Obrońca podnosił w mowie końcowej, że gdyby nie przyznanie się do wszystkiego Janusza U. i szczegółowe opisanie zdarzeń z początku października zeszłego roku, to wyjaśnienie okoliczności zbrodni nie byłoby takie łatwe.
A Janusz U., mieszkaniec Małej Kamienicy opowiedział, jak ze swoim wujkiem i Marianem L. pojechali do Nowej Kamienicy, do pracy przy wykopkach. Na miejscu, po zakończonych zbiorach, mężczyźni usiedli przy ognisku i wypili kilka butelek wódki. Potem Janusza U. i Mariana L. zabrał swoim autem do domu Mirosław D. - wujek Janusza.
Już w samochodzie Janusz zaczął bić pięściami Ryśka, bo tak wszyscy wołali na Mariana L. Mężczyzna był bardzo pijany, ale prosił chłopaka, by ten dał mu spokój. Gdy dojechali pod dom Janusza, jego wujek zostawił ich i poszedł do zwierząt, a chłopak wyciągnął Ryśka z auta i pół przytomnego kopał. Gdy ten przestał się ruszać, chłopak wziął jeszcze do ręki spory kamień i kilka razy trzasnął nim w głowę mężczyznę. Potem przeciągnął Ryśka bliżej domu i wrzucił do szamba. Ponieważ ciało nie chciało się zanurzyć, więc dopchnął je widłami. Biegli stwierdzili, że Rysiek żył jeszcze, gdy Janusz wrzucał go do szamba. Mężczyzna utopił się w fekaliach.
- Przez dwa tygodnie rodzina i mieszkańcy wsi poszukiwali Mariana L., gdy jego zwłoki leżały w szambie, przy domu oskarżonego. Tymczasem on, jak gdyby nigdy nic, żył sobie spokojnie dalej – przekonywała prokurator, dla której przyznanie się chłopaka do winy, gdy wszystko już stało się jasne nie jest żadną okolicznością łagodzącą. - Gdy się patrzy na oskarżonego, to nie sposób uwierzyć, że ten 20-letni chłopak mógł zrobić coś takiego.
Sąd dopytywał dziś biegłych psychiatrów, którzy wydali opinię sądowo-lekarską, czy gdyby nie stan upojenia alkoholowego Janusza U. w chwili zdarzenia, to czy jego zdolność do rozpoznania znaczenia czynu i kierowania swoim zachowaniem byłaby pełna, czy nadal w nieznaczny sposób ograniczona. Psychiatrzy stwierdzili, że upojenie alkoholowe nie miało na to wpływu. Zresztą sam oskarżony przyznawał w badaniach, że po wypiciu alkoholu stawał się agresywny.
Janusz U. I w czasie procesu i w mowie końcowej mówił, że nie wie, dlaczego zabił. Nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. Obrona zarzucała oskarżycielowi daleko idące zaniedbania w śledztwie, które nie wyjaśniły do końca udziału w zdarzeniu Mirosława D. - wujka Janusza. Mężczyzna twierdził, że po przyjeździe z wykopków zostawił na podwórku Janusza i Ryśka i poszedł do domu.
Matka zabitego mężczyzny, która występowała w procesie jako oskarżyciel posiłkowy, złożyła pozew adhezyjny domagając się odszkodowania i zadośćuczynienia za krzywdę. Sąd przyznał jej 50 tysięcy złotych, które będzie musiał zapłacić Janusz U. Wyrok jest nieprawomocny.
CZYTAJ TEŻ: Nie wie, dlaczego zabił
Komentarze (2)
I żadnej amnesti dla mordercy!
50 000 zł. Tyle jest warte dziecko.W sumie, to rodzice których ja znam, mówią, że ich dzieci są bezcenne. W ogóle to paradoks - bo ciekawe z czego on zapłaci te 50 000 zł ?