To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Złodzieje i dilerzy poszli na współpracę

Złodzieje i dilerzy poszli na współpracę

Rozprowadzenie ponad sześciu kilogramów metaamfetaminy i kradzież kilkudziesięciu samochodów zarzuca sześcioosobowej grupie przestępczej ze Zgorzelca i okolic jeleniogórska Prokuratura Okręgowa. W szajce, którą kierował Andrzej F. działała też policjantka. Wszyscy podejrzani chcą się dobrowolnie poddać karze.

Grupę rozpracowywało w końcowej fazie działań operacyjnych kilkudziesięciu policjantów. Śledczym było początkowo trudno namierzyć przestępców, bo funkcjonariuszka, nawiasem mówiąc, dopiero w służbie kandydackiej, informowała swoich kompanów o planowanych posunięciach, między innymi o patrolach w okolicy.

Banda zaopatrywała się w narkotyki w Czechach. Metaamfetaminę czescy kooperanci produkowali, między innymi, z polskiego leku  Sudafed.

- W jednej z podzgorzeleckich wsi działał niemal regularny sklep, gdzie od ręki można było kupić narkotyki. Gdy klient potrzebował większą ilość, zamówienie było szybko realizowane – opowiada Marcin Zarówny, zastępca prokuratora okręgowego.

Z ponad 6,3 kilograma narkotyków, które według śledczych, grupa rozprowadziła w Polsce i w Niemczech, można było uzyskać 63 tysiące standardowych porcji użytkowych o wartości ponad 945 tysięcy złotych.

Okazało się, że grupa oprócz dilerki zajmowała się także kradzieżą samochodów. Nie wszystkie auta, a mówi się o kilkudziesięciu sztukach, zginęły bez wiedzy właścicieli. Część z nich została skradziona „na układ”, czyli za wiedzą posiadaczy, którzy liczyli w zamian na odszkodowanie z firm ubezpieczeniowych. Część takich aut ginęła za zachodnią granicą. Polscy prokuratorzy współpracowali przy tej sprawie z niemieckimi śledczymi.

Z naszych informacji wynika, że policjantka, która współpracowała z szajką, nie potrafiła powiedzieć w czasie przesłuchania, dlaczego zdecydowała się na przestępczą działalność. Na razie nie wiadomo też, jakie korzyści z tego uzyskiwała.

Kobieta była dobrą znajomą żony szefa grupy. Dała się namówić na udostępnienie garażu na swojej posesji, w którym złodzieje przechowywali kradzione samochody. Mężczyzna, jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, mówił że płacił właścicielce za każde przechowane tam auto, z kolei policjantka przekonywała, że dostała jedną, ryczałtową kwotę.

Akt oskarżenia w tej sprawie ma być gotowy za dwa, trzy miesiące. Wszyscy podejrzani poszli na współpracę z prokuratorem, opisali, co robili i wystąpili z wnioskami o dobrowolne poddanie się karze.

Komentarze (2)

Niech teraz powiedzą komu sprzedawali i kto rozprowadzał śmierć na ulicach naszego miasta.

i kolejny raz poczciwi funkcjonariusze scigajacy i karajacy normalnych ludzi sami biora udzial w roli czarnych charakterow. to juz standard w polskiej policji. dla nich kary powinny byc przynajmniej 2x wyzsze, tymczasem zazwyczaj unikaja odpowiedzialnosci za swoje wystepki.