
- Książek mamy dużo, mam już nawet Złotą Kartę Świata Książki – pan Edward uśmiecha się przy oknie. - Lubię czytać o historii i dobre kryminały, a Danusia to bardziej w romansidła idzie. Czasem krzyżówkę rozwiążę, chociaż teraz nie są takie jak kiedyś, gdy można było pół wieczoru jedną rozwiązywać.
- Mamy w schronisku radio. Słucham przeważnie Muzycznego – wtrąca pani Danuta. Czyta gazety, jest na bieżąco z tym, co się dzieje w regionie. Co sądzi o sporze o „Gołębiewskiego”? - Nie wiem, czemu się go czepiają. Przecież niczego nie zasłania - ocenia.
Czytają przy świeczkach. Parafiny w Karpaczu nie można nigdzie dostać. Ogrzewanie centralne na drewno. Kiedyś mieli agregat prądotwórczy, ale się zepsuł. Niemcy z kolei korzystali z turbiny wodnej.
Jak się żyje bez prądu? - Ciężko, wszystko trzeba robić ręcznie. Najgorsze jest pranie – mówi pani Danuta podając pyszny bigos, którym rewanżuje się za chleb, przytaszczony przeze mnie – na jej prośbę - w plecaku. W schronisku zapasy jedzenia są spore, więc zima nie jest straszna, ale po chleb trzeba schodzić co kilka dni do Karpacza.
Na skraju kotła
Schronisko położone jest na wysokości 1002 metrów n.p.m. w pięknym miejscu u stóp Śnieżki. Latem dociera się tu bez problemów dwoma szlakami z Karpacza. Parking przy dolnej stacji wyciągu na Kopę dzieli od schroniska niespełna 3,5 kilometra i 200 metrów różnicy poziomów.
Można odsapnąć w schronisku i ruszyć dalej, cudowną widokową trasą przez Kocioł Łomniczki, na Równię pod Śnieżką.
Zimą to jednak inny świat. Szlak do kotła jest zamknięty, a nawet gdyby był otwarty, to trudno byłoby nim iść - śniegu jest mnóstwo. Podobnie na trasie do schroniska od parkingu pod koleją linową. Większość drogi nie jest przetarta, więc brnie się w śniegu po kolana, a momentami po pas. O ile latem pokonanie tych 3,5 km zabierało mi pieszo około 50 minut, to w śniegu równe dwie godziny.
- W tym tygodniu jeszcze nikogo u nas nie było – mówi pani Danuta. Jest czwartek, 16 grudnia.
Przyroda ma swoje prawa
Gospodarze schroniska opowiadają, że Niemcy postawili je w miejscu, do którego lawiny, schodzące regularnie ścianami Kotła Łomniczki, nie docierają. Ale studnię kiedyś zasypały. Długo szukali firmy, która podjęłaby się oczyszcze nia jej.
Innym razem szopa się zawaliła. No i ten nieszczęsny dach.
- Przecieka. Połowę naprawiliśmy. Liczymy na pomoc spółki PTTK, od której dzierżawię schronisko – mówi pani Danuta.
Teraz jednak i tak jest znacznie lepiej, niż na początku, gdy do budynku nie docierała woda, a toaleta czynna była tylko latem. Pani Danuta nosiła po dwa wiadra z ujęcia, odległego o ponad 200 metrów. Gdy się wywracała, chciało się jej płakać.
- Jestem twarda. Dlatego przetrwałam tu tyle lat – tłumaczy.
Frekwencja rośnie z wiatrem
Najwięcej turystów przychodzi do schroniska, gdy wieje. Wtedy nieczynna jest kolej linowa na Kopę. Część wybiera się na spacer w góry przez Kocioł Łomniczki, inni przychodzą tylko do schroniska i wracają.
Przez cały rok zaglądają tu stali bywalcy. Tacy, którzy nie uznają wyciągów. W schronisku jest wprawdzie tylko gastronomia (noclegi tylko w awaryjnych sytuacjach na podłodze jadalni), ale i tak brakuje jego fanów, otaczających je wręcz kultem. Na internetowych forach górskich chwalą, że jest takie właśnie spartańskie, naleśniki z jagodami pyszne, herbata z imbirem doskonała, a obsługa przyjacielska. Panu Edwardowi sławę przynosi poczucie humoru i znakomite kawały.
- Są tacy, którzy pobyt w Karpaczu zaczynają od zajrzenia do Łomniczki. Sprawdzają, czy jeszcze tu jesteśmy – uśmiecha się pani Danuta.
Z Mazur i Kolbuszowej
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Danuta Partyka przywędrowała aż z Kolbuszowej na Rzeszowszczyźnie. Pracowała w kuchni ośrodka wypiczynkowego, który został sprzedany Duńczykom. Załodze kazano szukać nowej pracy. Ona wprawdzie mogła być tam zatrudniona dalej, ale odeszła. Trafiła do Łomniczki. Została do dziś. Kocha góry i lubi łanie.
- Bardzo mądre zwierzęta! - podkreśla patrząc za okno, jakby ich szukała. - Wysypujemy im jedzenie. Gdy nie ma, mają pretensje! Podchodzą i sprawdzają, czy ktoś jest w schronisku. Sprawdzają, czy leci dym z komina. Z jakiem oburzeniem patrzą, że nikt nie wysypał! Oczy robią się im wielkie! Dym z komina, czyli ktoś jest, a nie wysypał. Przychodzą wieczorami, w dzień rzadko.
Samochód zbędny
Zimą przedzierają się z zakupami przez śnieg. Latem większość dostawców dowozi towar na miejsce. W schronisku jest zasięg telefonii komórkowej. Wystarczy wysłać esemesa i... transport z towarem wkrótce przybędzie.
Choć gdyby był samochód, pani Danuta pewnie częściej widywała się z córką, która mieszka w Karpaczu. Dlatego córka ma rozejrzeć się za terenówką.
Pani Danucie marzą się podróże. Choćby, żeby rodzinę odwiedzić – w Niemczech, Paryżu, Stanach Zjednoczonych. Niby mogłaby pojeździć zimą, gdy ruch w schronisku znacznie mniejszy, ale... Nie chce zostawiać schroniska. Liczy w nim przede wszystkim na siebie.
.
Komentarze (3)
Na początku artykułu Halina a potem Danusia hmm ktoś ty myli :) :0
redaktor po imprezce pisał artykuł :evil: :evil: :evil: :evil: :evil:
Pozdrowienia dla Danusi i Edzia, będę w styczniu w Pl to z pewnością odwiedzę:-)