To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Wędrujący Holender

Wędrujący Holender

- Dziś był szczęśliwy dzień. Choć, gdy rano wyruszałem było tylko trzy i pół stopnia i zacinał deszcz. Szło się ciężko, ale spotkałem miłych, dobrych ludzi. Ubranie przeciwdeszczowe zdało egzamin, buty wytrzymują, Dirsh także się nie poddał – opowiada Jakob Willemstein, Holender, który pieszo, w towarzystwie psa, przemierza drogę z Oświęcimia do Westerbork w Holandii. W ubiegłym tygodniu był w naszym regionie.

Jakob mówi, że kocha Polaków, a Polska to jego drugi dom. Kilka lat temu przyszedł mu do głowy pomysł, który właśnie realizuje.

- U nas, w Holandii ciągle wiele osób kwestionuje holocaust. Zwłaszcza młode pokolenie, które mówi, że to nie możliwe, żeby wywożono w czasie wojny ludzi do gazu. Niby w szkołach się o tym uczy, ale wydaje mi się, że temat nie jest należycie przedstawiany. Pomyślałem więc sobie, że skoro tysiące Żydów z Holandii wywożono transportami do Oświęcima, to ja też tam pojadę, ale wrócę. Bo oni nigdy do domów nie wrócili – opowiada Jakob.

Pod koniec marca Jakoba przywiozła do Oświęcimia żona. Pierwszego kwietnia wyruszył w drogę powrotną do domu. Na mapie narysował sobie najkrótszą drogę – prosta kreska, od Oświęcimia do Westerbork. Jakieś półtora tysiąca kilometrów. Stara się iść według tego szlaku, choć wiadomo, że w terenie to niemożliwe. Szacuje, że jego wędrówka będzie trwała jakieś 8-9 tygodni i pokona 1700-1800 kilometrów.

Jakob codziennie relacjonuje na blogu, jaką drogę pokonał, co widział, kogo spotkał. Pomaga mu żona i najstarsza córka. Dzwonią do ojca, on opowiada, one wrzucają do internetu. Bloga czyta codziennie około 10 tysięcy osób. Co jakiś czas o wędrowcu pisze holenderska prasa, a radio z Amsterdamu dzwoni do niego z prośbą o relację.

- Holandia ma 17 milionów mieszkańców, w tym już ponad milion muzułmanów – imigrantów z Afryki, także z Azji. Oni przyjechali za chlebem, szukają lepszego życia. Ale jednocześnie sami są mało tolerancyjni, nie uczą się historii. Holocaust to dla nich pojęcie abstrakcyjne. Moim zdaniem, jeśli nie będziemy wyciągać wniosków z historii, to będziemy popełniać te same błędy. A problemy narodowościowe w Europie nabrzmiewają – dodaje wędrowiec z Holandii.

Jakob jest ogrodnikiem. Ma teraz dwuipółmiesięczną przerwę w pracy w szklarniach. Właśnie w ogrodnictwie siedemnaście lat temu poznał pierwszych Polaków, którzy przyjechali do pracy. Z wieloma zaprzyjaźnił się. Zaczął uczyć się języka. Mówi, że do dziś w Holandii pokutuje obraz Polaka, jako pijaka i nieroba.

- A to nieprawda. Jak w każdym narodzie – są pijacy i nieroby, ale   dziewięćdziesiąt procent Polaków to fantastyczni ludzi. Postanowiłem poznać Polskę bliżej – dodaje.

Był u nas już dwadzieścia pięć razy. Sporo zwiedził – góry, morze, Mazury, największe miasta. Jego trójce dzieci i żonie Polska też się spodobała. I nasz kuchnia też.

Gdy wyruszał w wędrówkę do domu, zabrał z Oświęcimia trzy kamienie. Niesie je do trzech miejsc w ojczyźnie, skąd odjeżdżały transporty do Oświęcimia – Westerbork, Rotterdamu i Amsterdamu.

Jakob nie nocuje w hotelach, schronienia udzielają mu różni ludzie. Polacy, których spotyka pomagają mu szukać noclegu u znajomych i przyjaciół. Z Jakobem spotkaliśmy się w Radomierzu, gdzie nocował w agroturystyce u Anety Libersbach. O nocleg dla wędrowca po kolejnym etapie poprosiliśmy Luka Van Hauwaerta, właściciela pałacu Lenno we Wleniu. Nie odmówił.

Całość czytaj w ostatnim wydaniu "NJ".

Wędrujący Holender