A legnicka prokuratura oskarżyła ich o niedopełnienie obowiązków, a drugiego z mężczyzn także o znęcanie się nad podwładnym – strażnikiem Krzysztofem W.
To pokłosie głośnej sprawy z 2006 roku, kiedy strażnik Krzysztof W. zabarykadował się na wieży wartowniczej i w desperacji oddał 13 strzałów z kałasznikowa w ziemię. Legnicka Prokuratura Rejonowa uznała, że Bogusław B., szef działu ochrony aresztu, mobbingował starszego oddziałowego. Zdesperowany funkcjonariusz szukał pomocy u dyrektora placówki. Chciał, by ten w jednoznaczny sposób rozwiązał trwający od stycznia 2005 roku konflikt, ale dyrektor nie podjął żadnych konkretnych działań.
Ale sąd nie znalazł w materiale zebranym w tej sprawie przez oskarżenie żadnego dowodu, który uzasadniałby tezy aktu oskarżenia. Szef działu ochrony przenosząc strażnika Krzysztofa W. do pracy na inny posterunek nie znęcał się nad nim, bo działał zgodnie z przepisami służby i miał prawo do takich posunięć. Sąd stwierdził też, że to Krzysztof W. był inicjatorem konfliktu z przełożonym i sam go zaogniał, nigdy też nie przeniesiono go na niższe stanowisko służbowe.
Pełnomocnik Krzysztofa W., adwokat Bartosz Łuć zapowiedział złożenie zażalenia na postanowienie sądu pierwszej instancji.
- Odetchnąłem z ulgą i jestem spokojny o prawomocne rozstrzygnięcie sprawy. Byłem zawieszony w czynnościach służbowych przez trzy miesiące z takiego powodu ,że się prokuratorowi coś wydawało, czego na dobrą sprawę nie był pewny, nie dał mi jednocześnie żadnej możliwości obrony na tym etapie. Mój obrońca złożył skargę na działanie tego pana. Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze wcześniej umorzyła postępowanie wobec mnie i mojego byłego szefa. Była to dla mnie bardzo niekomfortowa sytuacja. Ponadto rzekomo poszkodowany prowadził cały czas kłamliwą kampanię medialną - zwłaszcza za pośrednictwem telewizji TVN, co wpłynęło negatywnie na dobro osobiste moje i mojej rodziny. Nigdy nie popełniłem żadnego przestępstwa, nigdy przez osiem lat piastowania stanowiska nie miałem najmniejszego konfliktu z podwładnym – powiedział nam kpt. Bogusław Bober.
Z postanowienia sądu zadowolony jest też Stanisław Kutrowski, były dyrektor aresztu.
- Sąd poszedł po linii prawdy i mam nadzieję, że na nagonka na mnie, trwająca już prawie trzy lata wreszcie się zakończy. Płacę teraz cenę za to, że wobec podwładnych byłem po prostu człowiekiem – dodaje S. Kutrowski.
„Oceniając konstrukcję zarzutu stawianego Stanisławowi Kutrowskiemu należy przy tym zauważyć, że prokurator zdaje się formułować go poprzez pryzmat skutków. W ocenie sądu, S. Kutrowski nie miał jednak możliwości przewidzieć, jak zachowa się K. Wajdowicz, a w konsekwencji czy przewidzi wystąpienie istotnej szkody, o jakiej mowa w zarzucie” - czytamy w uzasadnieniu sądu.
Po tym, jak do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko S. Kutrowskiemu i B. Boberowi, podwładni tego ostatniego skierowali do sądu list w obronie swojego szefa. Napisali w nim, że jest dla nich niekwestionowanym autorytetem i wierzą, że nadal „będą mieli przyjemność być kierowani przez tak kompetentnego oficera”.
Komentarze (2)
myślę sobie tak, że sprawę w tej kwestii powinien prowadzić sąd także w Legnicy. W JG nie będzie sprawiedliwie - to oczywiste - skoro tu ma się znajomych i kolesi. Bo skoro są niewinni to w Legnicy także by sąd nie znalazł dowodów? Prawda? Bo co to za dowód jak człowiek sięga po broń i chce zrobić krzywdę sobie i innym? To jakiś chłam, żaden dowód!! Sprawiedliwości w sądach w Polsce nie ma już od czasów PRL-u i ja widać dalej nie będzie! Sędziów polskich - tych od g****ch i złych wyroków - wysłać na Sybir na urlop. Na długi urlop.
Panie Obserwator,
jak wyrok Panu nie pasuje, to zły? Sąd rozstrzyga na podstawie całego materiału dowodowego w sprawie i pewnie wiedział co robi. Skoro nie było podstaw do przyjęcia przestępstwa, to znaczy, że tak w opinii sądu było. A teorie spiskowe weź sobie Pan włóż w buty.
Pozdro!