W królestwo Lol zamieniła się stara, ale odremontowana stodoła, w której przez ostatnie kilkanaście dni przebywali młodzi Gruzini i Polacy. Wspólnie stworzyli w nim własną, polsko-gruzińską wioskę z bankiem narodowym, walutą bahahi, sklepem, szpitalem i mieszkańcami, czyli pipsami. Do ich zadań należało zarządzanie miastem, stworzenie własnego prawa, komunikacji oraz wybudowanie domów dla pipsów w skali 1:25. I tak powstał owoc ich twórczej pracy czyli papierowa miniaturka królestwa. Stworzona makieta stała się jednak czymś więcej niż tylko zwykłym zbiorem kolorowych pudełek.
- Chodziło nam o to, by młodzi poznali jak może funkcjonować społeczeństwo na przykładzie takiego mikroświata. Zależało nam na tym, by podejmując własne decyzje, nauczyli się brać za nie pełną odpowiedzialność – tłumaczyła Ewa Konczal z fundacji Czarodziejska Góra, która zorganizowała projekt wymiany. – Program obnażył też niestety słabości naszego obecnego systemu oświaty, który nie daje młodzieży okazji do kreatywnego myślenia. - Na początku ich pobytu liczyli, że podpowiemy im, co powinni wybrać. Czekali na rozwiązania podane na tacy. Ale nie daliśmy za wygraną – dodała Ewa Konczal.
To co na pewno udało się osiągnąć w czasie wymiany, to niewątpliwie umiejętność pracy w zespole. Bariery nie stanowił nawet język. Gruzini mówili łamaną angielszczyzną, trochę po polsku, a Polacy po angielsku i słabo po gruzińsku.
- Najważniejsza była chęć porozumienia i współpracy – mówi Weronika, dla której pewne różnicy pomiędzy rówieśnikami były widoczne gołym okiem.
- Oni są przede wszystkim bardzo miłym i życzliwym narodem. Ze wszystkim się z nami dzielili, nawet jeśli tego czegoś już dla nich samych nie starczyło. Swoją pomoc oferowali wtedy, kiedy nikt ich o to nie prosił – komentowała dziewczyna.
- Gruzinki chodzą dużo skromniej ubrane, nie tak frywolnie jak czasem nasze polskie nastolatki – opisuje Robert Kaźmierczak z fundacji.
Wspólne wakacje gruzińskich i polskich nastolatków nie zamknęły się jednak tylko do pobytu w Mniszkowie. Jak na tradycję Czarodziejskiej Góry przystało młodzi wybrali się też w Karkonosze, niektórzy spróbowali swoich pierwszych sił w wspinaczce, zwiedzili Pragę. Tam także uwidoczniła się ich życzliwość.
- Pomimo naprawdę skromnego kieszonkowego jeden z chłopców kupił od niepełnosprawnego żebraka pod katedrą drucianą figurkę. Wiedział, że nie jest warta ceny, którą zapłacił. Tłumaczył jednak, że chciał mu w ten sposób pomóc – wspomina Robert Kaźmierczak. Takich sytuacji było znacznie więcej.
Na pytanie czy polska młodzież pojechałaby do Gruzji, wszyscy odpowiedzieli bez zastanowienia, że już się o to starają. A Gruzini, że w ogóle nie chcą wyjeżdżać.
- Nie wierzę w to, że jestem w Polsce. Bardziej czuję się jakbym była w niebie – mówiła Ana.
Komentarze (2)
nie chcą wracać ??? wszak Sakaszwili stworzył im kraj miodem i mlekiem płynący. :)) mają rację, kto był w Gruzji ten wie że tam bez sądu można stracić wszystko na rzecz Policji itd. Sakaszwili przerżnie wybory i może tam wreszcie stanie się normalnie.
do DOLNOŚLĄZAKA. Mam takie pytanie do Ciebie. Czy Ty jesteś tak zblazowany, że niemal przy każdym tekście wspominasz o urzędnikach, ratuszu i szefie dialogu społecznego. - Zakochałeś się? Udajesz intelektualistę, a popełniasz tyle byków historycznych, że trudno zliczyć. Oderwany od rzeczywistości wciąż klepiesz, kto jest w PO, kto w PiS, kto w SLD.
Wszyscy już tutaj wiedzą, że uprawiasz trolling na wysokim lewemu. Spamujesz i tracisz czas na bzdetach. Ciekawe przy ilu jeszcze artykułach napiszesz o szefie dialogu, to już podchodzi pod jakąś manię depresyjną – istny komunistyczny fetysz.