STEFEK. Kolega z szóstej klasy. Ciągle wagarował. Po dwóch tygodniach nieobecności, skatowany do nieprzytomności przez ciągle pijanego ojca, usłyszał: „Jak jeszcze raz uciekniesz ze szkoły - to cię powieszę i zatłukę na śmierć.” Więc się wybrał - cały w siniakach. Dzieciaki na jego widok zaczęły się śmiać. Przygarbił się, zawrócił i powiesił w stodole na przygotowanym przez ojca powrozie. W trumnie ręce stale mu opadały - nie dały się spleść na piersiach. „Trzeba mu ręce związać” - odezwał się ktoś. Rzekłem: „Najlepiej powrozem, na którym się powiesił.” Chłód jego dłoni parzył moje ręce.
ZOSIA. Schizofrenia paranoidalna. Trzy lata - kilka razy w tygodniu odwiedzała mnie. Miała brata, lekarza, w Wiedniu. Kiedy zmieniłem parafię, znalazła się w najlepszym szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie. Odwiedziłem ją. Bez przerwy monitorowana. W rozmowie co jakiś czas powtarzała pytanie: „Kubku, czy może być życie ponad siły człowieka?” Za piątym razem rzekłem: „Tak, Zosiu, życie może być ponad człowiecze siły.” Pomilczeliśmy. Zjedliśmy razem obiad i podwieczorek. Dała mi parę ulubionych książek. Odprowadziła na korytarz - pożegnaliśmy się czule. Po kilku dniach telegram. Cyjanek - w łazience. Na cmentarzu wrony kraczące żałośnie wtórowały moim słowom. Brat przy stole zapytał: „Co by ksiądz chciał po Zosi?” LASKĘ - rzekłem. „Podpiera” ścianę w mym pokoju.
ANDRZEJ. Napisał list. Na odejście wybrał drzewo w lesie i grudniowe moje święto. AGNIESZKA i WOJTEK: obie rodziny nie godziły się na ślub. Ubrani, w samochodzie, wybrali spaliny z rury wydechowej w garażu. Na cmentarzu są blisko siebie.
MARYSIA. Panicznie bała się szpitala psychiatrycznego przy nawrocie choroby. Rankiem wczesnym rozdzierający jej krzyk utonął, gdy zanurzyła się w toni pobliskiego stawu. PAWEŁ - parę razy próbował. Alkohol był mocniejszy. Spotkał miłość swego życia. Dał słowo. Nie zdzierżył. Strzałem ze sztucera powiedział, jak bardzo kocha.
Rozpacz? Beznadzieja? Samotność? Udręczenie? Puste Niebo? Narożnik, z którego jest już tylko jedno wyjście? Dla mnie to ludzie ogromnej wiary. Zanim się pętla zaciśnie, ostatni skurcz mięśnia stężeje, krzyk urwie w kulminacji, ucichnie huk wystrzału - czarny scenariusz to przemożna tęsknota za SPOTKANIEM. Świadoma myśl: JESTEŚ, Boże? - Więc staję przed Tobą twarzą w Twarz.
- Wiesz, że i Ty staniesz...?
Kubek
Nowiny Jeleniogórskie nr 43/09.
Komentarze (2)
Kiedyś też tak bardzo nie chciałam żyć, ale On, kiądz Kubek dał mi siły i wiarę, że jeszcze wszystko może się wydarzyć. I się wydarzyło... jak wiele, jak dobrego.
Dziękuję.
ps.W 2002 roku na łamach NJ za popśrednictwem Kubka ukazał się artykuł jak w tytule.
Moje bardzo, bardzo wielkie uznanie dla szczerości i chyba odwagi Księdza Kubka wyrażonej w ocenie motywacji ostatnich na tej Ziemi desperackich decyzji tych udręczonych ponad wytrzymałość istot. O ile wiem w ocenie Kościoła instytucjonalnego (w odróżnieniu od Kościoła, którym są wszyscy wierni)samobójcy są ludźmi niegodnymi nawet katolickiego pogrzebu. Taki pogląd jest odrażający i dlatego chylę czoła przed autorem tego felietonu. "Tęsknoty czarne" to tekst wstrząsajacy, wzruszający, poruszający i mam nadzieję dający do myślenia wielu osobom fundamentalnie traktującym kanony wiary. Pozdrawiam Cię Kubku serdecznie.