To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

W szczęściu za krótko

W szczęściu za krótko

Wspomnienie o Łucji Woźniak (1935-1998)
Są ludzie, których na żałobnej eucharystii i nad otwartym grobem żegna garstka ludzi. I są tacy, których żegna liczny tłum przyjaciół, znajomych, krewnych. Tak było w lipcowy dzień na kamiennogórskim cmentarzu. Co było w Łucji Woźniak niezwykłego, że tyle osób pragnęło Ją pożegnać i do dziś wspomina, nie zostawiając na jej portrecie ani jednej skazy?

Nie była prezesem, dyrektorem, posłem. Była cudownym człowiekiem. Urodziła się jako siódme, najmłodsze dziecko w małym kresowym miasteczku. Miała zaledwie niespełna sześć latek, kiedy znalazła się w towarowym składzie, wiozącym Jej Mamę i czwórkę rodzeństwa na Syberię. Przeżyła cudem tylko dzięki temu, że chroniła Ją miłość mamy i rodzeństwa. Wszyscy bowiem wyrzekali się dla niej wszystkiego. Przecież nie było owoców, witamin, jarzyn, mięsa, lekarstw, lekarzy. Była tundra, mróz, śnieg i krótkie lato. Po wielu latach, kiedy jej życie dogasało, na kilka miesięcy przed śmiercią lekarz stwierdził, że nie ma związku jej dziecięca syberyjska niedola z tym, że umiera, że trawi Jej organizm choroba oznaczająca wyrok. To nieważne. Krótko cieszyłaby się kombatanckimi uprawnieniami, a zwiększona emerytura o ile mogłaby powiększyć Jej stan posiadania? Posiadała wszystko, czego nie można kupić za żadne pieniądze. Ludzki szacunek, miłość Męża, Dzieci i Wnuków, a na to zapracowała całym niby prostym, a jakże bogatym życiem.

W 1946 roku znalazła się z rodziną w Kępnicy, malowniczej wsi u podnóża Grzbietu Kamienickiego. Lucia uczyła się chętnie, w szkole była wzorowo grzeczna, nic więc dziwnego, że wraz z innymi rówieśnicami, którym wojna wyrwała kawałek dzieciństwa, skorzystała z prawa ukończenia podstawówki w przyspieszonym trybie.

W tym czasie z Syberii po pięcioletnim zesłaniu już w czasach pokoju wrócił jej Ojciec i oboje Rodzice stwierdzili, że nie ma dla dzieci przyszłości bez nauki. Najpierw więc wozili ją raz w tygodniu saniami do szkoły średniej w Mirsku, gdzie musiała kwaterować, bo żadnego połączenia z tym miasteczkiem nie było, a potem Lucia przeniosła się do jeleniogórskiej „Handlówki”, gdzie uczyli Ją wspaniali przedwojenni nauczyciele, między innymi polonista Leszek Buba.

Pierwszą pracę podjęła w Roszarni Lnu w Starej Kamienicy, a kiedy poślubiła Jana Woźniaka, odrzucając wszystkich innych kandydatów do ręki, którzy zakochiwali się w ślicznej dziewczynie o wijących się ciemnych włosach, wraz z Mężem („Gdzie Kajus, tam i ja Kaja - głosi łacińska maksyma o tym, że nic nie powinno małżonków rozdzielać) zamieszkała w Antonówce koło Kamiennej Góry, dziś znajdującej się w granicach administracyjnych tego miasta. Pan Woźniak dojeżdżał do Marciszowa, gdzie został kierownikiem roszarni należącej do kamiennogórskiego ZPL „LEN”, a Jego Żona - do tego właśnie zakładu, gdzie pracowała nieprzerwanie do chwili odejścia na emeryturę. Kolejno przychodzili na świat Krzysztof, Teresa i Andrzej, wychowywani w domu pełnym ciepła, miłości, otoczeni czułą opieką Babci Filomeny. Nigdy nie brakowało Jej czasu ani na opiekę nad wnukami, ani na krzątanie się w ogrodzie czy wokół inwentarza, gdyż cała rodzina uznała za rzecz naturalną, że trzeba dzieciom zapewnić świeże własne owoce, warzywa, mleko, jajka, prawdziwy drób w rosole, a na zimę zgromadzić obfite zapasy w zamrażarce i w szklanych zaprawach. A kiedy przyszedł czas utraty sił, role się odwróciły i Łucja zapewniła swojej Mamie tyle serca i oddania, ile doświadczyła od Niej na zesłaniu.

Najstarsza siostra Łucji nieraz głośno zastanawiała się, jak ta delikatna, na pozór rozpieszczona dziewczyna poradzi sobie w samodzielnym życiu. Los pokazał, że kto doświadczył miłości, kto wychowany był w trudzie, potrafi miłość oddać, a kiedy przyjedzie pora własnego trudu, podejmie go bez wahania.

Woźniakowie wspaniale wychowali swoje dzieci, wyprawili wesela, doczekali się wnuków, żyjąc w przykładnej zgodzie i harmonii. Zapewne Łucja po drugiej stronie bytu wie, że Jej dzieci w tych wymagających samodzielności i pracowitości czasach radzą sobie całkiem nieźle, a Jej najstarsi dwaj wnukowie Maciek i Bartek już studiują i politechniczna wiedza przychodzi im z łatwością.

Na grobie Łucji nieustannie pojawiają się dowody pamięci, bo choć żyła w szczęściu za krótko, jest nieustannie obecna w pamięci wszystkich, którzy Ją kochają, czerpiąc wzory z Jej oddania, uroku i dobroci.

Nowiny Jeleniogórskie nr 27/09.