- Kiedy postanowiliśmy ze sobą być, Klaudia miała niespełna dwa latka – opowiada. – Nie posiadaliśmy własnego mieszkania, więc musieliśmy je wynajmować. Raz było to w Cieplicach, raz w Sobieszowie, raz w centrum miasta…
Ryszard był mężczyzną zaradnym i pracowitym. Jako spawacz znalazł zatrudnienie w Niemczech. Wydawało się, że wszystko toczy się w dobrą stronę.
Trzy lata temu urodziła się Olivia. Rok później zaczęły się kłopoty.
- Rysiek pracował pod Koblencją, a jak przyjeżdżał to pił – opowiada Ania. – Właściwie wpadał do Jeleniej na kilka dni i cały czas był wtedy pijany. Między nami nie było już tak jak dawniej.
Ania cały czas pracowała w „Żabce” jako ekspedientka. Z dziećmi przebywała w tym czasie jej młodsza o dwa lata siostra. Siostra była z nimi przez cały czas. Mieszkali razem i trochę jej „matkowali”.
Między Anią i Ryśkiem psuło się coraz bardziej. Ania całkowitą winę zrzuca na alkohol. Doszło do tego, że przez ostatnie dwa lata przyjmowała go w domu tylko dlatego, że był ojcem jej dziecka. Olivia czekała na jego przyjazdy z Niemiec i tęskniła.
Pod koniec kwietnia Rysiek przyjechał do Polski, ale tym razem nie zjawił się w mieszkaniu Ani. Zamieszkał u znajomych w Sobieszowie. Dowiedziała się o tym przypadkiem. Zatelefonowała do niego.
- W domu byłam wtedy sama, ponieważ siostra oznajmiła mi, że wyjeżdża do chłopaka, do Gryfowa – mówi Ania. – Ryśkowi powiedziałam telefonicznie, że córka tęskni za nim, że mógłby ją zabrać na spacer. Przyjechał wieczorem. Miał ją odwieźć następnego dnia rano.
Cały artykuł w najnowszych "Nowinach Jeleniogórskich" nr 19/09.
Komentarze (2)
Ryszard powinien chociaż zadzwonić czy nic Olivce nie jest.