Na miejscu są nadal służby gazowe, które usiłują znaleźć miejsce, skąd wydobywa się gaz, ale ten nadal zbiera się w piwnicy budynku. Jego stężenie jest już jednak pod kontrolą.
- Huk przypominał trzaśnięcie drzwiami. Po nim zaczęła się już panika. Strażacy natychmiast zaczęli wszystkich ewakuować – mówił Bronisław Błażków, jeden z mieszkańców.
Najbardziej poszkodowana była matka 3-letniej dziewczynki.
- Miała poparzoną twarz, ręce, spalone włosy i całą odzież. Ciągle jednak pytała tylko co z jej córką – opowiadała Eliza Kaszewska, sąsiadka, która jako pierwsza udzieliła poszkodowanym pomocy.
Gaz ulatniał się już jednak od rana. - Jak tylko wstałam, czułam go już w całym mieszkaniu. Potem zaalarmowano pogotowie gazowe – wspomina Paulina Czajkowska.
Pomoc wezwał mężczyzna, który potem trafił do szpitala. To w jego mieszkaniu od rana było najmocniej czuć gaz. Na miejscu pojawiło się pogotowie gazowe i strażacy.
- W trakcie wentylacji nastąpił wybuch gazu. Przypuszczamy, że przedostał się kratkami wentylacyjnymi z piwnicy, gdzie było jego największe stężenie do mieszkania na parterze i tam wybuchł – tłumaczył st. kpt. Mieczysław Stelmach, dowódca JRG Nr 2 w Jeleniej Górze.
Mieszkańcy nie mogą jednak zrozumieć dlaczego nie zostali ewakuowani zaraz po przyjeździe gazowników, tylko po tym jak nastąpił wybuch, który kompletnie zdewastował mieszkanie.
- To jest szokujące. Kiedy przyjechało pogotowie gazowe uważaliśmy, że sytuacja jest już pod kontrolą, a tymczasem zostawiono nas jak na beczce prochu. Jak można było przeprowadzić ewakuację dopiero po wybuchu – komentowała Bogna Kaszewska.
Godzinę po wybuchu spędziła w budynku jeszcze starsza kobieta, która mieszkała na ostatnim piętrze.– Mówiła, że nie słyszała ani dzwonka, ani pukania do drzwi – opowiadała zbulwersowana akcją Eliza Kaszewska, sąsiadka kobiety.
Jeleniogórska Spółdzielnia Mieszkaniowa niemal natychmiast po wybuchu zorganizowała dla mieszkańców ciepłą herbatę, którą podawała w swojej siedzibie. – Ewakuowaliśmy mieszkańców z 60 lokali. Niewykluczone, że nie będą mogli wrócić do swoich mieszkań na noc, ale wówczas zapewnimy wszystkim zastępcze lokum – poinformował Jerzy Szczepanik, kierownik administracji.
Dla pozostałych, którzy jednak woleli zaczekać przed domem podstawiono z kolei autobus, w którym można było się ogrzać. Pomimo tego, że mróz jest nieco słabszy niż w poprzednich dniach, długie przebywanie na zewnątrz daje się we znaki. Mieszkańcy byli wyraźnie zmrożeni. Niektórzy szukali schronienia u sąsiadów, a inni chowali się nawet po klatkach.
Komentarze (3)
Na tzw. ćwiczeniach, szkoleniach, jak zwał tak zwał :) wszystko wychodzi perfekt. A na żywo ? d*** kwas :) 3 mam kciuki za mieszkańców. Pzdr.
ci gazownicy to jakieś tłuki bez szkoły skoro narazili ludzi na takie niebezpieczeństwo.Proponuję obciążyć i zwolnić