- To warsztat, na którym mój ojciec pracował 40 lat w Hucie Szkła Sudety w Szczytnej – opowiada Marcin Zieliński. - Odkupiliśmy go po likwidacji grawerni. I jeszcze jeden taki odkupiliśmy, po ojca koleżance, Marii Janik. Był kupiony dla niej, ale przekazała go nam, bo uznała, że te warsztaty zawsze stały razem, więc niech nadal tak będzie. Teraz ja na nim pracuję. Jest najlepiej oprzyrządowany, daje największe możliwości. Nowe maszyny, pomimo nowoczesnych technologii, nie są tak przyjazne ręce ludzkiej.
Szklanica z kreskami
Szklana Manufaktura liczy na turystów, ale pragnie utrzymać wysoką, artystyczną jakość swojej produkcji.
- Ludzie lubią, jak szkło coś opowiada - tłumaczy Marcin Zieliński, pokazując jeden z eksponatów z wygrawerowanymi rysunkami. - To schody życia, kiedyś były z karawanem na dole... Dawniej szkło było przedmiotem wartościowym. Świadczyło o zamożności właścicieli. Nawet carowie rosyjscy mieli w XVII wieku swoje puchary przewoźne. Jeździli z nimi na imprezy. Za komuny produkcja szkła była masówką, aż stało się tańsze od kartonów, w które było pakowane. W wieku XVIII-XIX grawer był na pozycji niezłego adwokata, ale już za komuny mój ojciec był zwykłym robotnikiem. Tak to upadło. Chcemy wrócić do dobrych czasów. Dlatego robimy przedmioty wyjątkowe. Nawet jeśli są to szklanki do wody mineralnej.
Cały artykuł w „Nowinach Jeleniogórskich” nr 13/11
Komentarze (1)
Warto pojechać. Byliśmy i jestesmy zauroczeni