
Pod zdjęciami kwiatowych cudów Krzysia na jego facebookowym profilu morze pochlebnych komentarzy: „ale zdolniacha”, „normalnie mistrz”, „jeszcze samouk” i dziesiątki tzw. lajków. Widać, że znajomi "Ślimaka" oszaleli na punkcie jego talentu. On sam ma do siebie znacznie większy dystans. Rozmowa o kwiatach bardziej go deprymuje niż skłania do jakiejkolwiek autoreklamy.
- Nawet po pierwszy bukiet dla mojej dziewczyny Natalii pobiegłem do zaprzyjaźnionej kwiaciarni. Mimo, że już wtedy zajmowałem się florystyką. Mogłem go przecież zrobić sam, a jednak … jakoś nie pomyślałem – mówi skromnie Krzysztof i sięga pamięcią do początków swojej pasji. - Dekorowaniem sali zajmowałem się już wcześniej. Ojciec z ciocią są radnymi w gminie i członkami rady sołeckiej. Często wyprawiali na wsi zabawy. Było w czym pomagać – wspomina.
Prawdziwy sprawdzian umiejętności przyszedł jednak dopiero cztery lata temu.
- Okazją do niego był ślub mojej jedynej siostry. Chciałem, żeby ten dzień okazał się dla niej jak najbardziej wyjątkowy. Stwierdziłem, że tylko ja jej mogę w tym pomóc. Tak bardzo mi na tym zależało, że postanowiłem sprawę bukietu i dekoracji wziąć dosłownie we własne ręce – wspomina „Ślimak".
Jego pomysł wzbudził wówczas wśród bliskich zwyczajne zainteresowanie, trochę niedowierzanie. Nikt bowiem się nie spodziewał, że jego realizacja powali gości na kolana.
- Tak się denerwowałem całą uroczystością i tym zadaniem, że w tydzień przed ceremonią schudłem siedem kilo! Pamiętam też, że dzień przed ślubem do czwartej nad ranem przygotowywaliśmy z ciocią w garażu dekoracje do kościoła, bukiety na samochód i dla panny młodej. Ale warto było. Już w trakcie wesela goście dopytywali się, kto wykonał tak gustowne dekoracje. Widać było, że im się podobało. To było miłe. Sam też byłem z siebie zadowolony. Zauważyłem, że powoli mi to wychodzi i że coś z tego może być. Nakręcałem się tymi efektami. I tak drogą pantoflową zaczęli do mnie dzwonić ludzie, głównie znajomi, którym w ramach prezentu umilałem różne okazje. Początkowo bałem się, że nie będąc profesjonalistą zawiodę swoich przyjaciół. Ale bardzo się starałem. Do tego stopnia, że podpowiadałem pannom młodym, jakie bukiety pasują do ich sylwetki itp. Zresztą robię to dzisiaj. Tak się w to wkręciłem – wspomina Krzysztof.
Z czasem jego pasja stała się na tyle popularna we wsi, że oprócz weselnych bukietów i dekoracji sal czy samochodów, zaczął zdobić również tamtejszy kościół. Trzykrotnie przygotowywał już wystrój kościoła na Wielkanoc, a w czasie adwentu plótł tradycyjne wieńce.
Więcej na temat niezwykłego talentu Krzysztofa, źródeł jego inspiracji i gustu przeczytacie w ostatnim numerze „Nowin Jeleniogórskich”.
Komentarze (6)
Gratuluje talentu!!!!
jego torty to też dzieła sztuki ;-)
po prostu ma chłopak talent!
Przy okazji jak znajdę wolną chwilę, na jaki adres mam prezent dostarczyć ?
Widać jak niektórych zazdrość zżera... w głowie się nie mieści że musicie być tacy zawistni, bo komuś się udało a wam nie .... żal.
Krzychu :) Gratuluję pomysłu na siebie i tak trzymaj:))