To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Autor „Miedzianki. Historii znikania” pod Śnieżką

Autor „Miedzianki. Historii znikania” pod Śnieżką

Filip Springer, autor książki-reportażu „Miedzianka. Historia znikania”, spotkał się dziś z czytelnikami w „Dworze Liczyrzepy” w Karpaczu. Opowiedział o swojej pracy nad książką, o tym, co najczęściej zarzucają mu ci, którzy ją przeczytali, jak również o niezadowoleniu z jego pracy Ireny Kamieńskiej-Siuty, dawnej naczelniczki gminy Janowice Wielkie.

„Miedzianka. Historia znikania” to opowieść o losach miasteczka w Rudawach Janowickich, niegdyś siedziby kopalni rud uranu, które zostało wyburzone. Dziś Miedzianka to niewielka wieś, którą mija się jadąc rzadko uczęszczaną drogą z Janowic Wielkich w stronę Ciechanowic i Marciszowa. Formalnie więc istnieje, co niektórym z tych, którzy przeczytali książkę i pojechali do Miedzianki, daje powód do wytykania autorowi, że napisał nieprawdę.
- To, co pozostało, to tablica z nazwą „Miedzianka”, kilka domów i kościół. Miasteczka nie ma – odpowiadał Filip Springer.

Latem w Jeleniej Górze, na spotkaniu sybiraków (bez obecności autora) na temat książki, zarzucono mu z kolei, że „Miedzianka” jest proniemiecka. To jednak odosobnione – wśród bardzo licznych e-maili, które Filip Springer otrzymał w związku z reportażem, tylko jeden powiela tę pretensję. Sławomir Lange, prezes Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej, które zaprosiło autora do Karpacza, odparł, że jeśli chodzi o ład przestrzenny, to w czasach niemieckich, miejscowości w naszym regionie wyglądały lepiej, niż obecnie, gdy brzydną.

Książka ożywiła dyskusje o tym, dlaczego miasteczko zniknęło. Filip Springer przystępując do pracy nad książką był pewny, że uda mu się zawrzeć w niej kilka bądź kilkanaście powodów unicestwienia miejscowości. Gdy jednak zaczął zagłębiać się w tę tematykę (podczas przygotowywania książki rozmawiał z około stu osobami) zdał sobie sprawę, że takie ograniczenie jest niemożliwe. Rozmówcy przytaczali bowiem tych powodów znacznie więcej.

Najczęściej winą obarczali Cyganów oraz ówczesną naczelniczkę gminy Janowice Wielkie Irenę Kamieńską-Siutę. Autor uważa, że oba powody są nieprawdziwe. Co do Cyganów, dawni mieszkańcy Miedzianki podawali bardzo różne dane co do ich liczebności w tej miejscowości - od 10 do 1000. Co do Ireny Kamieńskiej-Siuty, Filip Springer zdawał sobie sprawę, że jedna osoba nie mogła zadecydować o losie miasteczka. Formalną decyzję podjęła Wojewódzka Rada Narodowa we Wrocławiu.

W książce jest jednak wiele anonimowych krytycznych głosów na temat dawnej naczelniczki. Filip Springer zapewnia, że gdyby jeszcze raz pisał tę książkę, ponownie by je wykorzystał. Mimo to niezadowolenie pani Siuty stanowi dla niego problem, gdyż jest to osoba, która zgodziła się na rozmowę z nim, zaprosiła go do swojego domu.

„Miedzianka” była nominowana do prestiżowej nagrody literackiej NIKE, była nawet w finale tego konkursu. Tydzień przed nim Filip Springer rozmawiał przez telefon z Ireną Kamieńską-Siutą. Jak opowiadał w Karpaczu, usłyszał od niej, że choć nadal jest niezadowolona, będzie trzymać za niego kciuki.
















 

Filip Springer w Karpaczu 2.JPG