To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Pijany lekarz uciekł z dyżuru?

Pijany lekarz uciekł z dyżuru?

Pacjent twierdzi, że choć nie rozmawiał bezpośrednio z lekarzem dyżurnym szpitalnego oddziału ratunkowego, to miał wrażenie, że doktor jest pijany, bo dziwnie się zachowywał. - Ja sam byłem wypity, więc lekarz to dopiero musiał być na gazie, skoro ja to zauważyłem – mówi Bogusław Wroniszewski, który w ubiegłą środę wezwał do jeleniogórskiego szpitala policję.

Pacjent twierdzi, że choć nie rozmawiał bezpośrednio z lekarzem dyżurnym szpitalnego oddziału ratunkowego, to miał wrażenie, że doktor jest pijany, bo dziwnie się zachowywał. - Ja sam byłem wypity, więc lekarz to dopiero musiał być na gazie, skoro ja to zauważyłem – mówi Bogusław Wroniszewski, który w ubiegłą środę wezwał do jeleniogórskiego szpitala policję.




Mieszkaniec Szklarskiej Poręby przyjechał w minioną środę pod wieczór do szpitala z raną ręki. Przywiozła go żona z synem. Dwa palce poszarpał mu mocno łańcuch piły motorowej.

- Czekaliśmy na korytarzu w kolejce na przyjęcie. Byli tam też inni pacjenci, a wśród nich chłopak, któremu wbiła się w palec taka metalowa kotwiczka używana przez wędkarzy. On wychodząc z gabinetu zabiegowego powiedział do mojego syna, że ten lekarz chyba jest pijany – opowiada Bogusław Wroniszewski.

Mężczyznę opatrzył ratownik medyczny. Ale pacjent siedząc w sali zabiegowej twierdzi, że widział jak chirurg zachowywaqł się wobec pacjentki, którą opatrywał.

- Pozwałał sobie na żarty, troche niewyraźnie mówił. Naprawdę, wyglądało tak, jakby był wypity – utrzymuje nasz rozmówca.

Już po zabiegu B. Wroniszewski zadzwonił na numer alarmowy policji i poprosił o interwencję. Po pewnym czasie w szpitalu pojawił się patrol z jakims mężczyzną, ale okazało się, że to nie ten, który był wysłany przez dyżurnego.

- Czekaliśmy na policję prawie godzinę. Wydało mi się to bardzo dziwne, bo przecież dyżurnemu powiedziałem dokładnie, że chodzi o podejrzenie pijanego lekarza, który ma ratować ludzi na dyżurze. Ale najbardziej zdziwiło mnie zachowanie się policjantów, którzy w końcu przyjechali do szpitala. Zamiast poszukac tego lekarza i sprawdzić, czy jest trzeźwy, to oni przez pół godziny zajmowali się mną. Spisywali dane, sprawdzali przez radio, badali alkomatem. Ja od poczatku nie ukrywałem, że jestem wypity, a oni ciągle swoje: dlaczego pan uważa, że lekarz jest pijany? Po czym rozpoznałem?

Według relacji B. Wroniszewskiego, gdy funkcjonaruisze postanowili w końcu spotkać się z dyżurnym chirurgiem okazało się, że lekarza nie można znaleźć. Pielęgniarka na izbie przyjęć kazała mundurowym czekać, a sama gdzieś telefonowała. Później B. Wroniszewski chodził razem z policjantami po oddziałach w poszukiwaniu doktora.

- Mieliśmy taki incydent, że na przez chwilę zabrakło lekarza na SOR-ze, ale kierownik dyżuru natychmiast ściągnął innego lekarza i pacjenci nie pozostali bez opieki. Teraz wyjaśniamy całą sytuację – mówił nam na drugi dzień po zdarzeniu Zbigniew Markiewicz, zastępca dyrektora ds. medycznych jeleniogórskiego szpitala.

Wczoraj dyrektor Markiewicz był we Wrocławiu i powiedział nam tylko, że jeszcze żadnych szczegółów na temat tej sprawy nie zna, bo nie wie, czy raport jest już na jego biurku.

Bogusław Wroniszewski zapowiedział, że złoży skargę na tryb załatwienia interwencji przez policję, której nie udało się znaleźć dyżurnego chirurga mimo, że patrol dwukrotnie był w szpitalu.

- Zgłoszenie otrzymaliśmy o godzinie 21.13, a patrol dotarł na miejsce o 21.38. Polcijanci postapili zgodnie z procedurą wypytując najpierw o dane zgłaszającego i badając jego trzeźwość. Pan, który zgłaszał interwnecję miał prawie 2 promile alkoholu – wyjaśnia nadkom. Edyta Bagrowska, rzeczniczka jeleniogórskiej policji. - Policjanci szukali lekarza na kilku oddziałach, ale nigdzie go nie zastali. Próbowali ponownie po jakimś czasie, gdy przyjechali do szpitala z inna interwencją, ale bez skutku.

Tymczasem doktor Artur Kobyłko, którego pacjent posądził o bycie nietrzeźwym w pracy twierdzi, że nie był pijany i z dyżuru nie uciekł.

- Wszystko wyjaśniłem dyrektorowi. Zostałem wezwany na chirurgię dziecięcą do zabiegu repozycji u dziecka. Nie wziąłem ze sobą komórki i może dlatego trudno mnie było znaleźć – mówi lekarz.

Jego zdaniem, nie pierwszy raz na dyżurze trafili się nietrzeźwi i agresywni pacjenci. Zdarza się, że niektórzy posądzają lekarza o pracę po pijanemu.

- Człowiek traci zdrowie w pracy w szpitalu i jeszcze narażony jest na takie pomówienia. Ale co zrobić? - dodaje A. Kobyłko.

Wniosek z tego incydentu, choć ciągle nie wiadomo, jak było naprawdę, nasuwa się jeden: mieliśmy do czynienia z teleportacją. Pielęgniarce nie udaje się ustalić telefonicznie, gdzie jest lekarz, choć chyba nie musiała wydzwaniać po wszystkich oddziałach, policjanci spacerując po szpitalnych korytarzach też nie mogą go namierzyć, bo nikt nie wie, gdzie się podział, a tymczasem lekarz jest na chirurgii dziecięcej i stamtąd się nie rusza. A tego nie udało się ustalić na izbie przyjęć nawet po kilkudziesięciu minutach, po ponownej wizycie patrolu w szpitalu.
W medycynie czasem cuda się zdarzają...

Komentarze (5)

zwyczajnie był na bani i zwiał,wszyscy ludzie pija,a lekarz też człowiek.
ale do diabła nie w pracy w jego rękach jest życie innych ludzi :evil:

I nadal nie widać końca wyjaśnienia tej chorej sytuacji.

z serii - co mi zrobisz jak mnie złapiesz ? :evil:

:woohoo:

Wcale nie byl pijany I nie uciekl,I zajebiscie się miewa,ma lepsza posade niz ten pieprzony szpital przekupny i z pijanymi pacjentami się nie musi cackac