To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Dwa lata więzienia za internetowe lovestory

Dwa lata więzienia za internetowe lovestory

Na dwa lata i dwa miesiące więzienia skazał dziś jeleniogórski Sąd Okręgowy Małgorzatę W., mieszkankę podkrotoszyńskiej wsi, która na odległość, podając się za mężczyznę, przez internet i telefon, rozkochała w sobie inną kobietę. Uczucie i emocje wykorzystała do wyłudzenia od Doroty Jaróg 400 tysięcy złotych.

Ani oskarżonej, ani pokrzywdzonej nie było dziś w sądzie. Zresztą oskarżona stawiła się tylko na jednej rozprawie, na której złożyła jednozdaniowe wyjaśnienia i zapewnienia, że będzie wyjaśniać później. Wezwania na kolejne rozprawy odbierała, ale do sądu nie przychodziła.

Przez cztery lata telefonicznej oraz internetowej znajomości Dorota była pewna, że ma do czynienia z mężczyzną. Małgorzata była w sieci „Szymonem”.

Internetowy kochanek mówił i pisał Dorocie, że jest w ciężkiej sytuacji życiowej i potrzebuje pieniędzy. Kobieta wysyłała mu przekazy na spore sumy. Uzbierało się tego ponad 400 tysięcy złotych. Pokrzywdzona sama zaciągała kredyty, by móc pomagać ukochanemu. W sumie 580 tysięcy złotych.

Z opowieści brata i bratowej Doroty Jaróg wynika, że już w 2005 roku zauważyli, że dzieje się z nią coś złego. Było to po kilku miesiącach od momentu, gdy Dorota poznała, za pośrednictwem radiowego programu dla samotnych, „Szymona”, w którym się zakochała.

Bratowa tłumaczyła jej, że nie ma miłości na odległość – bez osobistego kontaktu. Znajomy Doroty wydał jej się do tego stopnia podejrzany, że porozmawiała z nim przez telefon. Oczywiście z telefonu Doroty, bo „Szymon” nie odbierał telefonów z innych numerów.

Bracia próbowali zakazać jej kontaktów z „Szymonem”, ale ich nie posłuchała. Brnęła dalej – brała kredyty, zapożyczała się u dalszej rodziny i wielu znajomych. Robiła wszystko, byleby tylko zaspokoić żądania ukochanego, który ciągle wymyślał nowe nieszczęścia, które go spotkały. Były to jednak tylko preteksty do kolejnych próśb o pieniądze.

Zdaniem sądu, dowody na oszukańczą i zaplanowaną z góry działalność Małgorzaty W. są niezbite. To przede wszystkim potwierdzenia odbioru gotówki na przekazach pocztowych, choć nie wszystkie się zachowały, a także fakt poinformowania Doroty przez pewna osobę, że „Szymon” nie jest tym, za kogo się przedstawia.

Gdy kobieta stawiła się jeden raz w sądzie powiedziała tylko, że „Dorota chciała, abym ja przed jej rodziną przedstawiała się jako mężczyzna”. W ocenie sądu, potwierdza to fakt, że rzekomy „Szymon” prowadził rozmowy z pokrzywdzoną i dokonał wyrafinowanego oszustwa.

Z opinii biegłych, którzy badali oskarżoną wynika, że kobieta wykazuje uzależnienie od alkoholu, ma skłonności do manipulacji emocjonalnej, nie próbuje stabilizować swojej sytuacji życiowej, a do swoich celów wykorzystuje rodziną i inne osoby.

Sąd zwolnił Małgorzatę W. z zapłaty kosztów sądowych, bo nigdzie nie pracuje i nie ma dochodów.

Mecenas Aleksandra Kowalska, obrońca z urzędu Małgorzaty W., powiedziała po ogłoszeniu wyroku, że dopiero po skontaktowaniu się z klientką i przy jej woli, złożona zostanie apelacja. Nie wiadomo jednak, czy klientka zechce się skontaktować, bo poza jedną rozmową z adwokatem na korytarzu sądowym, oskarżona nie miała potrzeby kontaktu ze swoim obrońcą.

Według mec. A. Kowalskiej, nie wszystkie argumenty sądu, uzasadniające skazujący wyrok, można uznać za trafione. Zwłaszcza ten o osobie, która miała poinformować pokrzywdzoną o podszywaniu się Małgorzaty W. pod „Szymona”.

- Po pierwsze, nie ustalono tej osoby, a po drugie, nie wiadomo, czy ta osoba mówiła prawdę. Sama pokrzywdzona stwierdziła, że nie był to głos osoby, z którą rozmawiała, a więc przemawia to za tym, że nie była to rozmowa między pokrzywdzoną, a oskarżoną. Co prawda, oskarżona przyznała, że prowadziła rozmowy z pokrzywdzoną, ale nie znamy treści tych rozmów. Z ustaleń wynika, że dotyczyły emocji i uczuć, ale nie ma pewności, czy także kwestii pożyczek – mówiła mec. A. Kowalska.

Jej zdaniem jednak, sprawa jest na tyle interesująca, że warto byłoby, aby zainteresował się nią Sąd Apelacyjny.

Komentarze (5)

Jaki bank lub banki dały 180tys zł pożyczki komuś kto nie pracuje? A zwykły sumiennie pracujący człowiek nie może dostać 2tys zł pożyczki bo jego przychody są za niskie. Tak jak powiedział M.Drzewiecki "Polska to dziki kraj" w którym jednemu wolno a drugiemu nie, nawet jeżeli mają taki sam statut społeczny.

A jaki mądry człowiek daje komuś, kogo nigdy nie widział tyle pieniędzy. Ta pokrzywdzona też chyba była niecałkiem ...

Kto normalny wysyła prawie pół miliona złotych (i skąd je ma? ) osobie, której kompletnie nie zna i nigdy na oczy nie widział. Myślałem, że większość tego typu osób to wymysły scenarzystów serialowych, a tu proszę. Coś ta sprawa bardzo pokręcona jest.

śpiewała A Jantar..Miłośći szuka się w realu a nie na randkowym portalu.. głupota ludzka nie zna granic B)

Obie baby powinny się leczyć u psichologa :cheer: :0 :0