Równo 30 lat temu, 24 sierpnia 1980 roku, kierowcy MPK przedstawili dyrekcji zakładu listę postulatów. Wśród siedemnastu punktów była mowa i o wolnych związkach zawodowych, i o ręcznikach dla taksówkarzy, a ścierkach dla kierowców oraz o zmianach personalnych w kiosku spożywczym i w gabinecie dyrektora także. Były też wnioski dotyczące wyrównania zasiłków rodzinnych, przydziału 10 mieszkań rocznie dla MPK i lepszego zaopatrzenia w węgiel.
Jerzy Popioł i Stanisław Górski byli wtedy kierowcami w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Jeleniej Górze. Jednymi z tych, którzy brali udział w strajku. Wcześniej stanęły zakłady komunikacji we Wrocławiu, Wałbrzychu i Legnicy. A w Jeleniej Górze pracowali normalnie, nawet w „Rozmaitościach” pokazali.
- Kilkudziesięciu ludzi rękoma przesunęło jelcza - „ogórka” w poprzek bramy i zatarasowali wjazd. Około czwartej rano, 29 sierpnia rozpoczął się strajk. Było nas około 300 osób. Ale mieszkańcy, którzy na ranną zmianę nie mogli dojechać do swoich zakładów pracy rozumieli nas i popierali – wspomina Stanisław Górski.
- Sobota rano, wtedy jak zwykły dzień roboczy, pracująca. Ludzie musieli dojechać do pracy, a tu autobusy nie jeżdżą. Żeby jakoś ratować sytuację MPK skierowało do obsługi głównych linii taksówkarzy – wspomina Jerzy Popioł.
„W niedzielę wysłali delegację do kopalni Thorez i do PKS w Wałbrzychu. Stamtąd dostali wytyczne, by zażądać zawieszenia dyrektora w czynnościach za zbojkotowanie strajku. I taki też był zarzut główny. Wystarczający według nich.”
- Nie mam dziś o to pretensji. Każda rewolucja niesie za sobą różne zawirowania. Mogę mieć pretensje do formy, w jakiej chciano mnie odwołać, ale po co dziś rozdrapywać stare rany? - pyta Leopold Duda, ówczesny dyrektor MPK.
Dyrektora odwołał wtedy szef zjednoczenia Tadeusz Kiełtyka. Ale większość protestujących podpisała petycję z żądaniem powrotu Dudy. Pojechali dwoma autobusami do komitetu wojewódzkiego.
- To był harcerzyk, zrobił to pod publiczkę. I to jak – na kartce z notesu napisał, że od 1 września mnie zwalnia. To było nawet niezgodne z kodeksem pracy – dodaje L. Duda, który wtedy honorowo sam złożył rezygnację, bo nie widział powodu, dla którego miałby dać się zwolnić. Po pięciu dniach dyrektora przywrócono.
W Gdańsku Wałęsa podpisał słynne porozumienia sierpniowe. Komisja zakładowa Solidarności w MPK została zarejestrowana w sądzie jako druga w regionie jeleniogórskim. Do związku zapisało się prawie 560 osób z około 600-osobowej załogi.
W poniedziałek, 30 sierpnia rano, załoga jeszcze stała. „Czekali na sygnał z kopalni Thorez, by rozpocząć robotę. Taką mieli umowę. Bez względu na wypadki. Dlatego wystąpienie w telewizji Wałęsy nie było dla nich miarodajne. Ten sygnał otrzymali z opóźnieniem, około godziny 6. Wyruszyli też z opóźnieniem. I nie było żadnego oszustwa, ale solidarność z górnikami Thoreza i z kierowcami wałbrzyskiego PKS”.
Strajkujący wymusili też na władzach uzyskanie zaświadczeń gwarantujących nietykalność osobom skupionym w komitecie strajkowym.
Stanisław Górski, współinicjator strajku sprzed 30 lat wspomina, że gdy wprowadzono stan wojenny on i inni działacze związkowi zaczęli być szykanowani. Niektórych internowano, a część zwolniono z pracy.
- Ja byłem potem kierowcą w Zarządzie Regionu Solidarności. Ukryłem przed esbecją związkowego poloneza. Nie mogli znaleźć ani mnie, ani auta, więc zemścili się na mojej żonie. Wzywali ją na przesłuchania i dwa razy pobili. Musiałem się w końcu ujawnić i oddać auto. Jakoś udało mi się wrócić do MPK, ale na najniższą stawkę. Jeździłem też najgorszymi wozami. Dziś moi koledzy z takim samym stażem pracy mają emerytury wyże o 400 złotych – opowiada Stanisław Górski.
Między 26 sierpnia a 8 września 1980 roku w województwie jeleniogórskim odnotowano kilkanaście strajków. Najdłużej, bo sześć dni stała załoga kamiennogórskiej „Intermody”, a pięć dni tamtejszej „Odry”. Kamiennogórski „Gryfex” i Olszyńskie Fabryki Mebli nie pracowały przez trzy dni. Krótsze akcje protestacyjne, także kilkugodzinne zorganizowano w piechowickim „Dolmelu”, „Julii” w Szklarskiej Porębie, jeleniogórskim i bolesławieckim PKS-ie, kowarskiej „dywanówce” i „Predomie” w Miłkowie.
Leopold Duda, który nie kryje, że w tamtym czasie był członkiem PZPR-u mówi, że solidarnościowy zryw i bunt sprzed 30 lat był Polsce potrzebny, ale dziś z tamtych ideałów niewiele zostało.
- Warto było, oczywiście! Dziś żyjemy w wolnym kraju, choć ludzie nie rozumieją co znaczy wolność i demokracja. Brakuje w Polsce ludzi odważnych i mądrych i społecznej dyscypliny. Jeździmy bez przeszkód po świecie, widzimy, jak się żyje gdzie indziej. I co z tego? Nie ma innego wyjścia, jak edukować naród – ocenia L. Duda.
A byli działacze związkowi z Solidarności, którzy dwa lata temu sami ufundowali tablicę pamiątkową przy MZK, która przypomina o tamtym strajku mają żal.
- Dzisiejsza Solidarność, to już nie ten związek, co wtedy. Nawet nikogo z Zarządu Regionu na odsłonięciu tablicy nie było. Nie mówiąc już o tym, że w roku 1980 kierowcy autobusów miejskich zarabiali około 110-115 procent średniej krajowej, a dziś zarobki te stanowią może 70 procent – mówią starzy działacze.
Komentarze (1)
Intermoda- nie istnieje
Gryfex-nie istnieje
Odra-nie istnieje
Olsztyńskie Fabryki Mebli-upadły
Kowarska dywanówka-upadła
Domel,Julia,Predom-dziś nikt już nie wie co to takiego?
MZK w Jeleniej Górze-70% średniej krajowej. A Pan Kopeć szmatki na patyku rozdaje. Kogo on jeszcze chce uszczęśliwić? Solidarność coraz częściej kojarzy się z ponurym grabarzem i PIS-owską przybudówką działającą w zakładach pracy tak jak kiedyś zakładowe komitety partyjne.