To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Woda - ich nienaturalne środowisko

Woda - ich nienaturalne środowisko

- Niekiedy wiemy, że już ich nie uratujemy. Pozostaje nam jedynie odnalezienie ciała... - mówią strażacy.

Strażacy są przygotowani do niesienia pomocy praktycznie w każdych warunkach. Widoczne to jest szczególnie na naszym terenie. Także na wodzie i pod jej powierzchnią. Do takich zadań wyszkolili się wodniacy, płetwonurkowie.

Kilka tygodni temu dyżurny stanowiska kierowania Państwowej Straży Pożarnej odebrał telefon od roztrzęsionej kobiety. Łamiącym głosem prosiła o pomoc. Jej dwaj znajomi znajdowali się w wodzie. Po rozpytaniu okazało się, że byli to wędkarze. Wybrali się nad zbiornik w Pilchowicach. W godzinach wieczornych jeden z nich zsunął się ze skarpy i wpadł do wody. Nie mógł się wydostać na brzeg i zaczął wzywać pomocy. Kolega wskoczył za nim i stojąc po pas w wodzie, złapał za rękę tonącego, by nie dopuścić do utonięcia. Obaj wędkarze znaleźli się w lodowatej, mokrej pułapce. Zaczęli się błyskawicznie wyziębiać, w końcu popadli w hipotermię. Doszłoby do tragedii. Pojawili się jednak ratownicy OSP z Pilchowic. Wyciągnęli wędkarzy z wody. W tym czasie nadjechali strażacy ze Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego Komendy Miejskiej PSP z Jeleniej Góry.

- Sytuacja była już opanowana, ale warunki nie były dogodne - mówi asp. Tomasz Trusewicz, zastępca dowódcy GPRW. - W tym miejscu dostęp do zbiornika jest utrudniony. By dotrzeć do skarpy, wydostać mężczyzn i ich ewakuować, należało pokonać ponad 300 metrów gęsto zarośniętego terenu - dodaje. Wędkarzom nic się nie stało, ogrzali się w pojazdach ratowniczych. Docenili to i ratownikom podziękowali w mediach.

- To był dla nas bardzo miły gest - mówi T. Trusewicz.

Akcja miała szczęśliwe zakończenie. Niestety, to rzadkość w służbie tej grupy.

Podwodni specjaliści
W województwie dolnośląskim funkcjonują jedynie trzy Specjalistyczne Grupy Ratownictwa Wodno - Nurkowego. Mamy szczęście, bo jedna z nich jest częścią 1. Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej KM PSP, stacjonującej w Cieplicach. Służy w niej 13 ratowników. Dla wszystkich płetwonurkowanie to nie tylko zadania służbowe, ale przede wszystkim pasja. Aż sześciu z nich posiada uprawnienia kierownika prac podwodnych, czyli tych najtrudniejszych, najbardziej wymagających.

Nasza grupa, w porównaniu z podobnymi z centralnej Polski, gdzie zbiorników i cieków wodnych jest więcej, nie ma się czego wstydzić. Nie odstaje od nich wyszkoleniem i wyposażeniem. Wręcz przeciwnie. Ratownicy posiadają własny wóz, trzy łodzie, echosondy (liczą na obiecany przez miasto sonar), przewodowe i bezprzewodowe aparaty komunikacyjne. Każdy z nich posiada indywidualne, wysokiej klasy wyposażenie również do działania w nurtach rzecznych, górskich, kopalnianych czy powodziowych. W komendzie mają do dyspozycji tylko swoje pomieszczenia, tj. kompresorownię do ładowania butli powietrzem czy z fachowymi urządzeniami do czyszczenia wrażliwego sprzętu. Wszystko robi wrażenie.

- Działania nie ograniczają się tylko do naszego terenu, ale możemy być zadysponowani w całym kraju – wyjaśnia asp. T. Trusewicz. - Bywało, że bez zapowiedzi wyjeżdżaliśmy i służbę zdawaliśmy po pięciu dniach. Dlatego w grupie pozostają jedynie pasjonaci. Często przygodę z nurkowaniem rozpoczęli już wcześniej przed strażą pożarną.

Nie zawsze uratują…
Każdy strażak jest szkolony do ratowania życia i zdrowia. Jednak służba w grupie wodno-nurkowej ma najczęściej odmienny charakter.

- Moja pierwsza akcja, która utkwiła mi w pamięci, to ta spod Zgorzelca - wspomina mł. ogniomistrz Artur Mądracki, od 1,5 roku w grupie, koordynator powiatowy, kwalifikowany ratownik medyczny pogotowia ratunkowego. - Szesnastolatek wszedł do rzeki wykąpać się ze znajomymi. Na brzegu się nie pokazał. Szukaliśmy go w płytkim, ale bystrym i kamienistym nurcie. Wciąż zaczepialiśmy przewodem asekuracyjnym o przeszkody. W końcu znaleźliśmy ciało chłopaka. Takie sytuacja można mnożyć. 

- Dostaliśmy wezwanie do rzekomego utonięcia w zbiorniku w okolicach Kamiennej Góry - mówi asp. T. Trusewicz. - Informacje się, niestety, potwierdziły. Dzięki dokładnym wskazaniom szybko wyłowiliśmy martwego studenta.

- W większości przypadków zakończenia nie należą do szczęśliwych - dodaje A. Mądracki. - Musimy z tym żyć i być do tego przygotowani.

Trudna woda
W terenie górzystym może nie znajduje się dużo zbiorników i cieków, ale są one szczególnie wymagające. Należy pamiętać także o zalanych sztolniach i kopalniach odkrywkowych. Specyfika działań wymusza bezwarunkowe stosowanie się do zasad bezpieczeństwa, bo ofiarą może stać się w każdej chwili sam ratownik.

- Podczas wspólnych ćwiczeń z sąsiadami w Czechach, doszło do takiej sytuacji - wspomina A. Mądracki. - Nasz nurek został zbyt szybko wyciągnięty z głębokości. Poczuł jedynie lekkie ukłucia. Niestety, była to reakcja zapowiadająca powikłania dekompresyjne, czyli bardzo niebezpiecznej choroby nurkowej, prowadzącej nawet do śmierci. Płetwonurek trafił do szpitala a medycy
uratowali mu życie.

- Taka to służba - dodaje A. Mądracki. - Bez względu na charakter akcji. Kiedyś, podczas działań pożarniczych, zawalił się strop, odcinając nam jedyną drogę ucieczki. Przeżyliśmy.

Ratownik ma wręcz obowiązek zadbania o bezpieczeństwo kompana. Przed wejściem do wody sprawdza mu sprzęt, jego instalacje, później go ubezpiecza.

- Zawsze ratownikom zadaje się pytania, czy są gotowi do akcji, czy dobrze się czują, czy chcą - tłumaczy T. Trusewicz. - Bo woda to obce środowisko, to stres. Zawsze, bez konsekwencji, mogą odmówić wykonania zadania - dodaje.

Kompania braci
Strażacy muszą się trzymać razem, bez względu na sytuację, bo to gwarancja przeżycia.

- W naszym przypadku nurkowanie to już nie rekreacja, a zadanie - zapewnia asp. Roman Mirek, członek grupy, absolwent politechniki specjalizujący się w skomplikowanych technikach ratunkowych. - Narażamy życie nie tylko pomagając ludziom. Podczas jednej z akcji po kruchym, wiosennym lodzie czołgałem się po psa. Uratowaliśmy go. Po wyciągnięciu zwierzaka Artur zdjął nawet kurtkę, by go ogrzać.

Strażacy różnie radzą sobie z emocjami. Najważniejsze jest wsparcie.

- Często żartujemy, uśmiechamy się - mówią. - Ale to mechanizm obronny, bo przeżywamy tragedie. Pomaga rozmowa i omawianie każdego przypadku indywidualnie, by być jeszcze lepiej przygotowanym do następnych. A w praktyce bywa dramatycznie.

- Najtrudniejsze są sytuacje z udziałem dzieci - wyjaśnia T. Trusewicz. - Niekiedy wiemy, że już ich nie uratujemy. Pozostaje nam jedynie odnalezienie ciała. A czasem obok są rodzice. Należy powiadomić ich o nieodwracalnej sytuacji. I dzieje się olbrzymia tragedia, nie tylko dla nich, ale i dla nas.

nurkowie1-nj24.jpg
nurkowie2-nj24.jpg
nurkowie3-nj24.jpg
nurkowie4-nj24.jpg

Komentarze (5)

Gratulacje Panowie. Wielkie dzięki za pomoc i odwagę.

Podziwiam takich ludzi, chylę czoła przed panami!

No straż pożarna to nie policja byle kogo nie przyjmują

Ale tez mają problemy kadrowe - za mało ich. Praca niebezpieczna. Powinni zarabiać co najmniej dwa razy więcej!
Ale tylko Ci prawdziwi, nie Ci z biur. Czy wiecie, ze kadrowa i księgowa w straży tez mają status strażaka i wszystkie przywileje? Np wcześniejsza emerytura?! To dopiero chore - tu należy szukać pieniędzy dla strażaków, stanowiska biurowe powinny być cywilne!!!

Tak to jest fakt. Strażacy to wspaniali ludzie o nietuzinkowej odwadze , niosący pomoc potrzebującym o każdej porze dnia i nocy oraz o każdej porze roku i zawsze w maksymalnie arcytrudnych warunkach. Życzę im w tym szczególnym okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku dużo zdrowia i wszelkiej Pomyślności.