
Po pierwszym spotkaniu obie strony umówiły się: TOnZ z Jeleniej Góry przekaże Villas karmę dla zwierząt, pokryje też koszty sterylizacji kotów. Wszystko po to, by zapanować nad niekontrolowanym rozmnażaniem się.
- One się tak rozmnażały, że pani Violetta nie miała już nad tym żadnej kontroli. W całym domu były zwierzęta, ona miała tylko jeden pokój, w pozostałych pomieszczeniach wszędzie były koty. Biegały samopas – mówi A. Ragiel.
Po jakimś czasie zawieźliśmy samochód pełen karmy, umówiliśmy też lekarza weterynarii, do którego pani, która opiekowała się Violettą, miała zanosić te koty – mówi A. Ragiel. - Po miesiącu lekarz powiadomił nas, że nikt nie przyniósł żadnego kota. Dzwoniliśmy tam, ale nie było z panią Villas kontaktu: nie miała czasu albo nie było jej w domu. Lekarz poszedł sam, pani Violetta powiedziała, że zmieniła zdanie na temat sterylizacji, że to jest okaleczenie, że pan Bóg nie pozwala na to. My już nie nalegaliśmy. Wyciągnęliśmy rękę, a że nie skorzystała? Jest osobą dorosłą i sama podejmuje decyzje.
Kiedy świat dowiedział się o jej kłopotach, ludzie i organizacje pozarządowe zaczęli przywozić jej karmę. Było już trochę za późno. Schronisko było już poza jakąkolwiek kontrolą. Wojewódzki lekarz weterynarii zabronił jej prowadzenia tego schroniska.
- Wtedy skontaktowaliśmy się ponownie. Umówiliśmy się, że da koncert w Jeleniej Górze – mówi A. Ragiel. - Ona wcześniej tylko raz śpiewała w naszym mieście, ten koncert miał być drugi. Zorganizowaliśmy go jako Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami 18 sierpnia 2000 roku w Kościele Garnizonowym. Sprzedawaliśmy takie cegiełki – wejściówki. Dochód był przeznaczony dla niej.
A. Ragiel wspomina i pokazuje zdjęcia. Widać na nich, że był pełen kościół ludzi. - Nawet na balkonach byli widzowie - mówi. - Jak zaśpiewała tę pieśń do matki, to mury się zatrzęsły a ludzie zaczęli klękać i mieli łzy w oczach.
Anna Ragiel pamięta, że po tym koncercie rozmawiali w niewielkim gronie do późnych godzin nocnych.
- Opowiadała, jak była prześladowana w czasie rządów komunistycznych, jak nie dawano jej paszportu, żeby mogła występować za granicą. To złamało jej karierę – uważa A. Ragiel. - Była silną kobietą, ale współpraca nie była w jej charakterze.
Anna Ragiel mówi też, że zachowała sobie pamiątkę po znajomości z Villas. To szklanka z jej odciskiem ust. Podczas tego pamiętnego koncertu diva piła z niej wodę, a że miała czerwoną szminkę, pozostawiła ślad.
Później zaczęły się kłopoty Villas, m.in. odwołane w ostatniej chwili koncerty, brak kontaktu z gwiazdą. Ludzie mówili, że jest zaniedbana, no i że zwariowała.
- Ja w to nie wierzę. Dziesięć lat temu, kiedy śpiewała, była otwartą osobą, trzeźwo myślącą. Chciała pisać książkę na temat, jak władze PRL-u ją prześladowały. Jedyne co, to że z tymi zwierzętami nie można było jej przemówić do rozumy. Ale na pewno nie mogła zwariować – mówi A. Ragiel.
Ciało Violetty Villas ma spocząć dzisiaj na Powązkach.
Komentarze (5)
niech również pomyśli o "stadach" bezdomnych kotów w Jeleniej Górze - są koty , nie ma plagi szczurów , byłem u
pana "bambuły-jarmuły" intreweniowałem
w sprawie bezdomnych zwierząt włóczących
się po ulicach miasta ale bez skutku...
ciągle na nic nie ma pieniędzy....
Przeczytaj artykuł w całości to dowiesz się czy umyła szklankę czy też nie. Czasami warto przeczytać wszystko a nie tylko to co tłustym druczkiem...
http://www.gazetagosp.pl/index.php?option=com_content&view=frontpage&Ite...
puenta fajna bo prawdziwa
to nie była Villas tylko Czesława Cieślak
Ragiel ma na imię Maria. Chcieć to móc. Cieślak nie żyła tuż przed swoją śmiercią. Kłopoty ze zwierzętami były znzne conajmniej od 17 lat, a marysia obudziła się jak Wioletta w trumnie ze wspomnieniami wyssanymi ze swojej chorej wyobrażni.