To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Szantaż czy troska?

Szantaż czy troska?

- Boję się wychodzić z domu – mówi Monika Romańska z Cieplic. Rozwiązała umowę z firmą zajmującą się uzyskiwaniem odszkodowań i... zaczęły się kłopoty. - Otrzymuję głuche telefony, a przedstawiciel czyhał na mnie przed domem późnym wieczorem – mówi.

- Ja już nie wiem, co mam zrobić – mówi kobieta. Jej dramat rozpoczął się wiosną tego roku. W kwietniu jechała z mężem i mamą do kościoła. Na skrzyżowaniu Lubańskiej i Dworcowej w ich renaulta 19 wjechał jadący z dużą prędkością citroen. Policja nie miała wątpliwości, że to kierowca citroena jest winny.

Mama Moniki Romańskiej do tej pory leży w szpitalu. - Przez prawie 7 miesięcy była w śpiączce, przeszła 18 operacji. Dopiero niedawno się wybudziła i przenieśli ją z OIOM-u na chirurgię naczyniową – mówi pani Monika.

W wypadku obrażenia odniosła też ona sama i jej mąż. - Nazajutrz po wypadku w szpitalu u mojego męża zjawił się przedstawiciel firmy zajmującej się uzyskiwaniem odszkodowań. Sama nie wiem, skąd miał w ogóle nasze dane osobowe – opowiada.
Wtedy jednak to ją nie zastanawiało. Monika Romańska z mężem zgodzili się, by ich reprezentował i podpisali dwie oddzielne umowy. Sprawa z panią Moniką poszła dość szybko – uzyskała 10 tysięcy złotych. - Tyle, że wszystkie dokumenty musiałam im zgromadzić sama, oni jedynie wystąpili o odszkodowanie – mówi.

Na początku września M. Romańska podpisała umowę z „Temidą” na reprezentowanie jej mamy i... - nic się w tej sprawie nie działo – mówi nam kobieta. - Przedstawiciel firmy albo nie miał dla nas czasu, albo spóźniał się na spotkania.
- Oni ciągle żądali od nas jakiś dokumentów. A to zaświadczenia, że mama jest w szpitalu a to zaświadczenia lekarskiego o grupie inwalidzkiej – mówi. - Przecież mieli pełnomocnictwa i mogli o to występować sami. A kiedy my chcieliśmy informacji, to już było dużo gorzej.

23 października kobieta napisała pismo, że nie jest zadowolona z obsługi przez firmę. Temida co prawda odpisała przyznając, że rzeczywiście kontakt był nie najlepszy. Tyle, że w międzyczasie Romańska zerwała z nią umowę i cofnęła wszelkie pełnomocnictwa.

No i zaczęły się kłopoty. - Dostawałam sygnały na telefon komórkowy. Smsy, że mam zapłacić 17,5 tysiąca złotych – mówi nam. Czara goryczy przelała się w środę w ubiegłym tygodniu. - Wracaliśmy z mężem ze szpitala od mamy. Było ok. 20.30. Szliśmy do domu, kiedy pod sklepem na naszym osiedlu stał przedstawiciel „Temidy” z drugim panem.

Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 46/10.

Komentarze (2)

Myślę że takich sytuacji jest w Jeleniej więcej tylko większość osób po prostu się boi "wychylić" w obawie przed konsekwencjami ,mała mieścina i na każdym kroku można kogoś spotkać kto Ci powie że jesteś coś komuś winny ,żerowanie na mieszkańcach miasta jest nagminne ale nikt nic z tym nie robi

To brzydko tak kłamać...tych państwa R, zgubiła pazerność. A firma jest spoko! Pomagają ludziom i robią kawał dobrej roboty dla ofiar wypadków!