To efekt porozumienia koalicyjnego Platformy Obywatelskiej z ugrupowaniem Rafała Dutkiewicza. Wymienionym cofnięto rekomendację, mają oni zrzec się funkcji na jutrzejszym posiedzeniu Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.
Nowym marszałkiem ma zostać starosta bolesławiecki Cezary Przybylski z PO, w pięcioosobowym zarządzie pozostanie Jerzy Tutaj (podtrzymano jego rekomendację) a także Radosław Mołoń, wicemarszałek z SLD. Drugiego wicemarszałka ma wskazać Obywatelski Dolny Śląsk. Możliwe, że zostanie nim Marek Obrębalski. Kolejne miejsce w zarządzie przewidziane jest dla przedstawiciela PSL-u. Obecnie jest nim Włodzimierz Chlebosz jednak niewykluczone, że zieloni wymienią swojego przedstawiciela.
Nastąpi też zmiana na stanowisku przewodniczącego Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Jerzego Pokoja ma zastąpić Barbara Zdrojewska z PO.
– Dotychczasową pracę marszałka, wicemarszałka i przewodniczącego oceniono dobrze, ustępujący otrzymali za nią brawa – mówi Leszek Wrotniewski, wiceprzewodniczący PO w Jeleniej Górze i członek rady regionalnej. Skąd w takim razie zmiany? – Są to osoby, które wyraźnie opowiadały się przeciw współpracy z ODŚ, z którymi współpracy nie widzą nasi koalicjanci. Podobnie jest także po drugiej stronie, pewne kandydatury nie zostały zaakceptowane przez Platformę. Zwyciężył inny pomysł na Platformę Obywatelską. Trwanie w konflikcie ze wszystkimi głosów nam nie przyniesie. Pokazały to dobitnie wybory we Wrocławiu. Kiedy byliśmy w koalicji z Dutkiewiczem, w radzie rządziła Platforma, kiedy koalicję zerwano, Platformy w radzie praktycznie nie ma.
Odwołania nie są zaskoczeniem, o zmianach w zarządzie mówiło się od momentu, kiedy szefem Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku został Jacek Protasiewicz. Jerzy Łużniak najprawdopodobniej wróci do ratusza na wolne stanowisko zastępcy prezydenta. Prezydent Marcin Zawiła pytany o to wprost, odpowiedział, że jego zastępcą powinien być fachowiec a J. Łużniak jest fachowcem.
Komentarze (52)
Trochę szkoda dla regionu. A prawdziwe zło i trwonienie publicznych pieniędzy czai się w powiatach a tam bez zmian.
A kiedy zrezygnuje ze swojego stanowiska Rafał Mazur, szef Rady Powiatu Jeleniogórskiego? Przecież, to też człowiek Schetyny i jego wierny wasal. Po Rafale Mazurze nikt nie zapłacze w Piechowicach.
Niewiele wynikło z ich obecności we władzach wojewódzkich dla naszego regionu.
I we Wrocławiu nie mamy już nikogo z partii rządzącej. Coś tam jednak święta trójca dla naszej kotliny robiła. Chyba?
Robiła ale dla i POd siebie
PO rozmowach w Karpaczu ciag dalszy
Najlepszym rozwiązaniem chyba by było odizolowanie się od tych przekręt-asów i tak zmiany nic nowego nie wniosą bo dalej będą kręcić te lody i robić przekręty, pieniądze rozdwajają między swoje układy i tam gdzie im się podoba przez to Jelenia Góra dużo traci a łapówkarstwo trwa tam w najlepsze. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby odcięcie się od nich powstanie nowego państwa granic wokół Jeleniej, Wałbrzycha i założenie całkiem nowego rządu. Co prawda to tylko mrzonki ale niestety dopóki rządzenie polegać będzie na tych samych zasadach i przepisach to trwać ten proceder będzie dalej dopóki coś z tym nie zrobimy same pójście na wybory nie wystarczy bo cały czas od obaleniu komuny głosujemy na te same twarze.
Ale tak jak grało całe trio dla karpacza to nikt nie widzi. Miasto poszło przez pięć lat o dekadę do przodu.
To prawda. Karpacz zrobił ogromny postęp. Natomiast sąsiednie miasto Szklarska Poręba zrobiła krok ale wstecz. Jak się porówna te dwa miasta, widać to bardzo dokładnie .
A ja g****a myślałam, że to zasługa radnych i burmistrza Karpacza.
Ale ciemny lud,lubi igrzyska,dać mu trochę karmy PRL-owskiej,a zagłosuje na diabła,teściową,konia Pokoja,lub psa sąsiada:)
Tyle widać reklam w TV,a to jest dobre na sraczkę,a to na hemoroidy,może by tak leczyć wizerunkami pseudopolityków,przykładów jest wiele:)
Na pewno Jelenia Góra straci bardzo wiele. Niedługo pojawią się ostatnie duże pieniądze z Unii Europejskiej. Potwornie zadłużony Wrocław /na około 4.5 miliarda złotych/ jest praktycznie bankrutem. Na razie Dutkiewicz poukrywał długi w spółkach miejskich. Dutkiewiczowi potrzebne są pieniądze na oddłużenie Wrocławia. Dolny Śląsk ma dostać na lata 2014-2020 6 miliardów euro. Wrocław już oficjalnie ogłosił, że planuje rocznie inwestować w swoje potrzeby 900 milionów złotych. A przecież równocześnie musi spłacać długi! Skąd więc weźmie na inwestycje? Oczywiście z pieniędzy unijnych. Kosztem całego Dolnego Śląska jak zwykle. Do tej sytuacji walnie przyczynili się ci, którzy glosowali na Protasiewicza: Papaj, Wrotniewski i Miedziński. Na Obrębalskiego nie ma co liczyć, to człowiek Dutkiewicza. Szkoda Łużniaka i Pokoja. Wiele zrobili dla naszego miasta.
nie ma czegoś takiego jak "potwornie zadłużony Wrocław". Wrocław, podobnie jak każde duże miasto o wysokiej dynamice rozwoju, korzysta z kredytów. tu działają te same prawa co w przedsiębiorstwach, z własnych środków nie ma inwestycji. ważne żeby przychody zapewniały płynność finansową i obsługę kredytów. i tak jest we Wrocławiu. nie ważne czy zadłużenie sięga 5 mld czy 50 mld, ważne że jest obsługiwane a miasto się rozwija.
Nie popieram PO i jest mi obojętne czy dotychczasowi decydenci straca swoje stołki ale warto już teraz skreślić opcję wyboru kandydatów PIS, którzy potencjał polityczny budują na smoleńskiej katastrofie manipulując czym się da... Warto poczytać - znalezione w sieci - (...) ""Wszystkie tezy lansowane przez pisowskie media i polityków w celu ukrycia prawdziwych przyczyn katastrofy i tumanienia ludzi, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Był za to durnoning. A wobec tej przypadłości medycyna jest bezradna. Na życzenie Lecha Kaczynskiego, który miał kłopoty z doświadczonymi pilotami i ścigał ich karnie i dyscyplinarnie za niewykonywanie jego poleceń podczas lotu /vide lot do Gruzji w 2008r/, samolotem dowodził młody, świeżo awansowany kapitan. Gwarantowało to prezydentowi ze będzie bez przeszkód komenderował samolotem. Na pokładzie nie było rosyjskiego lidera-nawigatora bo zrezygnowała z jego usług strona polska wystosowując formalne pismo do Rosjan że załoga zna rosyjski język i procedury. Nieoficjalnie wiadomo ze minister Szczygło komentował ze Rusek nie będzie mu się pętał po samolocie. Start zaplanowano na 06:00, jednak kancelaria prezydenta, aby się lepiej wyspać, przesunęła go na 07:00. Kapitan Protasiuk początkowo odmówił startu, gdyż nie otrzymał prognozy pogody ze stacji meteo. Start wymusił jednak dowódca Sił Powietrznych RP, protegowany Lecha Kaczyńskiego, gen. Błasik i to on, a nie dowódca samolotu zameldował prezydentowi o gotowości samolotu do startu. Ostatecznie samolot wystartował o 07:27. W trakcie lotu, kontroler z lotniska polowego Siewiernyj dwukrotnie, zupełnie jednoznacznie poinformował załogę, że nie ma warunków do lądowania i zasugerował jej udanie się na lotnisko zapasowe. Pilot powinien niezwłocznie to uczynić. Jednak czekał na decyzje prezydenta – głównego fachowca lotniczego na pokładzie samolotu – poinformowanego o sytuacji (pośredniczył dyr. Kazana). W tym czasie prezydent kontaktował się z bratem Jarosławem, również wielkim ekspertem lotniczym. Sprawa była poważna, bo początek uroczystości i transmisje TV zaplanowano na 09:30 i miał to jednocześnie być triumfalny początek kampanii wyborczej Lecha. Z pewnością nie mogła się ona rozpocząć od lądowania na lotnisku zapasowym w Witebsku u Łukaszenki. Jaka była decyzja prezydenta możemy wywnioskować po obecności gen. Błasika w kokpicie i po tym, że pilot podjął próbę podejścia na wysokośc decyzji (100 m) aby sprawdzić, czy Ruscy nie kłamią z tą mgłą by utrudnić reelekcję Lecha Kaczyńskiego, ośmieszajac jego wyprawę. Kapitan Protasiuk był jedynym członkiem załogi znającym język rosyjski i w końcowej fazie lotu był nadmiernie obciążony lądując przy niemal zerowej widzialności, prowadząc jednocześnie komunikację słowna z kontrolerem lotu na lotnisku Siewiernyj i zabawiając rozmową gen. Błasika. W rezultacie kpt. Protasiuk schodził ze zbyt dużą prędkością opadania – 8 m/s zamiast 4 m/s, a następnie, nie widząc ziemi, chcial odejść na drugi krąg na automacie, wciskając przycisk „odejście”. Jednak ten przycisk nie działał na lotnisku bez systemu ILS, o czym pilot nie wiedział lub zapomniał. Pierwszy raz w życiu odchodził na drugi krąg. W tym momencie samolot znajdował się na wysokości 39 m nad poziomem lotniska, a nie 100 m, jak informował kapitana nawigator mający nalot na TU-154 zaledwie kilkanaście godzin (!). Przyczyną tego błędu było posługiwanie się przez załogę wysokościomierzem radiowym, a nie barycznym. Zemściło się zaniechanie, z powodów politycznych (nalegali na to nasi sojusznicy z USA), szkolenia pilotów na symulatorze w Moskwie przez stronę polską. Kłamliwie tłumaczono to oszczędnościami. Załoga z niezrozumiałych powodów ignorowała też ostrzeżenia Terrain ahead (ziemia z przodu), i instrukcje Pull up! (ciągnij w górę!), nadawane automatycznie kilkanaście razy przez system TAWS. Zapewne tych ostrzeżeń nikt nigdy nie słuchał, tak było i tym razem. Nie robiły też na załodze wrażenia kolejne wysokości samolotu nad powierzchnią ziemi, podawane przez nawigatora – ostatnia 20 metrów. Być może wydawało im się, że bezpiecznie lądują? Dopiero zobaczywszy drzewo na kursie, kpt. Protasiuk zorientował się, że coś tu nie gra i podjął próbę ręcznego poderwania samolotu. Było już jednak za późno. Kontrolerzy z Siewiernego (było ich trzech) zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, lecz nie mieli uprawnień aby zamknąć lotnisko przed zagranicznym samolotem, kontaktowali się ze swoimi przełożonymi, ale nie dostali jasnych instrukcji. Mieli na ten temat rozbieżne zdania. Wiedzieli, że odsyłając samolot prezydencki znanego z rusofobii L. Kaczynskiego na zapasowe lotnisko, wywołają skandal międzynarodowy – BOHATERSKI POLSKI PREZYDENT, KTÓREMU NIESTRASZNA MGŁA I PRYMITYWNE LOTNISKO, NIEDOPUSZCZONY NA UROCZYSTOŚCI KATYŃSKIE PRZEZ ROSJAN! Był to zapewne scenariusz zapasowy Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zgodnie z którym decyzja o nielądowaniu na lotnisku Siewiernyj nie mogła wyjść ze strony samolotu. Jednak Rosjanie intuicyjnie nie wpisali się w niego. Pozwolili Kaczyńskim go zrealizować. Pozostały przy życiu Lech Kaczyński i jego dwór z pewnością wykorzystaliby zamknięcie lotniska przez Rosjan do antyrosyjskiej kampanii oszczerstw, a ich zbawcy staliby się kozłami ofiarnymi i być może ponieśliby konsekwencje służbowe. Wszak kilkadziesiąt minut wcześniej znacznie mniejszy - co trzeba dodać - Jak-40 wylądował, co prawda w lepszych warunkach, choć poniżej wymaganego minimum i bez formalnej zgody z wieży kontrolnej(!). Nie rozumieli poleceń kontrolera. Generalnie zarówno załoga samolotu jak i kontrolerzy mieli do wyboru albo postępować racjonalnie i ponieść konsekwencje służbowe, albo poddać się presji zadufanych w sobie ignorantów na najwyższych stanowiskach. Rezultat znamy. Po katastrofie prezes i dożywotni właściciel PiS, Don Jarosław, używa wszelkich wpływów, by narzucić opinii publicznej kłamliwą wersję o spisku Tuska z Putinem i męczeńskiej śmierci prezydenta. Spisek, zwłaszcza ruski, dodaje powagi i sensu tym śmierciom, a zwykłe zaniedbania, niekompetencja i bezprawne naciski polskiego prezydenta ujmują tej powagi i podkreślają, że śmierć tych ludzi była bezsensowna. Gra PiSu toczy sie o odwrócenie uwagi od kompromitujących braci rzeczywistych przyczyn katastrofy i nadanie rysu heroizmu śmierci Lecha Kaczyńskiego, co wraz z Wawelem ma położyć podwaliny jego przyszłej legendy. Jeżeli fakty na to nie pozwalają, to tym gorzej dla faktów. Dobrym przykładem jest tu raport A. Macierewicza, który nie ma nic wspólnego z prawdą, a jest bezwstydnie propagowany przez PiS. Ci ludzie nie maja nawet krzty elementarnej przyzwoitości. Dodajmy, że razem z prezydentem zginęło 95 innych osób, których nikt o zdanie nie pytał: byli nieświadomymi ofiarami śmiertelnej rozgrywki braci Kaczynskich z Tuskiem i z Rosją.
Błędem rządu premiera Tuska było i jest delikatne traktowanie sprawy, co można tłumaczyć tylko tym, że wobec ogromu tej tragedii i banalnych jej przyczyn przyjęta zasada to "ciszej nad tymi trumnami", co miałoby oszczędzić rodziny ofiar i uchronić Polskę przed kompromitacją (to, co wyprawiała Kancelaria Prezydenta z tym wyjazdem to cyrk i dowód najwyższego stopnia niekompetencji).
Niestety, rząd nie przewidział, że bezwzględność pis-u z Kaczyńskim i Macierewiczem w walce o władzę przekroczy wszelkie granice, o jakich może pomyśleć normalny człowiek.
Ale - nie jest jeszcze za późno, czas najwyższy ujawnić czarno na białym, kto jest prawdziwym winowajcą katastrofy, kto jest odpowiedzialny za listę pasażerów.
To TRZEBA uczynić nawet kosztem kompromitacji wielu osób: tych, którzy reżyserowali tę szopkę z pochówkiem na Wawelu, a teraz próbują budować legendę za pomocą między innymi starannie reżyserowanych rocznic i miesięcznic"".
Do dnia dzisiejszego są ludzie, którzy uważają zamach w Gibraltarze / śmierć Sikorskiego / za katastrofę lotniczą, g****ch nie sieją sami się rodzą.
CO TU MA PRZYSŁOWIOWY PIERNIK DO WIATRAKA????????????????????????
Praca nie na temat! I nie te forum.
Boże!!! Znów ten niezależnie nawiedzony od elaboratów typu wytnij - wklej.
niezależna znacznie się spózniła ze swoimi wywodami, to mogło chwycić jeszcze trzy lata temu, teraz jest to wersja zdecydowanie nierzetelna, niezalezna ma zabetonowane poglady , a czas pokazuje że prawda jeszcze musi poczekać. Polska tozsamość i patriotyzm przetrwały właśnie dzieki pielęgnowaniu i pamiętaniu o rocznicach i wydarzeniach ważnych dla Polski.
Cytat: Ale tak jak grało całe trio dla karpacza to nikt nie widzi. Mamy za to betonu co nie miara, zero zieleni w centrum, konia na deptaku i końskiego nawozu dostatek.
Ekologiczne konie przeszkadzają,nieekologiczne samochody przeszkadzają,zapewne natrętni turyści też przeszkadzają -
samo zło jak zawsze - prawda?
Sporo na tych zmianach straci burmistrz Szklarskiej Poręby. Przez cała kadencje ścieżki wydeptywał, po protekcję pukał, po grosz czapkę nadstawiał a tu...taki fikołek. I znowu od początku trzeba poparcia szukać, ścieżki wydeptywać, o posłuchanie w kolejce czekać...można się załamać.
Daj se juz spokój z tym sokolińskimi przestań zmieniać nicki!
Najlepiej dajcie sobie w reyj po mesku i po sprawie
Po wpisach widać, że bez układów ani rusz. Chore państwo. Nie liczy się pomysł tylko kto kogo zna i z kim trzyma.
Sokoliński w koszulce Termy Cieplickie już nigdzie nie zdąży deptać,najwyżej tam gdzie powinien.
Rozwiń ten interesujący temat . Czy mam rozumieć , że Sokoliński dostał koszulkę od rasowego Kubieli ?
A może burmistrz Szklarskiej Poręby Sokoliński chce startować na prezydenta Jeleniej Góry? Bo w Szklarskiej Porębie jest już na straconej pozycji.
Nie bądź wredny i nie życz tak bardzo żle mieszkańcom Jeleniej Góry .
Kiedy mieszkancy kotliny (przepieknej)jeleniogórskiej zrozumiecie że PO to mafia i rak który was toczy od lat przez wasza glupote,bo głosujecie na tych gości!!!!!
Pozytywna informacja
i tak juz się NAŻARLI ! POKÓJ z tobą jureczku ;)
I TAK MAJĄ SCZĘŚCIE, ZA ODCHYLENIE BUCHARINOWSKO-TROCKISTOWSKIE SZŁO SIĘ DO PIACHU. zA ODCHYLNIE SCHETYNOWSKIE TYLKO ODSUNIĘCIE OD KORYTA
Nie mówcie że chcecie by Machałek i jej wesoła ferajna starych kawalerów rządziła w JG ??
... "Machalek i jej wesoła ferajna starych kawalerów" - kwintesencja PIS-iorkowego, lokalnego, partyjnego ciemnogrodzkiego zaścianka...
... "Machalek i jej wesoła ferajna starych kawalerów" - kwintesencja PIS-iorkowego, lokalnego, partyjnego ciemnogrodzkiego zaścianka...
krzywda się niestała są jeszcze rady nadzorcze w spółkach KGHM
do niezależna. Twoje wpisy to prawdziwa kopalnia argumentów a nie inwektyw.
Ten twoj wpis,to popis propagandy z najgorszego okresu stalinizmu,wtedy też tak czcili Stalina.
Gówniara z młodzieżówki Po,ot co,napisali jej,przepisała, i hod-doga zarobiła,zapomniała tylko,że istnieją ludzie,którzy w dziubdziuś mają wszelkie partie polityczne,i nie życzą sobie propagandy!!
NARESZCIE!!!!! Teraz Pokój zajmie się tym co mu przynależne bydło i konie
Wybraliście Sokolińskiego, bo nie chcieliście Gołębiewskiego w Szklarskiej. On tak zapowiadał i słowa dotrzymał. Postawił na małe pensjonaty i hotele. Czego nie zrobił, że tu taki lament?
Młodego dorodnego leminga łapiemy już w gimnazjum. Przez trzy lata moczymy w zaprawie słodko-kwaśnej z odpowiednio dobranym stężeniem przekonania, że świat jest po to by z niego korzystać i jak będzie umiał dobrze ściemniać i zakładać gumę nic nie stanie mu na drodze do szczęścia. W liceum do roztworu dodajemy stopniowo wyostrzający węch konformizm i zdolność do wyrolowania frajera. Jeśli trafi na studia podsuwamy miskę z wymienionymi składnikami by sam sobie dosypywał do zaprawy ile chce.
Tak przygotowany leming jest kruchy i lekkostrawny. Możemy bez problemu go zjeść w całości nawet na surowo
Ciekawe czyje głowy poleca w dalszej kolejności ??? Stawiam na głowę prezesa Term Cieplickich....
Wydaje mi się że Aeroklub Jeleniogórski stracił właśnie ochronę swoich patronów .
Dlaczego niby teraz dobrych projektów w regionie ma nikt nie poprzeć we Wrocku. Niektóre jak tunel w Karpaczu nie były akceptowane społecznie i przechodziły. Nowe drogi remontowane z Unii są zajechane przez konie i każdy wójt czy burmistrz bał się zareagować. Jak tak miało wyglądać to dbanie o region to dobrze, że tak się skończyło.
Mam wrażenie że Pani Elżbieta Zakrzewska klakier w sejmiku w poprzedniej kadencji powinna zacząć się bać o stołek w szpitalu MSWiA.
A ja myślę..
$$$$$$$$$$$
Jak słusznie pisze Matyja, podział administracyjny z 1998 r. ułatwił prowadzenie polityki regionalnej. Ta zaleta nie rekompensuje jednak bezmiaru patologii, które przy tej okazji wytworzono.
Jednym z bardziej irytujących elementów reformy samorządowej z 1998 r. była dla mnie arogancja jej autorów. Doprowadziła ona do faktycznego zamknięcia debaty o tej ważnej zmianie ustrojowej, a przy okazji do lekceważenia, a niekiedy nawet lżenia jej krytyków i ich alternatywnych propozycji. Główny architekt tej reformy prof. Michał Kulesza stwierdził wszak swego czasu, że „kto chce dziś podtrzymywać funkcjonowanie tamtego ustroju administracyjnego, przedstawia się jako przeciwnik demokratycznej Polski i suwerenności jej systemu politycznego”.
O ironio, ten sam prof. Kulesza w latach 70. jednoznacznie popierał gierkowski projekt likwidacji powiatów i utworzenia 49 województw… Z kolei postkomuniści, początkowo niechętni powiatom, od 1993 r. – gdy zorientowali się, że ich szanse na obsadzenie nowych struktur swoimi ludźmi są wysokie – dołączyli do grona ich zwolenników. Tak oto ukształtował się ponadpartyjny konsensus sił okrągłostołowych co do ram późniejszej reformy.
Przytoczona wypowiedź Kuleszy nie była odosobniona: w podobny sposób, chętnie sięgając do tyleż łatwego, ile obraźliwego reductio ad sovieticum, traktowano przez lata praktycznie każdy pomysł innego urządzenia polskiego samorządu niż ten, który wymyślili twórcy reformy przeprowadzonej za niesławnej koalicji AWS-UW.
Ten sam ton pobrzmiewa również w polemice z moim komentarzem o „Polsce 49” Leszka Millera, pióra niezwykle cenionego przeze mnie Rafała Matyi. Jeden z najprzenikliwszych analityków polskiej polityki zaczyna od wytknięcia mi rzekomego „odrzucenia decentralizacji”. Sądzę jednak, że w naszym sporze to mój adwersarz jest – skoro już na tej płaszczyźnie rozmawiamy – o wiele bardziej centralistyczny.
Zacznijmy od ogólnego stwierdzenia, że ustrój administracyjny każdego państwa można urządzić na różne, alternatywne sposoby, z których żaden nie jest jedynym możliwym sposobem decentralizacji. Również polski samorząd można było budować zarówno w oparciu o koncepcję prof. Kuleszy et consortes, jak i, np., o alternatywny pomysł 49 powiato-województw.
Można było również powołać 16 dużych województw bez tworzenia powiatów, bo już od 1990 r. ustawa o samorządzie gminnym dawała możliwość tworzenia związków gmin, w tym gmin wiodących, które sprawniej niż powiaty mogłyby wykonywać praktycznie te same co one funkcje.
Byłaby to struktura o wiele bardziej samoregulująca się, samorządna i elastyczna (a przy okazji dużo tańsza) niż odgórne wyznaczenie ponad 300 nowych powiatowych centrów administracyjnych, które Matyja zdaje się uważać za jedynie słuszny pomysł na decentralizację.
Hodowla biurokratów
Przy okazji mój polemista ujawnia zdumiewające założenie, stojące za jego obroną reformy z 1998 r. Sądzi najwyraźniej, że świetnym sposobem na dowartościowanie miast prowincjonalnych jest obdarowanie ich przez Warszawę dodatkowymi urzędnikami.
Taka właśnie logika stoi za jego wyliczeniami, mającymi dowieść, że więcej Polaków „zyskało” na utworzeniu powiatów, niż „straciło” na zmniejszeniu liczby województw. Przypomnijmy, że 10 lat po reformie z 1998 r. w polskich samorządach przybyło ponad 120 tys. nowych urzędników.
Odrzucam to rozumowanie. Polska jest jednym z najbardziej zbiurokratyzowanych państw świata: w horrendalnie przerośniętym sektorze publicznym pracuje niemal co czwarty (3,5 mln osób) zatrudniony, jego wydatki stanowią ok. 45 proc. PKB. Przy tym liczba ta zupełnie nie przekłada się na jakość państwa i usług publicznych. Wręcz przeciwnie, stworzono gęstą sieć nadregulacji, umożliwiającą niezliczonym sitwom i klikom pasożytowanie na państwie.
Mój adwersarz sądzi najwyraźniej, że świetnym sposobem na dowartościowanie miast prowincjonalnych jest obdarowanie ich dodatkowymi urzędnikami
Matyja wyraźnie lekceważy problem kosztów reformy administracyjnej, a zarazem próbuje zredukować do niego moją krytykę samorządowych patologii. W obu przypadkach strzela jednak kulą w płot.
W pierwszym, bo czy rzeczywiście biedny kraj, z lawinowo rosnącym zadłużeniem, może sobie pozwolić na wydawanie lekką ręką grubych miliardów złotych, tak jak Polska przy reformie samorządowej? Pytanie retoryczne, zdawałoby się.
Władza i świecidełka
Jednak Matyja chybi i w drugiej sprawie. Wbrew temu, co pisze, nie ograniczyłem się w poprzednim tekście do argumentów przeciwko kosztom reformy samorządowej. Zasygnalizowałem też problem konfliktogennego skrzyżowania kompetencji gmin i powiatów, nieefektywnego nadzoru, fikcji organizacyjnej przekształcenia dawnych urzędów wojewódzkich w zamiejscowe.
To ostatnie można by nazwać wielkim oszustwem lub skrajną nieudolnością ze strony autorów reformy z 1998 r.: z jednej strony odsądzali przeciwników – i samorządowy „ancien régime” – od czci i wiary, z drugiej, nie przeprowadzili faktycznej likwidacji dawnych struktur.
Zresztą, podając przekraczające 600 mln różnice w wyliczeniach kosztów reformy samorządowej, chciałem pokazać nie tylko, że przedsięwzięcie było za drogie. Każdy, kto miał okazję prowadzić w Polsce biznes czy fundację, wie, że bez dokładnej znajomości budżetu ani rusz. Skoro autorzy wielkiej reformy administracyjnej nie są w stanie podać nawet przybliżonego kosztu swojej działalności, jest to jaskrawy dowód ich niekompetencji i nieodpowiedzialności.
Tylko dzięki pominięciu tych kwestii może Matyja twierdzić, że „uporządkowanie systemu administracji państwowej w terenie” zostało „w znacznym stopniu osiągnięte”.
Broniąc jak lew reformy z 1998 r., autor „Konserwatyzmu po komunizmie” zaskakuje także wówczas, gdy pisze, że „zadania wydzielone w ramach reform samorządowych były jednym z niewielu pól, jakie administracyjno-polityczna elita z Warszawy oddała komukolwiek spoza jej kręgu pod kontrolę”.
Mam odwrotne zdanie: elity okrągłostołowe były wręcz nadgorliwe w oddawaniu realnej władzy politycznej. Działo się tak, począwszy od nazwanego myląco nazwiskiem Leszka Balcerowicza planu Sorosa i Sachsa, który na długo przesądził o kształcie polskiej gospodarki. Poprzez liczne umowy i arbitraże międzynarodowe. Aż po – delikatnie rzecz ujmując – mało asertywne negocjacje akcesyjne z Unią Europejską czy później przy okazji traktatu lizbońskiego albo paktu klimatycznego.
Tak więc kompradorskie elity polskie od dwudziestu pięciu lat ochoczo rezygnują z resztek prawdziwej władzy, dbając zarazem o to, by pula „świecidełek” w zdegenerowanym sektorze publicznym pozostawała na tyle duża, by nasycić ich niskie apetyty. Opisana przez prof. Staniszkis „karuzela stanowisk” musi się kręcić bez końca.
Czy rzeczywiście mamy mocne podstawy, by sądzić, że reforma samorządowa była tu chlubnym wyjątkiem? Nie sądzę. Z punktu widzenia patologicznej logiki naszej klasy politycznej – i postsolidarnościowej, i postkomunistycznej – przyniosła bowiem kolejne rozmnożenie owych „świecidełek” – choćby w postaci kolejnych dziesiątek tysięcy etatów do rozdania politycznym klientom. Ale przecież także kolejnych samorządowych zleceń i spółek, gospodarowanych „po uważaniu”, najczęściej poza jakąkolwiek społeczną kontrolą.
Przyznaję, że reforma z 1998 r. ułatwiła – jak słusznie pisze Matyja – prowadzenie polityki regionalnej. Niewątpliwie też 16 województw lepiej niż 49 pasuje do układu przestrzennego Polski. Niemniej nie uważam tych zalet za wystarczającą rekompensatę bezmiaru patologii, które przy tej okazji wytworzono lub rozmnożono.
Natomiast propozycja powrotu do dawnej struktury ze strony Millera budzi mój entuzjazm nie sama w sobie. Bo jest oczywiście zbyt prosta, nie ma też mocnych podstaw, żeby sądzić, że byłaby poważnie realizowana. Traktuję ją jednak jako asumpt do przełamania milczenia w sprawie samorządowych patologii i wznowienia debaty ustrojowej
$$$$$$$$
Cytojta,moze coś zrozumieta,choć wątpię:)
Drogi Anonimie2222 zacząłeś ten swój przydługawy post od słów "A ja myślę..." a zakończyłeś słowami "Cytojta,moze coś zrozumieta,choć wątpię:" Te pierwsze są moim zdaniem zwykłym kłamstwem albo jedynie twoim pobożnym życzeniem. natomiast te drugie powinny brzmieć "Napisołem, nie wiem o cym i dlatego nic z tego nie pojmuję:(("
A co do profesora Kuleszy to mylisz się bardzo. Po pierwsze dlatego, że nie wypada pisać w ten sposób o tych, którzy już od nas odeszli, tym bardziej, że w momencie wprowadzenia I-etapu reform podziału terytorialnego państwa w latach 1972-75 miał on zaledwie 24 lata. Już tylko ta konstatacja dotycząca jego wieku pokazuje na bezpodstawność twoich twierdzeń o jednoznacznym poparciu gierkowskiego projektu likwidacji powiatów... Nie był wówczas ani profesorem ani nawet kimś, ze zdaniem kogoś miałaby liczyć się władza ówczesnego PRLu. Jeśli chodzi o ustrój administracyjny (ale pewnie masz na myśli podział terytorialny) to jest on zawsze wtórny wobec koncepcji ustroju administracji publicznej (a w czasach PRLu państwowej). Twoje gdybanie o liczbie województw (czy innych jednostek podziału terytorialnego) jest więc pozbawione sensu jeśli wcześniej nie przesadzi się o ustroju samej administracji. Nie jesteś taki mądry jak ci się wydaje i całkiem spokojnie możesz pisać krócej.
Do 2222. Przecież Kulesza chciał 12 województw i 120 powiatów. To politycy zrobili 16 województw i 380 powiatów. Gdyby jeszcze jak proponował profesor powiat był samowystarczalny to byłaby reforma z sensem. Niestety jak jak zwykle. Szkoda tylko, że dyskusja na ten temat nie istnieje w przestrzeni publicznej. Widać wolimy bzdury smoleńskie, dzendery, itd. Ciekawe, że pomimo wyraźnych zachęt finansowych (o 5% więcej z PITu dla gmin) Tomera i Wrotniewski nie głoszą potrzeby łączenia się gmin kotliny jeleniogórskiej?
Powiaty są potrzebne, bo gdzie emeryci będą pracować. Tam lokuje się rodziny, znajomych i ich znajomych. Kwalifikacje są najmniej ważne. Powiaty za nic tak naprawdę nie odpowiadają. Większość jest poważnie zadłużona.
i widze to: że więcej Polaków „zyskało” na utworzeniu powiatów, niż „straciło” na zmniejszeniu liczby województw. Przypomnijmy, że 10 lat po reformie z 1998 r. w polskich samorządach przybyło ponad 120 tys. nowych urzędników.
I nie mam checi na nich pracowac,poprostu NIE!!