W końcu się udało. Radości nie kryli zawodnicy i kibice, którzy wierzą w utrzymanie w lidze. Drużyna dopiero w drugiej części meczu zagrała na bardzo wysokim poziomie, nie zawiedli rezerwowi, którzy zmieniając swoich kolegów pokazali trenerowi, że można im ufać. Mecz składał się z dwóch części. W pierwszej koszykarze Sudetów popełniali sporo błędów, pudłowali z klarownych pozycji, niecelnie podawali, nie mogli opanować nerwów, popełniali faule, a w drugiej pokazali, że są zespołem grając skutecznie z pełnym zaanhgażowaniem.
Za sprawą głównie Krzysztofa Samca, który zdobywał punkty z nieprawdopodobnych pozycji udawało się jeleniogórzanom dotrzymać kroku zarówno w pierwszej jak i w drugiej kwarcie.
Pierwszą kwartę miejscowi przegrali 15:18.
Podobnie było w drugiej, z tym tylko, że jeleniogórzanie zdołali wyrównać stan rywalizacji. Nie stety, nie udało się utrzymać wyniku do końca kwarty. Brakowało czegoś w drużynie Ireneusza Taraszkiewicza, a sami zawodnicy nie dość, że popełniali błędy to byli karani przez sędziów. Po pierwszej połowie meczu Rafał Niesobski miał już na swoim koncie 3 faule. W przerwie trener znalazł złoty środek na poprawę gry zespołu, ponieważ po przerwie Sudety w niczym nie przypominały zespołu z pierwszej połowy meczu. Mimo, że trzecia kwarta fatalnie zaczęła się dla jeleniogórzan, to w dalszej części meczu Sudety pokazały, że są zgranym zespołem.
Po czterech minutach zawodnicy z Krosna prowadzili 46:34 i kibice powoli wątpili w sukces swoich pupili. Jednak jeleniogórzanie wykazali się prawdziwą ambicją i zaczęli grać tak jak na nich przystało. Po rzutach zawodników ze Zgorzelca – Tomasza Bodzińskiego i Sebastiana Szymańskiego, a później Krzysztofa Samca – zdobywcy 32 punktów w tym spotkaniu , przewaga gości stopniała do dwóch punktów 55:57.
W ostatniej kwarcie Sudety jak w transie zdobywały kolejne punkty i pod koniec meczu było już 74:67. Warto dodać, że na parkiecie w tym czasie przebywali sami młodzi dowodzeni przez Krzysztofa Samca. Rafałowi Niesobskiemu trener podziękował po tym jak w trzeciej kwarcie popełnił czwarte przewinienie, a zaraz po tym na ławce rezerwowych za piąty faul musiał usiąść Jakub Czech. Młodzi dali radę. I mimo, że w końcówce byli głównymi aktorami horroru przy Sudeckiej, potrafili opanować nerwy. Wygrywając na minutę przed końcem zaledwie dwoma punktami, potrafili utrzymać przewagę dając wiele radości swoim kibicom. Oba zespoły w końcówce zagrały na faul i dopisały na swoje konto po jednym punkcie. Ostatnim, który to zrobił był Wojciech Klimek i Sudety mogły cieszyć się z upragnionego i jakże ważnego zwycięstwa.
Komentarze (1)
Nietypowa "piątka" z ostatniej kwarty pokazał kawałek dobrej koszykówki!
Brawo, Sudety, więcej takich emocji :)