To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Niedoszły zabójca przed sądem

Niedoszły zabójca przed sądem

Pod zarzutem usiłowania zabójstwa byłej konkubiny stanął w Walentynki przed jeleniogórskim sądem 53-letni Krzysztof G. z Kamiennej Góry. Mężczyzna wyznał, że intymnych kontaktów, ani relacji emocjonalnych z 29-letnią Martą G. już nie utrzymywał, choć kobieta mieszkała u niego. Nie wie też, kto dźgnął ją w szyję 12-centymetrowym nożem.

Oskarżony nie przyznaje się do winy i twierdzi, że całe zdarzenie, które była konkubina omal nie przypłaciła życiem, zostało przez nią i jej znajomego ukartowane.

Któregoś dnia na początku października zeszłego roku Marta G. wróciła do domu w towarzystwie Artura B. Obije byli już wypici.

- A ona to była też na jakichś prochach, oczy miała takie, jakby się wściekła. Włączyła telewizor, coś tam oglądała i ciągle się śmiała – opowiadał Krzysztof G.

W tym czasie Artur B. poszedł do sklepu i przyniósł kilka butelek wina. Towarzystwo usiadło do stołu i zaczęło pić. Gospodarz opowiadał w śledztwie, że Marta zaczęła szaleć, biła współbiesiadników pięściami. „Gdy wina się skończyły już wszyscy byliśmy na obrotach”.

Potem Krzysztof G. wyszedł do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Marta G. została na łóżku, a Artur B. wyszedł z mieszkania. I wtedy, jak utrzymywał i dziś przed sądem, mężczyzna usłyszał jęknięcie kobiety. Gdy wszedł do pokoju zobaczył, że Marta trzyma się za szyję, a między palcami cieknie jej krew.

Krzysztof G. przyłożył jej ręcznik do rany i pobiegł do sąsiada, by ten wezwał pogotowie. Marta G. trafiła do szpitala z głęboką raną szyi. Gdyby ostrze 12-centymetrowego noża poszło nieco w bok, to kobieta mogłaby nie przeżyć ciosu.
Dziś przed sądem Krzysztof G. oświdaczył, że podtrzymuje składane w śledztwie wyjaśnienia, ale...

Twierdził, że gdy wszedł do pokoju, to Marta trzymała się za pierś, a nie za gardło, a na szyi nie widział żadnych obrażeń. Gdy poszedł prosić sąsiada, by wezwał pomoc, powiedział mu, że Marta się skaleczyła.

- Przecież w pańskich wyjaśnieniach, które pan przed chwilą podtrzymał, mówi pan o tym, że trzymała się za gardło, a między palcami ciekła krew. A teraz pan mówi, że za pierś się trzymała się za pierś? To co, gardło jej na pogotowiu podcięli? - sędzia Marek Klebanowicz próbował rozwikłać rozbieżności.

- Trzymała się za pierś. A nie wiem kto to zmienił – odpowiedział oskarżony.

- Wspomniał pan na początku, że to zdarzenie było ukartowane przez byłą konkubinę i jej znajomego? A co konkretnie ukartowali, jaki był tego cel?

- Marta nie raz mnie straszyła, że pozbawi mnie tego mieszkania. Tak się odgrażała.

Oskarżony opowiedział sądowi, że kobietę przyjął pod swój dach w 2005 roku. Mężczyzna rok wcześniej wyszedł z więzienia. Znał rodzinę Marty. Opowiadał, że mąż odebrał jej dzieci i się z nią rozszedł, siostra nie chciała jej przyjąć, a ona sama nie chciała iść mieszkać do matki.

- Przyprowadził ja do mnie jej brat i zapytał, czy nie mogłaby zamieszkać u mnie. Zbliżała się zima, więc powiedziałem, że może zamieszkać. A potem pani z meldunkowego zapytała, czy ją nie zamelduję. To ją zameldowałem. Ale od dwóch lat nie utrzymujemy kontaktów intymnych. To nie jest już moja konkubina – opowiadał Krzysztof G.

g5.jpg
g2.jpg
g3.jpg
g4.jpg