To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Dobra „Lilla Weneda”

Dobra „Lilla Weneda”

Zbyt jednostajna; z dłużyznami, ale jednocześnie wyjątkowo plastyczna i klimatyczna. Całość intelektualnie raczej zbytnio nie porusza, lecz nie denerwuje też prostackim przekazem (co dawniej zdarzało się w naszym teatrze często). W sumie bardziej na plus niż na minus. W skali uczniowskiej: solidna czwórka. Tak rozpoczęły się 40 Jeleniogórskie Spotkania Teatralne.

W ostatnich dwudziestu latach polskie teatry po „Lillę Wenedę” sięgały zaledwie trzy razy. Bardzo byłem ciekawy, dlaczego Krzysztof Prus sięgnął po dzieło Słowackiego jako czwarty. Powody, które sam podał w jednym z wywiadów, były trzy: silne role kobiece, na sztuce nie sposób się nudzić oraz chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy można wierzyć w Boga poza Kościołem?

Zacznijmy od tego trzeciego: spektakl na takie dywagacje odpowiada: oczywiście, że można. Co prawda Bóg w dramacie Słowackiego zdaje się sprzyjać najeźdźcom, którzy przyjmują go koniunkturalnie z rąk kapłana koniunkturalisty, jednak dzieje się tak jedynie w sferze materialnej - ziemskiej. Ci, którzy wierzą naprawdę – Lilla Weneda – przegrywają z kretesem. Pozostaje im zwycięstwo moralne i purpurowa łuna na niebie, układająca się w kształt twarzy Matki Boskiej Częstochowskiej. To im w rzeczywistości Bóg powierza do niesienia swój krzyż. Taki jest epilog dramatu. Arcypolski, niemniej jednak podany bez nachalnego dydaktyzmu. Można odczytywać go na wielu poziomach – moralnym, społecznym, historiozoficznym…

Spektakl mogła ponieść Gwinona, grana przez Magdalenę Kępińską. Niestety, jest nieprzekonująca, psychologicznie nieprawdziwa. Momentami, gdy na przykład w jednej chwili przestaje przejmować się losem syna, a zaczyna tym samym tonem wypominać mężowi, że jest mięczakiem - wręcz irytująca. Gwinona to uosobienie okrucieństwa i mściwości, lecz w kreacji jeleniogórskiej aktorki trudno zrozumieć motywy jej postępowania. Szkoda.

O wiele lepiej wypadają dwie inne aktorki: grająca Lillę Wenedę Anna Ludwicka i wcielająca się w rolę Rozy Wenedy – Katarzyna Janekowicz. Dużo ciepłych słów trzeba napisać zwłaszcza o grze Janekowicz. Sceny, w których występuje należą do najlepszych w całym spektaklu. Gra nie tylko słowem, ale całym ciałem, a kiedy cierpi, cierpienie wlewa się ze sceny na widownię. Gdybyż tak mniej „drewniana” była Gwinona…

Krzysztof Prus stworzył widowisko w stylu fantasy. Nie zaufał mu jednak do końca – stąd minimalistyczna scenografia i tradycyjne kostiumy. I znowu szkoda. Jeśli w takim spektaklu jak ten nie oczaruje się widza obrazem, to trudno sobie wyobrazić spektakl, w którym będzie lepsza ku temu okazja.

Sztuka rozkręca się bardzo powoli, momentami nawet nuży (cały dramat rozgrywa się w półmroku). Na szczęście im bliżej końca, tym jest ciekawiej. Pointa intryguje. Całość jest solidna, ale z pewnością mogło być znacznie lepiej.

Julisz Słowacki:”Lilla Weneda”, reż. Krzysztof Prus, występują: Katarzyna Janekowicz, Magdalena Kępińska, Robert Dudzik, Jarosław Góral, Jacek Grondowy Piotr Konieczyński, Igor Kowalik, Kazimierz Krzaczkowski, Robert Mania, Jacek Paruszyński, Tadeusz Wnuk. Premiera na scenie Teatru i. Norwida w Jeleniej Górze 25 września.