- To była sytuacja patologiczna, gdzie co rusz w mieście, na stacjach benzynowych można było spotkać punkt z maszynami do gier – mówi Żaneta Marmon-Leśniak, dyrektorka Stowarzyszenia Monar w Jeleniej Górze. To powodowało, że ilość hazardzistów rosła, bo pokusa była zbyt powszechna. Teraz specjaliści widzą spadek takich uzależnień. Choć jaskinie hazardu zniknęły, zjawisko podporządkowania życia grom, ułudzie łatwego wzbogacenia się, trzyma się mocno. Pan Andrzej do dziś spłaca długi, bo jakiś czas temu wziął ponad 30 tys. zł, żeby „postawić wszystko na jedną kartę i wyjść z kłopotów finansowych”. Wysłał za wszystko totolotka, systemem, żeby wygrana my się nie wymknęła. Trafił dwie kilkuzłotowe wygrane. Do jednego sklepu z lotto w centrum Jeleniej Góry regularnie rano przychodzi starsza pani i kupuje zdrapki. Wydaje po 20, 30 zł dziennie. W miesiącu nazbiera się 500-600 zł, połowa jej emerytury. Wygrała wiele razy po 5, 10 zł, raz 500 zł. Ewidentnie dokłada do interesu. Przychodzi jednak, bo chce „pomóc wnuczce”. W punktach rozpoznają już stałych klientów, którzy kupują naraz po kilkadziesiąt zdrapek, albo regularnie grają w „keno”
Do poradni uzależnień Monar w Jeleniej Górze wciąż trafiają patologiczni hazardziści. Sposób postępowania z nimi jest podobny jak w przypadku alkoholików czy narkomanów (spisywanie kontraktów, terapia indywidualna i grupowa, praca z rodziną, praca nad wewnętrzną motywacja do zmiany), zwłaszcza, że to uzależnienie często współwystępuje. - Kiedy jeszcze wszędzie były budki z maszynami do gier, to mieliśmy wielu metamfetaministów, którzy chodzili grać po zażyciu narkotyków – wskazuje szefowa jeleniogórskiego Monaru.
Komentarze (8)
a co drugi od wódy, to jest problem a nie ten 1%
A kasyna jak były tak są
Co wy za głupoty pieprzycie. Kasyna nadal są na każdym rogu i maja się dobrze. Dobra kasa z utargu i nadal wielu idiotów,którzy spędzają tam miłe chwile zadłużając się i okradając własne rodziny, nie pozwolą zamknąć tak dorodnego interesu. Pozdrowienia dla wszystkich czecholudów .
Teraz pora zamknąć zakłady bukmacherskie. Automaty to był początek.
Nikt niczego nie zamknie, wodę pić trzeba, bo bez podatków 500+ się załamie.
Jakich hazardzistów? To desperaci są. Pakują w maszyny kupe kasy myśląc , że kieruje nimi los. Maszyny są tak poustawiane żeby dać wygraną w pewnym momencie i ani wcześniej ani później wielkiej wygranej nie będzie. Ogarnijcie się wszyscy grający, bo te miejsca nie zostały stworzone po to żeby mieć straty. Podobnie jest z lotkiem.
A ta Pani już jakiemuś hazardziście pomogła ?
Patologiczni hazardziści, bo o nich mowa, stanowią bardzo małą część społeczeństwa. W artykule ta informacja jest specjalnie pominięta albo ktoś umyślnie stworzył artykuł tendencyjny albo nie zna się na pisaniu artykułów :)
Zgadzam się, że niektórym osobom większy dostęp do hazardu szkodzi. Ale to jest jak z alkoholikiem. Zamkną tu, a on pójdzie gdzie indziej.
PROBLEM nie jest w dostępie, tylko w PSYCHICE tych ludzi.
Czy w takim razie trzeba zabraniać pozostałym 99% osób dostępu do rozrywki, jeśli tak chcą trwonić swoje pieniądze? Dlaczego Lotto nie zamkniemy? Wiadomo - chodzi o pieniądze. Na Lotto państwo ma monopol...
Niestety nie każdemu da się pomóc.
Życzę wytrwałości pani Żanecie w walce z wiatrakami.
Tu potrzeba zmian w reformie edukacji. A ta wiemy w jakim jest stanie.