To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Zgranie ludzi to podstawa

Zgranie ludzi to podstawa

Rozmowa z Marianem Tyką, sołtysem Siedlęcina, zwycięzcą plebiscytu na najlepszego sołtysa.
 

- Jak to się stało, że został pan sołtysem?

- Przez wiele lat pracowałem intensywnie zawodowo, żyłem sprawami kolei. Po przejściu w 2000 roku na emeryturę, nie miałem co robić. Żona mówiła, że stałem się operatorem pilota telewizyjnego. Gdy więc ludzie przyszli do mnie z propozycją,  żebym został sołtysem, postanowiłem spróbować. Postanowiłem jednak, że jak już mam być sołtysem, to takim, żeby coś z tego dla wsi było.

- Jakie cele postawiliście przed sobą?

- Pierwszym była obrona ośrodka zdrowia, któremu groziło zamknięcie z powodu zbyt wysokich kosztów. Drugim uratowanie i organizacja pracy świetlicy, by młodzież nie spędzała czasu na ławkach pod sklepami. Trzecim – doprowadzenie do porządku cmentarza komunalnego, bardzo zapuszczonego, oraz niemieckiego, na którym było dzikie wysypisko śmieci. Działaliśmy krok po kroku, rozpoczynając od cmentarza. Podcięliśmy żywopłot, potem znaleźliśmy pieniądze na ogrodzenie i wykarczowanie krzaków. Na niemieckim mieliśmy trochę ludzi z wyroków. Wykorzystując ich pracę zlikwidowaliśmy wysypisko.

W jaki sposób udało się ocalić ośrodek zdrowia?

- Doszliśmy do wniosku, że nie potrzebujemy dużego ośrodka. Zmniejszyliśmy go o połowę. Druga połowa została sprzedana na przetargu na mieszkanie. W tym, co zostało, wyremontowaliśmy dwa gabinety. Wywalczyliśmy, że mamy dentystę i lekarza pierwszego kontaktu. Zdołaliśmy też urządzić pokój zabiegowy i ubikację oraz poczekalnię. Wszystko pięknie funkcjonuje.

Co ze świetlicą?

- Nie miała opiekuna, nikt nie dbał o nią. Gdy się za nią wzięliśmy, okna wylatywały wraz z futrynami. Grzejników nie odwodniowo, więc zimą się rozmroziły. Udało nam się wymienić okna i wyremontować centralne ogrzewanie. Żeby jednak te starania miały sens, świetlica musiała mieć stałego opiekuna. Przekonaliśmy gminę, by sfinansowała etat pracownika. Do centralnego podłączyliśmy bibliotekę. Palacza mamy na umowę-zlecenie. Świetlica czynna jest w godzinach od 15 do 21, są na niej stoły do ping-ponga. Sala gimnastyczna, którą też udało się wyremontować, jest otwarta dla młodzieży trzy razy w tygodniu. Zrobiono też plac zabaw. Planujemy budowę boiska do gry w siatkówkę plażową.

- Kto się tym zajmował i za to wszystko płacił?

- Mieliśmy do dyspozycji fundusz sołecki, z budżetu gminy, w wysokości 10 tysięcy złotych rocznie. Materiały mogliśmy więc kupić na rachunek. Jeśli chodzi o robociznę, to w pierwszej fazie remontu świetlicy była społeczna. Później występowaliśmy o wsparcie do gminy. Wstawiła nam okna, ale pierwsze malowanie było społeczne. Podłogi, w następnym roku, były robione z budżetu gminy. Scena i parking też. Wyposażenie kuchni z kolei było możliwe dzięki pieniądzom, które wypracowaliśmy na piknikach albo dostaliśmy od sponsorów. Mamy nawet zmywarkę przemysłową. Ale też obrusy i stoły na 250 osób, 35 ław piwnych, kuchnię wojskową. Wszystko bardzo się przydaje podczas wiejskich pikników. Kompletowaliśmy wyposażenie powoli, etapami.

Co pan ma z sołtysowania? Poza satysfakcją.

- Jak bym policzył koszta, które ponoszę, to by się okazało, że do tego dokładam. Mam prowizję od zebranego podatku rolnego. Prowizja wynosi 9 procent brutto, 7 procent netto. Za czwarty kwartał poprzedniego roku wyszło jej 1900 złotych, ale tylko dlatego, że wyjątkowo u mnie podatek zapłaciły dwie firmy. Prowizja od podatku od nich to połowa całej prowizji. Zwykle płacą u mnie ludzie, których podatek wynosi 50, 100, może 200 złotych. Ci, od których należy się więcej, korzystają z elektronicznych przelewów. Wpłacają bezpośrednio na konto gminy, więc ja nic z ich podatku nie mam. Wioska jest rozległa, czasem, jak na paliwo wydam 300 złotych, to w ramach prywatnych potrzeb jadę tylko po córkę do pracy. Gdy organizujemy imprezy dla wsi, jeżdżę z przyczepą po towar, materiały, gdy kosiarka się zepsuje, muszę po części do niej. Komórkę wydzwaniam za 100-120 złotych. Używam jej tylko do spraw służbowych. Poza tym jej nie potrzebuję. Dzięki korzystaniu z centrali gminnej mam o połowę niższy abonemant na telefon w Telekomunikacji Polskiej.

- Siedlęcin pokazał, że potrafi walczyć o swoje, gdy został przecięty z powodu zamknięcia mostu na Bobrze.

- To nasz największy problem. Nie chcę nikogo obwiniać, ale to było chora decyzja. Jak można odciąć ludzi od swoich pól czy szkoły? Teraz most jest czynny, ale z powodu ograniczeń nie mogą jeździć po nim maszyny rolnicze ani duże autobusy. Mam nadzieję, że problem tego mostu zostanie rozwiązany. Starostwo zarezerwowało pieniądze na projekt remontu kapitalnego. Mamy też kłopot z firmą, która składuje śmieci na terenie wsi. W środku Siedlęcina zrobiła wysypisko. Nie mam pojęcia, jak taki interes może funkcjonować. Nikt nie potrafi sobie z nim poradzić. Trwa to latami. 
 
Plany na najbliższe lata?

- Chcę przekonać władze gminy do przedłużenia asfaltowej trasy rowerowej wzdłuż Bobru aż do Wrzeszczyna. Warto też bardziej zagospodarować teren nad Bobrem obok zabytkowej wieży. To bardzo ładne miejsce, zwłaszcza latem, gdy po rzece pływają łabędzie. Będziemy wspierać Fundację Zamku Chudów, która ma wieżę, w urządzeniu w stajniach po PGR-ze, tuż przy wieży, przystani wodnej z kajakami i bazą noclegową oraz małą gastronomią.

Komentarze (2)

To jest właściwy człowiek na właściwym miejscu. Aby wszyscy sołtysi brali z niego przykład. Gratulacje.

oczywiście, że tak