- Sam odkryłem w okolicach Janowic pięć takich miejsc – mówi tymczasem Mieczysław Bojko, znany poszukiwacz skarbów. – To prawda, nigdy w nich niczego nie znalazłem, ale jednak istnieją! Nie są wymysłem niczyjej wyobraźni!
Mieczysław Bojko mówi, że we wrocławskim Archiwum Państwowym natknął się faktury wystawione przez działającą w tym mieście do zakończenia II wojny światowej firmę przewozową.
- Wynika z nich niezbicie, że co najmniej z jednego zakładu pracy – garbarni – przewieziono do Janowic w 1945r. maszyny i wyroby – twierdzi. – Wiem, że wyładowano to wszystko na stacji kolejowej i następnie rozwieziono w nieznane miejsca furmankami. Nigdy nie zostało to później znalezione. Ziemia kryje to wszystko do dziś.
Okolice Janowic Wielkich i Miedzianki, ze względu na wielowiekową tradycje kopalnianą, było dla hitlerowców idealnym miejscem do ukrycia drogocennych przedmiotów i dokumentów.
Pan Edmund mieszka na skraju wsi. W latach czterdziestych niedaleko domu, który zajmuje, znajdowała się ferma kur i kaczek. Po zakończeniu wojny jej właściciel pozostał w Polsce. Legitymował się „mocnymi” papierami. Był Ślązakiem walczącym o polskość w czasie powstań śląskich. Nie przeszkadzało mu to jednak skrywać w fermianych „domkach” dla kaczek dokumentów związanych z budową mostów na autostradzie A4.
- Jego rodzina wyjechała do Niemiec, on umarł tutaj – wspomina pan Edmund…
Pan Edmund o skarbach ukrytych przez Niemców mówi ze sceptycyzmem. Niemców, którzy mieszkali w Janowicach zapamiętał jako ludzi biednych i mocno doświadczonych przez wojnę. Opowiada jednak historię niezmiernie ciekawą:
- W 1945r. w Janowicach zamieszkała rodzina jednego z dyrektorów banku we Wrocławiu. Była bardzo majętna. Do tego samego domu wprowadził się w 1945r. Spodobał się córce bankiera, a ona jemu. Choć nie rozumieli się, pokochali. Niemka zaszła w ciążę. Niedługo potem wraz z ojcem wyjechała w głąb Niemiec. Chłopak, a mój kolega, tęsknił, ona zaś pisała do niego miłosne listy. Tłumaczyłem mu je, bo niemieckiego nauczyłem się w czasie przymusowych robót. W jednym z listów napisała: Przyjadę do ciebie, wykopiemy to, co moja rodzina schowała w ziemi i wyjedziemy razem do Niemiec. Urodzi nam się dziecko, będziemy żyć szczęśliwie i dostatnio”. Czekał na nią. Mijały miesiące, a jej jednak nie było. Wreszcie po jakimś pół roku dostał kolejny list. Wynikało z niego, że kobieta została zatrzymana na granicy przy nielegalnej próbie jej przekroczenia. Wtrącono ją do więzienia i tam poroniła. Nigdy więcej już się nie odezwała. To, co schował jej ojciec prawdopodobnie jeszcze gdzieś leży…
Pan Edmund przypuszcza, że pewne dobra materialne mogą być także schowane na jego łące. Dlaczego? Pewnego dnia spotkał przypadkowo w lesie dwóch obcokrajowców. Nie wie w jakim języku rozmawiali, bo go nie znał. Na pewno nie byli to Niemcy. Dyskutowali bardzo zywo, jakby sprzeczając się. Następnego dnia ze zdumieniem spostrzegł, że część jego ziemi jest skopana, a obok leżą porozrzucane puste pudełka.
- Pewnie coś zakopali w czasie wojny, potem po to wrócili – przypuszcza. – Gdy ich zauważyłem, musieli kłócić się, gdzie tego szukać… Być może nie wszystko znaleźli i część skarbu leży jeszcze pod ziemią. Trzeba byłoby poszukać specjalnym sprzętem…
Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 39/10.
Komentarze (3)
:evil: B) :angry: :0 :confused: :cheer: :silly: :dry: :lol: :kiss: :D :pinch: :P :) :side: :X :shock: :( :unsure: :woohoo: :huh: :whistle: ;) :s :evil: :evil: :evil: :evil: :evil:
Hehehe fajne ;]]]
Hehehe fajne :evil: :evil: :evil:
"Pan Edmund przypuszcza, że pewne dobra materialne mogą być także schowane na jego łące." - prawie jak tekst ze słoniem w karafce!