Suczka przyjechała pod koniec marca ze swoimi właścicielami Karoliną i Liborem Dobrovolnymi, mieszkańcami Pragi, do domku letniskowego w Jabloncu. 28 marca podczas spaceru po lesie uciekła. Mimo natychmiastowych poszukiwań, nie było po niej nigdzie ani śladu. -Traciliśmy nadzieję – opowiada pani Karolina. Wydrukowała ulotki, które porozwieszała w okolicy Jablonca, Harrachova, Hrabeticach i sąsiednich miejscowościach. Zdjęcia jamniczki Bary obiegły internet i czeskie portale o zaginionych psach i kotach. Właściciele ufundowali 15 tys. koron nagrody za pomoc w znalezieniu suczki.
- I nic, żadnych wiadomości – relacjonował czeskiej telewizji NOVA mąż pani Karoliny. Po 12 dniach bezowocnych poszukiwań byli przekonani, że piesek już się nie odnajdzie.
- Gdy już myśleliśmy, że Barunka nie żyje, 8 kwietnia zadzwoniła do mnie kobieta, mówiąca po czesku z polskim akcentem. Podała mi numer z tatuażu, jaki nasza jamniczka miała w uszach. Potem przysłała zdjęcia psa. Już wiedzieliśmy, że to ona – opowiadała w TV NOVA szczęśliwa Karolína Dobrovolná.
Suczka czekała na swoich właścicieli w schronisku dla małych zwierząt w Jeleniej Górze. Przywiózł ją tutaj 5 kwietnia nieznany mężczyzna. - Zatelefonował do nas i zdenerwowany opowiadał, że na drodze ze Szklarskiej Poręby do Świeradowa Zdroju, w okolicy Zakrętu Śmierci, znalazł przestraszonnego i wycieńczonego psa - opowiada Anna Nikołajuk, kierowniczka schroniska. Przywiózł zgubę do schroniska. Okazało się, że to rasowa, prześliczna suczka – jamniczka. -Napoilśmy ją, nakarmiliśmy, umyliśmy i choć była bardzo wymęczona i zaniepokojona, jakoś zasnęła – relacjonuje pani Anna. Następnego dnia sprawdzono, że piesek jest zaczipowany. Nie udało się jednak odczytać zawartych w czipie informacji, ponieważ były w języku czeskim.
Z pomocą przyszła Joanna Wiśniewska, zastępczyni przewodniczącej Związku Kynologicznego w Jeleniej Górze, która zna język czeski. Kobieta przeszukała kilkadziesiąt anonsów o zagubionych w Czechach psach, aż natrafiła na ogłoszenie pani Karoliny. Mieszkanka Pragi prosiła o pomoc w znalezieniu zgubionej, a być może skradzionej 28 marca w okolicach Jablonca jamniczki o imieniu Bara.
- Kiedy pani Joanna skontaktowała się z panią Karoliną i ona zawołała przez telefon do psa po imieniu, wszystko stało się jasne - mówi Anna Nikołajuk. Suczka na jej głos zaczęła piszczeć i skakać…
Ponieważ granice były zamknięte, nie wiadomo było, czy uda się jamniczkę szybko zwrócić właścicielom. Udało się załatwić formalności. 9 kwietnia Bara wyruszyła wraz z pracownikiem schroniska dla małych zwierząt do Jakuszyc. Im samochód z Barą był bliżej granicy, tym jamniczka była bardziej podekscytowana. Tak, jakby spodziewała się tego, co nastąpi. Tuż za granicą czekali na nią właściciele. Nie mogli przekroczyć granicy i dlatego, w maseczkach na twarzach, stali i czekali na psa w bezpiecznej odległości. Po otwarciu drzwi auta, jamniczka popędziła wprost do oddalonej o kilkadziesiąt metrów Czeszki. Wskoczyła jej na ręce i zaczęła ją lizać po twarzy. Polscy i czescy strażnicy graniczni bili brawo. Wzruszające spotkanie relacjonowała czeska telewizja.
- Jak suczka, kanapowiec, jamnik o krótkich nóżkach, pokonała 60 km, w mrozie i po zaśnieżonych ścieżkach dotarła aż do Zakrętu Śmierci? - tego nikt nie wie. Internauci są pod wrażeniem niesamowitej historii miłości psa i właścicieli, chwalą postawę mężczyzny, który nie zostawił jamniczki przy Zakręcie Śmierci oraz są pełni uznania dla pracowników schroniska dla małych zwierząt w Jeleniej Górze za szybką i skuteczną akcję odszukania właścicieli Bary. - To niewiarygodne, to cud, że Bara jest znowu z nami – nie krył wzruszenia Libor Dobrovolný.
Nagrodę, którą Joanna Wiśniewska otrzymała od państwa Dobrovolnych za pomoc w odnalezieniu jamniczki, kobieta przekazała jeleniogórskiemu schronisku dla małych zwierząt.
Komentarze (10)
brawo!!!!
To było 3-4 dni temu na inny portalu.
I co z tego?Najważniejsze,że mała zguba się nalazła.
Też mam psa ,Często się zdarza że jak wracam z roboty tylko pies sie cieszy na mój widok ;) (Życie ) a stary i dziecko zajęci sobą (srajfony).
Bara miała szczęście, że nic złego ja nie spotkało w drodze przez góry. Zgubiła trochę sadełka :) I pewnie zapamięta tę przygodę na całe życie - nie będzie tak ochoczo uciekać w las :)
Z pewnością, ale Pańcia z pewnością ją rozpieszcza :)
Wzruszająca historia ,cieszy ,fajnie ,że są ludzie mający serce tam gdzie trzeba.
:)))))
I to jest informacja dnia !!!
Dobrze, że sprawa przybrała taki obrót, ale gdyby nie ten Pan, który zabrał psinę z zakrętu śmierci, nie wiadomo, co stałoby się z pieskiem. Właściwie to jemu należy się nagroda.