To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Rodziny na zastępstwie

Ewa i Ireneusz Maślankowie z synami Kacprem i Gracjanem

Móc powiedzieć „mamo” do obcej kobiety i „tato” do jej męża. Dla Sebastiana to było bardzo ważne. Już nie był małym dzieckiem, i rozumiał, że obcy ludzie biorą go na wychowanie, bo w biologicznej rodzinie alkohol jest ważniejszy niż dzieci. Nowi rodzice chłopca stali się więc dla niego mamą i tatą.

Rok temu do Sebastiana dołączyła jego siedmioletnia siostra Wiktoria. Być może już niedługo w domu Anny i Leszka Nalepków we Wleniu pojawi się trójka kolejnych dzieci.

- U nas w domu zawsze było pełno dzieci. Do naszych córek, gdy były jeszcze małe przychodziły dzieci z całego bloku i z podwórza. Był gwar i śmiech. Myśmy to z mężem bardzo lubili. Prawie 10 lat temu po wzięliśmy na wakację 11-letnią dziewczynkę z placówki w Szklarskiej Porębie. I Ania już u nas została – opowiada A. Nalepka. Po skończeniu 18 lat zaczęła samodzielne życie.

Bardzo często w ten sposób zawiązują się rodziny zastępcze. Jeśli ktoś kocha dzieci i chce im pomagać, to w wielu przypadkach taka rodzina ma nawet kilkoro wychowanków.

Rodzina zastępcza to jedna z form opieki nad dziećmi, nie mającymi właściwej opieki rodziców. W rodzinach takich umieszcza się dzieci, których rodzice zostali trwale lub czasowo pozbawieni praw rodzicielskich, albo też władza ta została im czasowo ograniczona.

Dzięki pobytowi w rodzinie zastępczej dzieci mogą zrozumieć przyczyny rozpadu ich biologicznej rodziny, co pozwoli im w przyszłości na założenie własnej trwałej rodziny na całe życie. Umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej następuje na mocy postanowienia sądu rodzinnego.

Od sześciu lat dom Agnieszki i Grzegorza Karabanów w Chmielnie jest pogotowiem rodzinnym. To taka placówka, do której trafiają dzieci z interwencji domowych, gdy istnieje nagła potrzeba zabrania ich z rodzinnych domów.

- Przez ten cały okres mieliśmy tylko dwa miesiące wolnego, kiedy nie było u nas żadnych dzieci. Dzisiaj też pan trafił nietypowo, bo jest u nas tylko jeden chłopczyk – mówi Agnieszka Karaban. A bywały chwile, kiedy oprócz dwóch własnych córek w domu Karabanów było i ośmioro dzieci.

Duży dom i ogród dawał możliwość przyjęcia co najmniej kilkorga dzieci. Mąż Agnieszki dojrzewał do tej decyzji dwa lata. Po pobycie pierwszego dziecka, które dość szybko znalazło rodzinę adopcyjną, cała rodzina była załamana.

- Nie wiedzieliśmy, że tak się do niego przywiążemy. Starsza córka strasznie przeżyła rozstanie. Ryczałyśmy razem i mówiłyśmy, że rezygnujemy. Nie chciałam żeby ta działalność odbywała się kosztem emocji moich dzieci. Ale dziewczyny z PCPR-u wzięły nas cała rodziną na rozmowę i wytłumaczyły, że uratowaliśmy jedno dziecko. I teraz tak do tej pracy podchodzimy, choć wszystkie rozstania są trudne. Myślimy o wszystkich dzieciach, a trafiają do nas i niemowlaki ze szpitala i nawet siedemnastolatki – dodaje A. Karaban.

Do tej pory w pogotowiu rodzinnym schronienie i opiekę znalazło 64 dzieci. Agnieszka jest cała dobę pod telefonem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy policja albo służby socjalne przywiozą dziecko.

Pogotowie rodzinne to nieustanna praca, w dzień i w nocy, od poniedziałku do niedzieli. Bywa, że Agnieszka z mężem nie śpią po nocach, bo maluchy są chore. Albo trzeba z dzieckiem, które ma pół serca jechać do kliniki do Łodzi własnym samochodem, bo szpital nie da jedynej „erki”.

- Taka praca to ogromne obciążenie psychiczne. Poranione emocjonalnie dzieci, czasem też i fizycznie trafiają w środku nocy do obcych ludzi. Nie wystarczy dać im jeść, wykąpać, czy posłać do szkoły. One wymagają nieustannej pracy wychowawczej, złagodzenia ich rozchwianych emocji. Bo co może czuć pięciolatek, który zakłada na siebie czarny worek do śmieci i kładzie się na drodze? Albo dziewięciolatek, którego zimą w nocy znajduje na przystanku policja, bo chłopiec ucieka z domu, w którym  matka narkomanka zabawia się z kilkoma panami naraz? Czuję się nieraz zmęczona, ale to szybko przechodzi. To te dzieci dają mi siłę – mówi z uśmiechem Agnieszka, na której kolana wdrapuje się 14-miesięczny Gracjan.

Ewa i Ireneusz Maślankowie ze Świętoszowa byli jeszcze w trakcie szkolenia obowiązkowego dla kandydatów na rodziny zastępcze, gdy sąd zdecydował o powierzeniu im w opiekę 3-miesięcznego Gracjana. Do decyzji o wzięciu dziecka na wychowanie dojrzewali przez dwa lata.

- Dwa lata temu zmarł nasz synek Olinek. Cierpiał na nieuleczalny rdzeniowy zanik mięśni. Walczyliśmy o niego do końca. Nie ma na tę chorobę leku, ale w USA trwają badania nad leczeniem komórkami macierzystymi. Uzbieraliśmy nawet część pieniędzy na wyjazd, zaczęłam się uczyć angielskiego. Olinek odszedł. Przeżyliśmy żałobę, a temat kolejnego dziecka w rodzinie jakoś tak naturalnie się pojawił. Swojego już nie możemy mieć, bo jest za duże ryzyko ponownego wystąpienia choroby opowiada Ewa, która jest olinofrenopedagogiem w placówce specjalnej w Żarach.

Po śmierci Olinka, Ewa zaangażowała się w pomoc rodzinom z podobnie chorymi dziećmi. Rozdała zgromadzony w domu sprzęt, pomagała w kontaktach z instytucjami i fundacjami. Mąż, zawodowy żołnierz, zajął się pracą.

Wiosną trafili przypadkiem na festyn promujący rodzicielstwo zastępcze. Pracownicy bolesławieckiego PCPR-u zaprosili Maślanków na kawę. Opowiedzieli o możliwości wzięcia dziecka na wychowanie. Małżonkowie zgłosili akces, bo pomyśleli o swoim starszym synu, 10-letnim Kacprze, że dobrze byłoby, by miał kompana do zabawy.

Rozpoczęła się procedura przygotowująca rodzinę – wywiad środowiskowy, badania psychologiczne, kompletowanie dokumentów i szkolenie. Wkrótce przyszła wiadomość, że jest dziecko, któremu potrzebny będzie nowy dom. Gracjan miał trzy miesiące.

- Pracownicy PCPR-u zabrali go z domu matki trzy dni po powrocie ze szpitala. Leżał głodny w brudzie i zaniedbany. Trafił do pogotowia rodzinnego. I tam właśnie pojechaliśmy go pierwszy raz zobaczyć. To była miłość od pierwszego wejrzenia. A gdy się okazało, że on się urodził drugiego maja, tak jak nasz Kacper, to wiedzieliśmy, że on jest już nasz – uśmiecha się Ewa.

Maślankowie jeździli do Gracjana przez miesiąc codziennie. Kacper już nie chciał mieć brata rówieśnika. W dniu, w którym sąd zdecydował o powierzeniu malucha rodzinie zastępczej, Gracjan był już w nowym domu.

- Znajomi pytali, jak to jest wychowywać obce dziecko. A ja mówię, jaki on obcy. Urodziła go tylko inna mama – dodaje Ewa. I przyznaje, że gdy zaczęła przytulać chłopca, nosić go na rękach, przewijać i karmić, to natura dała znać o sobie. W jej piersiach pojawił się pokarm.

Pod koniec października biologiczna matka chłopca została pozbawiona praw rodzicielskich. Maślankowie wystąpili więc o adopcję chłopca. Procedura jest w toku.

- Od wczesnego dzieciństwa będę tłumaczyć Gracjanowi, że urodziła go inna mama. Dziecko ma prawo wiedzieć o tym – dodaje Ewa.

JAK ZOSTAĆ RODZINĄ ZASTĘPCZĄ
Aby stać się rodziną zastępczą, kandydaci muszą przejść odpowiednie szkolenie i otrzymać zaświadczenie o uzyskaniu kompetencji w tym zakresie. Jeśli rodziną zastępczą chcą zostać osoby spokrewnione z dziećmi, nie muszą spełnić takiego warunku.
Kandydaci do sprawowania rodzinnej pieczy zastępczej powinni dać rękojmię należytego sprawowania pieczy zastępczej, pozostawać w związku małżeńskim lub być osobami samotnymi, nie być pozbawieni władzy rodzicielskiej, nie mieć ograniczonych zdolności do czynności prawnych, stan zdrowia powinien pozwolić im na właściwą opiekę nad dzieckiem, mieć odpowiednie warunki bytowe i mieszkaniowe umożliwiające dziecku zaspokojenie jego indywidualnych potrzeb, być niekarani, w przypadku kandydatów na rodzinę zastępczą niezawodową, co najmniej jedna osoba tworząca tę rodzinę musi posiadać stałe źródło dochodów.
W regionie jeleniogórskim w 752 rodzinach zastępczych i 4 rodzinnych domach dziecka przebywa obecnie 1024 dzieci.

Rodzina Agnieszki i Grzegorza Karabanów
Anna i Leszek Nalepkowie z Wiktorią i Sebastianem

Komentarze (8)

Chciała bym zostać rodziną zastępcza dla dzieci, ale nie mam własnego domku, mam tylko skromne mieszkanie co mam zrobić?

beti to nie problem p.Nalepki mają skromne mieszkanie i jakimś cudem (znajomości w szklarskiej p)dostają dzieciaki.aż dziwne że ludzie chcą adoptować dzieci i nie mogą bo mają za małe mieszkanie a tu mogą no ale cóż :-/

wiesz mi LoLo bardzo chciała bym pomóc jakiemuś dziecku w trudnej sytuacji:)

Takie g****e prawo jest!

Głupszego tytułu nie dało się wymyślić?

Moi rodzice P Nalepka Mają 3 pokoje i 2 łazienki a ze szklarskiej poręby było tylko jedno dziecko no ale coż zawiść ludzka nie zna granic :) Pani Beti proszę śmiało próbować i starać się o dziecko ! Maluszki tylko czekają na pomoc dobrych ludzi którzy zostaną dla nich Mama i Tatą . Pozdrawiam i życze wytrwałości !

Zuza dzięki za słowa otuchy:) Pozdrawiam

Jeżeli chce Pani pomocy w tej sprawie proszę podać namiary chętnie pomożemy :)