Spore zainteresowanie budzi nowa książka ciepliczanki Małgorzaty Lutowskiej „Powierzony klucz”. Germanistka, która porzuciła zawód pedagoga i zajęła się pisaniem, tym razem opowiada o niezwykłych losach protestantów na Dolnym Śląsku, o ich wielkim wkładzie w rozwój duchowy i dorobek materialny tych ziem. Sentymentalna podróż bohatera odsłania w nowym świetle dzieje znanych obiektów i miejsc, losów ludzi, którzy tworzyli naszą, tę lokalną, i światową, wielką historię...
W przyszłą środę o godzinie 17. Antykwariat pod arkadami w jeleniogórskim rynku zaprasza na spotkanie z autorką połączone z promocją książki, które poprowadzi Romuald Witczak.
- Tematem spotkania nie będzie sam protestantyzm,ale nowa forma promocji regionu, jaką jest taki właśnie beletryzowany przewodnik - książka, którą lekko się czyta, a wiele w niej sprytnie podanych i bardzo ciekawych informacji o naszym regionie. I wątek miłosny, i sentymentalny, i wyszukane, nigdzie wcześniej nie publikowane ciekawostki i fakty z życia znanych postaci – zapowiada Beata Czystołowska z Antykwariatu pod arkadami.
Małgorzata Lutowska zadebiutowała kilka lat temu beletryzowanym przewodnikiem po miejscach jej bliskich "Dla siebie znalezioną ścieżką".
Przy biurku z komputerem siedział Janusz, mąż Ewy. Poznali się z Krzysztofem poprzedniego dnia. Gospodyni właśnie zaproponowała herbatę. Podała ją w wielkich kubkach. Mocną, aromatyczną, Krzysztof patrzył jak zwinięte w wiórki liście rozchylają się pod wpływem wrzątku, a na powierzchni wonnego napoju ściele się cieniutka mgiełka. Cicho pobrzmiewała w radiu jakaś muzyka, spokojny jazz.
Zaczął opowiadać. Ewa od czasu do czasu wtrącała krótkie pytanie. Interesowały ją porównania, ona sama nie pamięta Jeleniej Góry z tamtych czasów. A Krzysztof owszem – bary mleczne, tramwaje, wąskie uliczki ze ściśniętymi w nich domkami, biegnące w dół, ku rzece Bóbr, w okolice gdzie było kiedyś wielkie targowisko. Niespodziewanie przypomniały się Krzysztofowi piękne, pokryte czerwonym lakierem skrzypki, które kupiła mu matka któregoś razu na jarmarku od handlujących tam Cyganów. Musiał być bardzo mały, bo pamięta, że w tłoku kurczowo trzymał mamę za rękę żeby się nie zgubić, a pod pachą chronił nowo nabyty instrument. Ileż to lat temu, wspomnienia jak z innego świata...
— A dokąd jedzie pan jutro? – Ewa wyrwała go nagle z zadumy.
— Na Pogórze Kaczawskie. Pomyślałem, że skoro wybrałem się w przeszłość, to chronologicznie. Najpierw współcześni Lutrowi. Chcę zobaczyć wsie, w których żyli zwolennicy Schwenckfelda. No i Złotoryja, miasto Trozendorfa.
Komentarze (2)
Gratuluję pomysłu na promocję naszego regionu. Pani Małgorzata bardzo ładnie opowiada o miłości do swojej małej ojczyzny.
Ein sehr gutes Buch! Sollt unbedingt ins deutsche übersetzt werden! :)