To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Osiem lat za ciotkę

fot. archiwum

- Mi teraz jej żal, bo nie musiało tak być. To przez alkohol tak ją biłam, teraz już czasu nie cofnę. Ale przynajmniej się nie męczy już. Ona nie miała z czego żyć, ani pieniędzy, ani wody, ani prądu – Elżbieta Ł. kilkakrotnie mówiła w czasie śledztwa, że nie chciała zabić swojej ciotki. Jeleniogórski sąd skazał 27-letnią kobietę na 8 lat więzienia za śmiertelne pobicie Grażyny O.

Razem z Elżbietą Ł. na ławie oskarżonych zasiadło trzech jej znajomych. Im sąd wymierzył kary czterech, pięciu i siedmiu lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.

Do tragedii doszło w czerwcu ubiegłego roku w Bolesławcu. Wszyscy oskarżeni przyznali się do winy i opowiedzieli, co wydarzyło się na melinie. Ale choć Elżbieta Ł., Marek B., Patryk B. i Dariusz W. mówili, że żałują tego, co się stało, to trudno dostrzec w ich postawie głębszą refleksję.

Elżbieta, która wychowywała się w patologicznej rodzinie, sama wiodła patologiczny żywot. Od libacji, do libacji. Wspomagała swoje przeżycia narkotykami i innymi substancjami, ale „wolała wypić”, nawet „do jednego litra wódki”. A że nie pracowała, więc pieniędzy wystarczało jej tylko na nalewki z „Biedronki”. Zaczęła pić w wieku 13 lat, alkoholiczką została cztery lata później. Ciągi trwały po dwa miesiące.

Kobieta mieszkała u swojego wujka. W budynku mieszkała także Grażyna O. - kuzynka ojca Elżbiety. „Miejsce do spania, to po prosto barłogi” - opisywała w wywiadzie środowiskowym kuratorka sądowa, która odwiedziła to miejsce. Wszechobecny brud, brak wyposażenia i sprzętów, walające się butelki i smród właściwy takim melinom.

Na początku czerwca Elżbieta wyszła z więzienia. Młoda kobieta była nie raz karana. Sama zresztą przyznała, że po wódce i różnych środkach bywa agresywna.
Feralnego dnia zaprosiła do siebie kolegów. Marek B., ps. Wentyl, to jej rówieśnik. Bez wykształcenia, pracy i szczególnych zainteresowań, za to z pociągiem do alkoholu. Chyba czuł miętę do Elżbiety.

Drugim był Patryk B., ps. Kosior lub Gruby. Dziewiętnastolatkowi od dawna imponowało takie towarzystwo. Sam od dziecka sprawiał kłopoty wychowawcze. Szybko sięgnął po alkohol wywołując w domu awantury.

W domu Elżbiety Ł. 20 czerwca pojawił się także 20-letni Dariusz W., ps. Gamoń. Pomieszkiwał w różnych miejscach, bo matka wyrzuciła go z domu. Nie szukał pracy, nie dokładał się do domowego budżetu. Pił i awanturował się. Matka miała dość.

Biesiadnicy szczęśliwi, że udało im się zdobyć pieniądze na nalewki usiedli w mieszkaniu Elżbiety Ł. Na czym i gdzie kto mógł. Gospodyni zaprosiła na kielicha także swoją ciotkę. Po drodze Elka wyciągnęła list ze skrzynki. To od jej brata, Marcina.
Elka zaczęła czytać na głos, przy wszystkich: „za Grażynę dostałem dziewięć miechów na twardo, ale cóż, trzeba żyć dalej, to dopiero początek tych wyroków”.

- Od razu zaczęłam ją lać. Pytała się za co, to ja jej powiedziałam, że dobrze wie. Z kumplami ja tłukłam, rękami, nogami, skacząc po głowie. Prosiła żeby ją zostawić, a ja jeszcze gorzej. Ja o tym nie pomyślałam, że ona umrze – opowiadała dokładnie w śledztwie.

Elka biła ciotkę pięściami i „z liścia” po twarzy. Gdy kobieta upadła zaczęła ją kopać. Na głowie Grażyny O. rozbiła też butelkę po nalewce, że „tylko szyjka została jej w ręce”. Potem elka poszła do kuchni przemieszać w garnku, bo smażyła ziemniaki. Nie chciała, żeby się przypaliły. Wtedy ciotkę bili koledzy Elki. Kopali ją po całym ciele, a jeden z nich uderzył w głowę drzwiami, „bo chciał przejść”.
Gdy Elka wróciła z kuchni biła dalej, za brata. Bili też koledzy, za jej namową. Gdy kobieta straciła przytomność i leżała cała we krwi, zakryli ja drzwiami, by na nią nie patrzeć i dalej pili nalewki.

- To bicie trwało około pół godziny, dawałam jej napić się wody. Chciałam ja tylko ukarać, a ona upadła na podłogę. Poszliśmy potem na miasto po alkohol – opowiadała dalej Elka.

Gdy po jakimś czasie towarzystwo wróciło do domu postanowili przenieść gdzieś zwłoki. „Patrzyłam na puls, a tu nic”. Mieli nawet plan by wrzucić je do kanału w pobliżu budynku, albo do nieczynnego basenu, zarośniętego krzakami. Ostatecznie wynieśli zwłoki do komórki. Ciało Grażyny O. leżało tam do piątku. Na drugi dzień po zdarzeniu Elka przyznała wujkowi, że zabiła ciotkę.

Biegły patomorfolog stwierdził, że zgon kobiety nastąpił w wyniku uduszenia spowodowanego zadławienia krwią, która spłynęła do dróg oddechowych. Dodał tez, że właściwie każdy cios i kopniak zadany w głowę mógł być przyczyną śmierci. Kobieta zmarła kilkadziesiąt minut po pobiciu, ale gdyby udzielono jej w porę pomocy, nawet przedlekarskiej, mogłaby przeżyć.

W opinii biegłych psychiatrów, Elżbieta Ł. nie jest chora psychicznie, a w chwili popełnienia czynu nie miała ograniczonej poczytalności. Kobieta w przeszłości próbowała popełnić samobójstwo. „Ja myślę, że mam coś nie tak z głową”. Kobieta cięła się butelką, próbowała tez powiesić się na sznurowadłach w areszcie, ale krzesło się przewróciło.

Komentarze (4)

Grzesiu... temat świetny, wykonanie materiału fatalne ... :(

... żeby po zamordowaniu człowieka powiedzieć „Ja myślę, że mam coś nie tak z głową”, to faktycznie trudno dostrzec głębszą refleksję.

Powinno się izolować takich zwyrodnialców od zdrowego społeczeństwa. Jak można widzieć dobrą stronę mordu na bliskiej osobie która mimo stylu życia kuzynki czuła się przy niej bezpiecznie a ta ją zabiła z powodu alkoholowej libacji.