To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Komórka w szkole – plaga czy konieczność?

Komórka w szkole – plaga czy konieczność?

Całkowity zakaz używania telefonów komórkowych w szkołach wprowadził ostatnio rząd francuski. Z podobnym problemem boryka się niemalże cały świat, również Polska. Postanowiliśmy, więc sprawdzić jak postępują jeleniogórscy nauczyciele, kiedy ich uczniowie korzystają z podobnych urządzeń oraz czy wprowadzenie w naszym lokalnym środowisku podobnego przepisu spowodowałoby równie wiele kontrowersji co we Francji.


Głosu w tej sprawie udzieliła nam dyplomowana nauczycielka z wieloletnim stażem pracy, przedstawiciel grona pedagogicznego Małgorzata Jop.

Co sądzi Pani o pomyśle władz francuskich, które zakazały korzystania z komórek w szkołach z powodu ich negatywnego wpływu na zdrowie dzieci. Udowodniono bowiem, że powodują nie tylko bezsenność, ale także kłopoty z koncentracją, a nawet raka.

- W świetle prowadzonych badań zgadzam się, że telefony komórkowe mają bardzo szkodliwy wpływ na zdrowie dzieci, ale moi wychowankowie nie traktują komórek w szkole jako celu życia i medium do prowadzenia ciągłych konwersacji - jak to można często zauważyć u wielu dorosłych, a szczególnie biznesmenów. Moje dzieci wolą się bawić, rozmawiać i grać na boisku, a telefonowanie jest jedynie sposobem kontaktowania się z rodzicami na odległość, a tego zabronić im nie wolno.

Czy ma, więc Pani jakiś złoty środek dzięki któremu można pogodzić stały nadzór rodziców nad swoimi pociechami z możliwością skupienia ich uwagi podczas lekcji?

- Stosuję bardzo proste, ale sprawdzone i skuteczne rozwiązanie. Otóż po pierwsze wiem od rodziców, którzy z moich uczniów przynoszą do szkoły telefony. Tuż przed rozpoczęciem lekcji dzieci składają mi swoje wyłączone aparaty na biurko, gdzie czekają na nich aż do końca ostatniej godziny lekcyjnej. Wówczas oddaję wszystkim komórki. W ten sposób każdy z rodziców ma stały kontakt z dzieckiem. Podczas lekcji w razie potrzeby może przedzwonić do mnie, zaraz natomiast po szkole bezpośrednio do malucha. Byłoby nierozsądnym zachowanie, które zabraniałoby tego stałego nadzoru rodzica nad dzieckiem. Wielu uczniów zostaje po lekcjach na świetlicy bądź samodzielnie wraca do domu, wówczas ten kontakt jest wręcz niezbędny. Wypracowana przeze mnie metoda ma jeszcze jedna zaletę, a mianowicie chroni dzieci przed ewentualnym zgubieniem aparatu.

Czy istnieją więc w takim razie przedmioty bądź inne multimedia, którym mówi Pani stanowczo „nie” w szkole?

- Zdecydowanie tak. Nie toleruję militariów, a więc zabawek, które mają cokolwiek wspólnego ze strzelaniem, zabawnym uśmiercaniem kogoś, ubezwłasnowolnieniem i przemocą. Uważam, że tego typu zabawki potrafią wytworzyć w dzieciach zbędną agresję. Kontakt z rówieśnikiem ma na celu prawidłowy jego, dlatego też nie zezwalam na korzystanie z komórek nawet podczas przerwy. Uważam ją za czas integracji, poznawania się i chociażby zaistnienia w grupie.

A jak Pani korzysta z komórki, bierze przykład z podopiecznych czy może raczej dorosłych?

- Dla mnie komórka to medium, środek świetnej komunikacji pomiędzy mną a rodzicami dziećmi. Oni wiedzą, że mogą się ze mną skontaktować w każdej chwili. To daje im pewność, że ich maluchy są w dobrych rękach.

Komentarze (3)

Jest oczywiste, że nadużywanie komórek przez dzieci w szkołach (tak jak nadużywanie czegokolwiek przez kogokolwiek) jest niedobrym zjawiskiem. W przypadku szkół prowadzi do kompletnego rozkojarzenia uczniów i wprowadza zamieszanie na zajęciach.
Zadziwia mnie natomiast głęboka wiedza pani Jop,(bądź co bądź nauczycielki której powołaniem jest szerzenie oświaty) zwłaszcza w temacie szkodliwości telefonów komórkowych, które rzekomo wywołują u dzieci raka.
Równie dobrze można by stwierdzić, że elektryczne tramwaje są przyczyną znoszenia kwadratowych jajek przez okoliczne kury.
Jako szacowne, doświadczone wieloletnim szerzeniem kaganka oświaty ciało, pani pedagog powinna chyba trochę zastanowić się nad tym co mówi.

pani pedagog może ma sukcesy w postępowaniu z dzieciaczkami, jednak starsze dzieci znajdą tysiąc wytłumaczeń, by nie oddać komórki z rana, zresztą powiedzmy wprost: tu nie chodzi o dzwonienie, ale o nagrywanie nauczycieli- tego się boją pedagodzy, że się okaże, jak naprawdę prowadzą lekcje, ile czasu tracą na niepotrzebne sprawy, w czym są nieprofesjonalni itp.- rodzice chętnie oglądają filmy kręcone przez ich dzieci, które starają się udowodnić w niektórych sytuacjach, że pani jest zła czy się uwzięła podczas pytania... a że czasami się to potwierdza, to nie dziwota, że lepiej prewencyjnie i systemowo założyć barierę informacyjną:)

Trochę szacunku dla nauczyciela i jego misji. Mam grubo ponad trzydzieści lat , telefon komórkowy od lat i .......wyłączam go w każdym miejscu publicznym . I wydaje mi się , że w obecnych czasach tzw "dobre wychowanie" wymusza na nas podobne działania ...i bardzo dobrze , że są w kręgach nauczycielskich ludzie , którzy tego pilnują