiki. Zakłada bowiem, że istnienie absolutu uzależnione jest od wiary w absolut. W dalszej części spektaklu owa nielogiczność zostaje jednak sprecyzowana: Bóg otoczony jest samotnością, a życie ludzkie jest od niego całkowicie niezależne. Banał?

Kim jest kapitan? Mówi o sobie słowami Mefistofelesa, zmieniając jednakże ich sens: Ja jestem tej siły cząstka mała, która pragnąc zła czyni dobro. Nie ma zatem wątpliwości: płyniemy okrętem dowodzonym przez szatana, władcę śmierci i życia, jak się potem okazuje. To właśnie on wytracił nas - grzesznych pasażerów. Tłumaczy: Dlaczego człowiek ma odpowiadać za grzechy popełnione przez Adama i Ewę? Stwórzmy człowieka na nowo.

I oto kapitan – błazen – szatan – śmierć stwarza Adama i Ewę powtórnie. Historia zatacza koło w sposób dosłowny. Adam, któremu wkłada do ręki miecz, by zabił nim Ewę i nie dopuścił do poznania owocu dobra i zła – odmawia. Idź wieczny buntowniku – mówi wówczas kreator – Jesteś wolny. Kolejny banał?

Gdzie jest Bóg prawdziwy? Na to pytanie spektakl nie odpowiada w sposób bezpośredni. Wiadomo tylko, że gdzieś istnieje, otoczony samotnością. Więc znowu truizm?

W istocie sztuka „Wierszalina” toczy się poza przestrzenią i poza czasem. Zapętla się w taki sam sposób, w jaki kapitan przechadza się przed jej rozpoczęciem po teatralnej sali. Zdaje się nie mieć ani początku, ani końca. Człowiek jest, jaki jest, ponieważ pozostaje wolny. To właśnie dar Boga. To jądro jasności i ciemności zarazem.

„Statek błaznów” oparty został na późnośredniowiecznym moralitecie Sebastiana Branta. Z założenia więc opowiada o walce dobra ze złem i jak w każdym moralitecie, także w tym wypadku, dobro zwycięża. Za każdym razem. Również po ostatnich oklaskach i opadnięciu kurtyny.

Przez dłuższą część spektaklu „Wierszalin” nawiązuje do średniowiecznych kuglarskich przedstawień: jest wiele krzyku, huku i śpiewu (znakomitego, aż prosi się o wdanie płyty!). Kiedy jednak demiurg pozostaje już tylko sam ze sobą, dopiero wtedy nastaje czas „czarowania” znakomitym aktorstwem. Monologi Kapitana (Tomasz Maśląkowski) są najwyższej próby. Niesamowicie grają ciałem Adam i Ewa. Sceny pantomimiczne wręcz zniewalają.

„Statek błaznów” budzi skrajne odczucia. Widzowie po każdym spektaklu wrzucają do szklanej kuli karteczki z oceną sztuki: żółte – kiepsko, pomarańczowe – tak sobie – czerwone – świetnie. Wychodząc podejrzałem. Tyleż było żółtych, co czerwonych. Sam wrzuciłbym najchętniej purpurową.

40 JST, dzień szósty: „Statek błaznów” Piotra Tomaszuka Teatru Wierszalin z Supraśla, reżyseria Piotr Tomaszuk, współpraca reżyserska Rafał Gąsowski, scenografia Eva Farkasova, muzyka Piotr Nazaruk; obsada: Rafał Gąsowski, Katarzyna Siergiej, Dariusz Matys, Karol Smaczny, Miłosz Pietruski, Monika Kwiatkowska, Paulina Karczewska, Łukasz Jarzyński