Jan B. od września zeszłego roku prowadził swoją firmę w Jeleniej Górze, w biurowcu przy ulicy Bankowej. Na stronie internetowej www.bialon-cars.pl, oferował do sprzedaży używane samochody osobowe, dwu- trzy- czteroletnie w bardzo korzystnych cenach.
- Dlatego na te oferty odpowiedziało tak wielu chętnych, choć dziwne jest, że nikt z poszkodowanych nie zastanowił się dlaczego ceny tych aut są znacznie niższe niż rynkowe. A poza tym, samochodów poza zdjęciami w internecie, nikt nigdy nie widział – opowiada oficer operacyjny sekcji do walki z przestępczością gospodarczą jeleniogórskiej policji.
Klienci firmy wpłacali zaliczki w wysokości od 6 do 8 tysięcy złotych. Podpisywali umowy z terminem realizacji od 30 dni do 2 miesięcy. Niektóre nawet potwierdzane były u notariusza, co upewniało klientów, że zawierają bezpieczne transakcje.
Na początku, na stronie internetowej firmy, widniały na zdjęciach tylko samochody fotografowane z zewnątrz. Już te zdjęcia powinny wzbudzić nieufność potencjalnych zainteresowanych, bo wiele z nich wykonanych było jak gdyby przed salonami sprzedaży.
- Jak na używane wozy, to były w idealnym stanie – mówi policjant prowadzący tę sprawę.
Później pojawiły się też fotografie wnętrz samochodów, ale internauci szybko zauważyli, że są robione przez szybę, a przecież powinny być zrobione w kabinie. Gdy jeden z przyszłych klientów poprosił w firmie o podanie numeru VIN auta, którym był zainteresowany, spotkał się z odmową.
Prokuratura ustaliła, że prowadzenie takiego biznesu zaproponował Janowi B. nieustalony do dziś mężczyzna, prawdopodobnie Andrzej S. Firma miała być zarejestrowana na Jana B., ale kwestiami organizacyjnymi głównie zajmował się Andrzej S. przekazując wspólnikowi zalecenia odnośnie funkcjonowania firmy.
Firma uruchomiła biura w Jeleniej Górze, stworzyła ofertę w internecie i rozpoczęła działalność. Pracownice biura dostały dokłdne instrukcje, jak postępowac z klientami.
Na początku grudnia zeszłego roku, gdy nastał dwumiesięczny termin realizacji umów o sprowadzenie samochodów, zdenerwowani klienci zaczęli dzwonić i pukać do drzwi firmy Jana B. w Jeleniej Górze. Ale właściciel zniknął.
Jan B. nie przyznawał się do winy twierdząc, że Andrzej S. zapewniał go o wywiązaniu się firmy z umów z klientami. Dopiero na poczatku grudnia organizator procederu miał mu przyznać, że cała działalnośc była wielką „lipą” i żadnych samochodów ludzie nie dostaną a ich zaliczki przepadły.
Policja i prokuratura cały czas poszukuję tajemniczego Andrzeja S., który zorganizował cały proceder.
Komentarze (1)
Droga Redakcjo, piszemy Nowy Targ !!!!
Słownik ortografii trzeba GOK-owi sprezentować !!!