- Całkiem niedawno na wywiadówce jeden z rodziców wyraził autentyczne pretensje, że tyle jest lektur do czytania i żeby coś z tym zrobić, bo syn nie ma na to czasu – mówi polonistka jeleniogórskiej szkoły. - Kiedy powiedziałem, że klasa ma w domu wykonać kilka zadań, wstał uczeń i oświadczył, że tego nie zrobi, bo to niezgodne z prawem – mówi matematyk z podstawówki. Magdalena Cierpka (uczy angielskiego i niemieckiego) ze Szkoły Podstawowej nr 15 w Jeleniej Górze potwierdza, że zadania domowe wzbudzają ostatnio większe emocje. - Sytuacja jest taka, że podstawy programowe są przeładowane i na przykład dwie lekcje języka obcego w ciągu tygodnia, to stanowczo za mało, żeby opanować materiał. Systematyczna praca w domu jest więc konieczna – mówi. Rodzice mają pretensje, że tych zadań jest za dużo, a niektórzy twierdzą nawet, że stawianie niedostatecznych ocen za brak zadania domowego jest bezprawne. Nauczyciele podkreślają, że zadawanie bądź nie zadań domowych to nie jest kwestia jednego nauczyciela. Materiał do opanowania jest po prostu za duży, a potem w szkołach na kolejnych poziomach kształcenia, ten kto go nie opanuje, ma braki, jest na gorszej pozycji, ma mniejsze szanse na dobra szkołę, a potem pracę.
Aż tak radykalnego poglądu nie ma pani Klaudia, mama szóstoklasistki. - Chodzi tylko o to, że czasami jest tego za dużo, a dziecko ma jeszcze zajęcia pozalekcyjne, no i musi przecież mieć trochę czasu dla siebie, na odpoczynek – mówi. Magdalena Cierpka przyznaje, że szkoła nie powinna zamęczać uczniów, a trzeba zachować rozsądek. W SP nr 15 dbają o to. Nauczyciele, zadając prace domowe, zerkają do dziennika elektronicznego i patrzą, czy dzieci nie są przeciążone.
Ocena sytuacji przez rodziców zależna też jest w pewnej mierze dziecka. Uczniowie dobrze zorganizowani, zdolniejsi, szybciej wykonają zadania i nikt w rodzinie nie ma poczucia, że maja za dużo obowiązków. Ci o gorszych predyspozycjach z danej dziedziny spędzają nad lekcjami więcej czasu, angażują w pomoc rodziców i wtedy łatwiej o wrażenie przeciążenia obowiązkami.
Karolina Jankowska, pedagog szkolny i wicedyrektorka SP nr 15, podkreśla, że programy nauczania są przeładowane i jeśli miałyby nastąpić zmiany w sposobie pracy nauczyciela, to muszą one być zainicjowane na górze, tam gdzie zapadają decyzje. - Gdyby na poszczególne przedmioty przeznaczono więcej godzin w szkole, wtedy dzieci miałyby mniej pracy w domu. Podobnie łatwiej by było, gdyby materiał był mniej obszerny – mówi. Wicedyrektor Jankowska podkreśla, że wbrew temu, co twierdzą niektórzy rodzice, nie ma prawa zakazującego zadawania prac domowych, podobnie jak wystawiania za nie ocen.
Komentarze (57)
Nie uczyć się. Potem nie pracować bo to też stres, najlepiej nic nie robić od dziecka tylko robić dzieci i brać pińcet +! No i żeby potaniały wóda i papierosy na stulecie państwa polskiego!
Niech sobie uświadomią ci protestujący rodzice, że jak wychowają głąby to nie będzie komu pracować na nasze emerytury i rodzice tych głąbów będą musieli do końca swoich dni utrzymywać swoje niedouczone pociechy, bo sobie rady w życiu nie dadzą.
Olo na prezydenta!!!!!
Co za durny komentarz....Chyba nie masz dziecka w szkole, napewno nie masz.... wtedy komentarz byłby inny.
Skończyłem szkołę dwa lata temu i nie robiłem w niej absolutnie nic, zadań domowych prawie nie było. Żeby nie było, że beznadziejna szkoła - to realia Żeroma i matury zdanej na ponad 90% ze wszystkich moich rozszerzeń (matma, informatyka, angielski) bez jakichkolwiek przygotowań. Jak masz dziecko w szkole, które nie korzysta z tego co ma w szkole, to później musi siedzieć godzinami nad zadaniami domowymi i płakać, że tego jest tak strasznie dużo. Dużo, czyli 10-15 minut roboty z odłożonym na bok telefonem.
nauczanie powinno być profilowane do ucznia. Jeśli uczeń jest dobry z informatyki to powinni mu odpuścić jęz.polski, historie, geografie. Wtedy nie będzie tracił czasu na przedmioty mu nieprzydatne. W informatyce trzeba znać angielski ale polski jest całkowicie nieprzydatny.
Ta jasne. Nie będzie umiał dobrze zdania sklecić bo odpuszczą mu Polski. Do tego nie będzie chodził na historię i taka ameba umysłowa będzie jeszcze miała prawo głosu i będzie głosował na PO i na Lużniaka :-)
No co do historii, to się mylisz. Dzisiejsza polityka, jest już jutro historią. A historię piszą zwycięzcy. Napiszą taką jaka im pasuje. Patrz okres ostatnich 40 lat.
znałby polski i historie tyle co życia. W zupełności wystarczy. Za to mógłby zając sie tym co lubi i jeszcze miałby czas na inne rzeczy.
Ty chyba zakończyłeś edukację na przedszkolu?
Absolutnie zakazać! Wystarczą tylko lekcje religii. Matołki mają non-sto gapić się w telewizorki, smartfoniki i komputerki - tam jest najlepsza nauka, po co im wiedza.
Problem w tym że w szkole jest za dużo nauki zbędnej w codziennym życiu.Jak patrzę na czego uczą się obecnie dzieci to system niewiele się zmienił od tego sprzed 3o lat.W niektórych przedmiotach jest wręcz gorzej.Sami nauczyciele też nie potrafią w interesujący sposób prowadzić lekcji.Wszystko w/g szablonu konspektu czy też gotowca ze strony wydawcy podrecznika
Problem w tym że w szkole jest za dużo nauki zbędnej w codziennym życiu.Jak patrzę na czego uczą się obecnie dzieci to system niewiele się zmienił od tego sprzed 3o lat.W niektórych przedmiotach jest wręcz gorzej.Sami nauczyciele też nie potrafią w interesujący sposób prowadzić lekcji.Wszystko w/g szablonu konspektu czy też gotowca ze strony wydawcy podrecznika
poziom polskiej nauki jest jednym z najgorszych na świecie czyli obecny system nauczania jest wadliwy.
Po co się uczyć, skoro można sobie wygooglać :)
Nauka nie jest obowiązkowa, możesz zostać nieukiem, jeśli chcesz, nie czytaj, nie odrabiaj żadnych zadań, na pewno daleko zajdziesz dziecino. Rodzice, którzy tak chronią swe pociechy przed wysiłkiem intelektualnym, pewnie podobnie postępowali.Zadania są po to, aby przećwiczyć poznane np. działania matematyczne, aby się upewnić, że już potrafię to sprawnie zrobić.
Ludzie, co się dzieje? Jak dziecko ma opanować pisemne formy wypowiedzi, niezbędne w dorosłym życiu? (ogłoszenie, list motywacyjny, CV) A jeśli dziewczyna zechce, by absztyfikant (ojojoj, jakie trudne słowo) napisał jej list miłosny? A chłopak - niegramotny. Takich rzeczy dziecko uczy się na lekcjach, a ćwiczy w domu.
Języka obcego też nie opanuje się tylko na lekcjach - trzeba ćwiczyć, i to systematycznie.
Nie..., no.... najważniejszy jest pantofelek (ten z biologii), funkcje trygonometryczne, całki (z matematyki), wiersze Wojciecha Wencla (z polskiego). Proszę mi powiedzieć po co tego uczyć wszystkich? Jeżeli ktoś to lubi, niech się tego uczy. Ograniczyć podstawy programowe do naprawdę potrzebnych rzeczy, pozostały szerszy program niech uczą się ci co tego potrzebują. Jeden woli muzykę (chemia mu wisi), drugi woli malować (fizykę ma gdzieś), trzeci fascynuje się geografią (historia dla niego jest tylko starą polityką), jeszcze inny uwielbia matematykę (ma w nosie wiersze). Dlaczego wszyscy muszą się zmieścić w takim samym pudełku szkolnym? Bo tak sobie ktoś wymyślił, bo tak ustaliła kolejna ekipa rządząca? Bo nauczyciel idzie po najmniejszej linii oporu i dla niego ważna jest tylko własna d..., przerabia tylko to co musi. Zrzuca winę na rządzących, rodziców a nie zaraża dzieci swoją pasją, wiedzą. Ewentualnie powalczy o swoją pensję. I tak jest z 90 % nauczycieli. 10% prawdziwych nauczycieli,to za mało jest dla polskich szkół, aby wytrzymać przeprowadzane eksperymenty oświatowe przez wszystkich kolejnych ministrów oświaty. Dla mnie takim sztandarowym przykładem jest minister Kluzik-Rostkowska (zabrała dzieciństwo sporej grupie dzieci i wypchnęła je do szkół, ale szkół już na to nie przygotowała).
Gdyby w szkole nie przerabiano różnych przedmiotów, a tylko to, co ucznia interesuje, to mielibyśmy niedouczonych ludzi. Na poziomie szkoły podstawowej uczniowie nie mają jeszcze sprecyzowanych do końca planów dot. wyboru drogi zawodowej, kierunku studiów. Już dziś wielu młodych ludzi nie potrafi obliczyć podstawowych rzeczy bez użycia kalkulatora, nie potrafi się wysłowić. Każdy przedmiot ma na celu wykształcenie określonych umiejętności.
A czy ja napisałam o zaprzestaniu nauczania jakichkolwiek przedmiotów. Ja napisałam, że podstawy programowe są zbyt obszerne. Czytanie ze zrozumieniem się kłania.
Komentarz godny nieuka....
Zadania domowe służą utrwaleniu materiału, który był przerabiany.
Trzeba wprowadzić równowagę - dziecko powinno mieć wystarczająco dużo czasu na odrobienie lekcji, na naukę i nie być przeładowywany zajęciami pozalekcyjnymi, a oprócz tego mieć czas dla siebie na regenerację - odpoczynek i zabawę.
Poza tym rodzice powinni interesować się wynikami nauki swoich dzieci i zamiast psioczyć na nadmiar materiału, pomagać, gdy dziecko ma problemy - zainwestować w korepetycje.
Utrwalenie materiału... może tak na początku kolejnej lekcji? Nie jako odpytywanie, ale jako wolna dyskusja.
Zajęcia pozalekcyjne służą jako rozwijanie pasji. A nie tylko odrabianie lekcji, których nie zdążył przerobić nauczyciel na obowiązkowych lekcjach. To ma być przygotowanie do prawdziwego życia. Takie zajęcia mogą być odpoczynkiem, zastrzykiem adrenaliny, motywem do samorozwoju, pomysłem na życie.
Korepetycje mówisz... może u ciebie... nie, dziękuję.
Jeżeli dziecko u ciebie ma problemy i ty to widzisz, i nie reagujesz, to ja jeszcze raz ci dziękuję.
Nie każdy rodzic ma ukończone studia pedagogiczne i umie przekazać swoją wiedzę. Od tego jest dobry nauczyciel. Powtarzam ... dobry.
Czy ja piszę o tym, że każdy rodzić ma ukończone studia pedagogiczne? Moi rodzice znali moje wyniki w nauce, a gdy miałam kłopoty opłacili mi korepetycje, co było bardzo pomocne.
Wyobraź sobie klasę, gdzie nauczyciel miałby każdemu uczniowi z osobna wyjaśniać materiał. Nie byłby w stanie, bo nie przerobiłby materiału.
Dobry nauczyciel zdoła nauczyć pojętnego i pracowitego ucznia, ale nie lenia patentowanego, ucznia, który ma spore kłopoty z przyswojeniem materiału czy ucznia, który stroni od nauki.
A po co uczyć zdolnego ucznia? (ironia) Można mu zadać zadanie domowe do odrobienia.
Na dzień dzisiejszy tyle co nauczyciele zadają to przesada 15 zadań z jednego przedmiotu i jeszcze jego przedmiot jest najważniejszy żaden inny się nie liczy tylko jego
Proponuje obejrzeć odcinek nr.71 serialu RANCZO w którym pokazana jest rewolucja oświatowa w Wilkowyjach, obejrzeć go powinni bezwzględnie wszyscy...nauczyciele,rodzice i Ministerstwo Oświaty, ten serial i ten odcinek nie jest komiczny i prześmiewczy jest dramatycznie prawdziwy.Jestem za zadaniami domowymi.....ale nie w takiej ilości i formie.Ktoś kto pisze że wszystko jest w porządku nie ma dzieci w dzisiejszej szkole.
Proponuje obejrzeć odcinek nr.71 serialu RANCZO w którym pokazana jest rewolucja oświatowa w Wilkowyjach, obejrzeć go powinni bezwzględnie wszyscy...nauczyciele,rodzice i Ministerstwo Oświaty, ten serial i ten odcinek nie jest komiczny i prześmiewczy jest dramatycznie prawdziwy.Jestem za zadaniami domowymi.....ale nie w takiej ilości i formie.Ktoś kto pisze że wszystko jest w porządku nie ma dzieci w dzisiejszej szkole.
Proponuje obejrzeć odcinek nr.71 serialu RANCZO w którym pokazana jest rewolucja oświatowa w Wilkowyjach, obejrzeć go powinni bezwzględnie wszyscy...nauczyciele,rodzice i Ministerstwo Oświaty, ten serial i ten odcinek nie jest komiczny i prześmiewczy jest dramatycznie prawdziwy.Jestem za zadaniami domowymi.....ale nie w takiej ilości i formie.Ktoś kto pisze że wszystko jest w porządku nie ma dzieci w dzisiejszej szkole.
To czego dziecko musi sie samo nauczyc w domu swiadczy dobitnie o tym czego szkoła nie uczy i tym samym daje ocene poziomu szkolnictwa...
Nie potrzeba przepisów zakazujacych a wystarczy zdrowy rozsadek i to aby nauczyciele wzieli sie do roboty skutecznej nauki a nie wykonywania absurdalnych założeń centaralnych programów
W krajach unijnych nie zadaje sie dzieciom prac domowych bo świadczy to o tym że nauczyciel nie umie uczyc skutecznie
Najwyraźniej nie chodziłaś(łeś) do szkół w UE. Zadania domowe są zadawane i nie mają nic wspólnego z tym, że nauczyciel nie potrafi skutecznie uczyć. Curriculum, to program nauczania, który nauczyciel ma obowiązek zrealizować.
Nauczyciele są słabi, nie potrafią uczyć. Część z nich w ogóle nie powinna pracować z dziećmi. Sam program nie jest zbyt obszerny, tylko źle wdrażany. Jaki sens w podstawówce ma nauka na pamięć nazw wszystkich Parków Narodowych ??
Kiedy do ciężkiej Anielki będzie dziennik elektroniczny w SP10??
Może ktoś wie co stanowi przeszkodę w uruchomieniu tego systemu/dodania dostępu rodzicom?
Dziennik elektroniczny łatwo uruchomić, trudniej namówić nauczycieli aby go używali. U mojego dziecka w szkole takowy dziennik istnieje , ale Panie Nauczycielki ciągle się tłumaczą że nie wpisały tego i owego ponieważ, Internet się zawiesza, mają za dużo obowiązków, mają za mało czasu, przecież dzieci muszą uczyć, szkoła powinna udostępnić (znaczy kupić im , laptopy lub tablety) itp, itp.
Widać, że niektórzy rodzice boją się żeby dzieci nie przerosły ich wiedzą i wykształceniem. Hodują swoje pisklęta na własne podobieństwo.
Dzieciaki nie dajcie się , im ciężej za młodu tym potem będzie lżej. Wiem to po sobie, do pierwszego nie pożyczam i po zasiłek nie stoję.
tak jest w rodzinach zydowskich. Dzieci siedza w ksiazkach od rana do nocy. Tego samego dnia maja szkole powszechna i potem szkole talmudyczna i jeszcze musza odrobic lekcje. Efektem takiego drastycznego postepowania na pewno jest dobra pamiec i zmarnowane dziecinstwo.
Za dobrej zmiany wypełzły na wierzch wszelaki ameby umysłowe. Mamy już ONR , młodzież wszechpolską czy coś takiego, bractwo ojca Rydzyka, posmoleńskie dzieci śmieci a teraz to, rodziców analfabetów i ich rozpieszczone klony. Nie chce robić jeden z drugim zadania to niech nie robi. Nie ma przymusu jest 1. Na pewno sprawdzian napisze na 5 to średnia ważona wyjdzie 4. I po sprawie.
więcej zajęć w szkole - mniej w domu.; nauka rozwoju duchowego ale nie religia,;rywalizacja sportowa.
Oczywiście mniej lektur, mniej zadań domowych, mniej lekcji. Wychować g****e społeczeństwo, którym można łatwiej sterować. Ratusz oszczędza na oświacie, klasy za bardzo liczne, samorządy likwidują szkoły. Może jednak problem leży nie w zadawaniu do domu. Problemem jest to, że rodzice nie potrafią pomóc swoim pociechom - lata oszczędności na oświacie dochodzą do głosu. Taki będzie kraj jacy będą obywatele (wykształceni).
Problem jest w tym, że państwo nie finansuje oświaty w wystarczającym stopniu. Jak Miasto ma dołożyć kilkadziesiąt milionów, to szuka oszczędności.
Co ma piernik do wiatraka ??
Sprawniej zarządzać tym co się ma lub szukać dodatkowych dochodów. Ewentualnie przyznać się do nieudolności.
Najlepiej niech nie robią NIC.... W domu też zero obowiązków... Mamusia z tatusiem podadzą wszystko pod nos... A dzieciaki jak one dzisiaj odnoszą się do swoich rodziców czy nauczycieli... Kiedyś to nie było do pomyślenia... ot bezstresowe wychowanie...
Zadawane jest mniej, niż za moich czasów. Wtedy nie było internetu, czterotomowa encyklopedia PWN i słownik wyrazów obcych i ortograficzny leżały zawsze pod ręką. I, uwaga, pewnie nie każdy uwierzy nie było INTERNETU! I co? Daliśmy radę? Gdyby rodzić wyskoczył z takim tekstem na wywiadówce, to by sobie narobił wstydu. Ale teraz są inne czasy - ktoś coś powie i nagle każdy jest bojowy - sytuacja trochę jak z antyszczepionkowcami - nie wiem, nie znam się, więc się wypowiem.
Nauka winna być przywilejem, nie obowiązkiem. Nie chcesz - nie ucz się. Chcesz - korzystaj i doceń. Jesteś zdolny i pracowity - bingo. Jesteś tępy i leniwy - Twój pech.
I przez takie protesty rodziców mamy pokolenia debili, którzy nie mają zielonego pojęcia gdzie leży Polska i co to jest ćwiartka. Rodzice chcą na siłę wychować bandę przygłupów, siedzących przed komputerami z wiedzą ogarniającą tylko nazwy pokemonów. Doczekaliśmy czasów gdzie gardzi się nauką. Tragedia.
co ćwiartka , to z pewnością wiedzą. Z resztą zgadzam się.
Ciemnogrodem lepiej manipulować, tak jak w średniowieczu
Kiedyś od pani z matematyki usłyszałem: cyt. "nie będziesz przecież cały czas chodził z kalkulatorem w kieszeni". Faktycznie teraz mam google w kieszeni. 1:0 Pani S.
Zadania domowe za moich czasów to się przepisywało przed lekcją, albo na wychowawczej:)