Ze sklepików mają zniknąć chipsy, batony, fast food i wiele innych niezdrowych produktów. Ajenci już dzisiaj wskazują, że obostrzenia są zbyt surowe. – Rozumiemy intencję ustawodawcy, ale chyba wylano dziecko z kąpielą. Nie można na przykład sprzedawać kawy ani słodkich bułek – mówią.
– Mam 3 miesiące na dostosowanie sklepiku. Ale już widzę, że będę musiała się zwijać – mówi Irena Marukiewicz, która od 10 lat prowadzi punkt w Zespole Szkół Technicznych „Mechanik”. Dlaczego? – Po prostu się nie utrzymam. Wprowadziłam dodatkowo warzywa: sałatę, marchewkę. Ale tego nikt nie kupuje.
Kobieta nie wie jeszcze dokładnie, co może sprzedawać, a czego nie. – Byłam jakiś czas temu w sanepidzie, ale nie mieli jeszcze listy produktów – dodaje. Obawia się najgorszego.
– Robię kanapki z kotletem, serem żółtym, wędliną. Są w nich też warzywa, np. sałata. Przygotowywałam też kiełbaskę na gorąco z musztardą. Tu do szkoły chodzi starsza młodzież, oni lubią takie rzeczy. Kupują to, ale jak nie będę mogła robić takich kanapek, to nikt tu do mnie nie przyjdzie – mówi ajentka. – Już dzisiaj widzę, że na przerwach wychodzą do sklepów w mieście, albo jadą do McDonalda. Nikt im nie zabroni, bo są już dorośli.
Dyrektor szkoły Wanda Kozyra przyznaje, że ustawa jest dość restrykcyjna. – Mamy 3 miesiące na dostosowanie sklepiku. Jest taka furtka, że jeżeli szkoła ustali z radą rodziców asortyment, to będzie można sprzedawać niektóre produkty, których nie wskazano w rozporządzeniu – mówi. – Nie możemy pójść wbrew tej ustawie, ale spróbujemy znaleźć jakieś korzystne rozwiązania.
Ustawodawca nie wziął pod uwagę, że w szkołach ponadgimnazjalnych jest młodzież dorosła i może sama decydować, co chce zjeść. – Mamy dużą grupę pełnoletnich uczniów, około 80 nauczycieli. Oni też kupują w szkolnym sklepiku – mnówi Wanda Kozyra. – Jest na przykład nauczyciel, który codziennie kupuje 3 słodkie bułki. Jest dorosły, zdrowy. Trudno mu tego zabronić. Dorośli słodzą też kawę czy herbatę. I co, teraz nie będą mogli? Takich dylematów mamy więcej.
Sklepiki szkolne powoli przystosowują się do nowych przepisów. Z półek punktu w Szkole Podstawowej nr 11 w Jeleniej Górze zniknęły lody, batony z czekoladą itd. – Jeszcze nad tym pracujemy. Wstępnie nakazałem pani, która prowadzi sklepik, by nie zakupowała zbyt wielu produktów zbyt pochopnie. Znamy zarządzenie. Wspólnie z radą rodziców zastanowimy się, co dalej – mówi dyrektor Eugeniusz Sroka. – W ustawie są pewne furtki, ale jedno jest w niej oczywiste: to dyrektor jest odpowiedzialny za asortyment w sklepiku. Zatem mamy prawo reagować na sygnał od rodzica, że znalazły się jakieś produkty, których być nie powinno.
Przyznaje, że ustawa ma też dobre strony. – Byli tu kiedyś Holendrzy, zrobili wielkie oczy, jak zobaczyli, że sprzedajemy lody, czekolady. Teraz już tego nie ma. Nie ma też miejsca dla żadnych fast foodów ani innych świństw – mówi. – Z drugiej strony, nie chcę doprowadzić do sytuacji, żeby sklepik szkolny nie miał czegoś, co dzieci lubią a co znajduje się w pobliskim sklepie, bo spowoduje to, że uczniowie na przerwach zaczną wychodzić poza teren szkoły. W okolicach naszej placówki są dwa markety.
Ajenci i dyrektorzy liczą, że ustawodawca przez najbliższe miesiące skoryguje przepisy.
Komentarze (40)
pani ze sklepiku brakuje jeszcze szczawiu i mirabelek...
OJ oj oj ,wiadomo było od dawna,że szykują się zmiany.Zdrowa żywność jest dostepna ,jasne ,że nieco trudniej niż smieci,ale był czas na ogarnięcie się.Można zrobić smaczne kanapki z dietetcznej wędliny drobiowej,warzyw i pełnoziarnistej bułki.Mozna kupić w odpowiednich sieciach sprzedaży zdrowe chipsy z dzikiej pszenicy smakujące jak zwykłe ziemniaczane niezdrowe cholerstwo,a zdrowsze o równe 100 %,można kupić słodycze bez cukru ze zminimalizowaną ilością tłuszczu.Chemia w żywnosci bywa stosowana w celach jak najbardziej szlachetnych :) Ale pani ze sklepiku wie lepiej- młodzież lubi kiełbasę z musztardą,a pan nauczyciel zapina trzy bulki słodkie na śniadanko.A potem jeden nie jest w stanie wytrzymać 45 minut na bolisku ganiając za piłką,a pan nauczyciel nie może zrozumieć dlaczego po pracy musi godzinę spac,bo oczy mu się same zamykają,a wieczorem zona jedyny pożytek jaki z niego ma,to święty spokój.Eeech...
Sklepik w mechaniku ! Pozdrawiamy panią :) Tam zawsze najzdrowsza była bułka z psem (z kotletem i ogórkiem których pani M zakazała bo przyklejaliśmy je do sufitu) a w piątki jako, że pani gorliwa wierząca zamiast bułek z psem bułki z pastą jajeczną :) I wszyscy zdrowi wyrośliśmy, rodziny mamy, dzieci...
i okaze sie, zesklepiki znikna z terenu szkoly, a wyrosna przed barma... a tam juz mozna bedzie wszystko sprzedawac...
czyli tk naparwde chodzilo o to aby zabrak szkolom sklepiki i wyprowadzic je do lokali miejskich
A nie można zrobić sałatki z warzyw (sałata, pomidor, papryka, ogórek, w zimie kapusta pekińska zamiast sałaty) z jakimś dipem jogurtowym albo vinegrette, takiej jakie oferują nawet w marketach? Popakować w osobne plastikowe opakowania i osobno w jakieś malutkie pojemniczki ten vinegrette albo sos jogurtowy? Albo nawet polewać te sałatki w momencie sprzedaży. Takie rzeczy trzymać w chłodni, a nie lody. Na zdjęciu widać sklep zawalony grześkami i princessami, do picia przesłodzone kubusie i inne słodkie napoje, więc czym te dzieci mają się tam najeść? Przecież od tych słodkości może zemdlić.
Co do napojów, to nie wystarczą soki 100% bez dodatku cukru, zamiast napojów skladających się z wody, cukru, kwasku cytrynowego, sztucznego aromatu i barwnika oraz jedynie odrobiny skoncentrowanego soku? Oczywiście powinna być też woda niegazowana, ale i gazowana, jak ktoś tylko taką lubi.
W zdrowej żywności, ale i w normalnych sklepach są czipsy z jabłek, całkiem dobre do chrupania o wiele zdrowsze niż te zrobione z ziemniaków z oliwą. Nie można poszukać takich rzeczy w hurtowniach, aby było taniej dla dzieci i nauczycieli?
Nie dziwię się, że nikt nie chce kupować surowej marchewki w całości, ale można sprzedawać sok z marchwi, wyciskany na miejscu. Można mieszać z sokiem z jabłek, też wyciskanych na miejscu. Kiedyś, dawno temu, w Cieplicach był taki przybytek, w którym sprzedawano głównie sok z marchwi, chodziło tam wielu uczniów z pobliskiego liceum. Zawsze było tam pełno gości. To dość odległe czasy. Kto to jeszcze pamięta?
Powiecie, że to wszystko drogie, a przecież większość dzieci jest dowożona przez rodziców samochodem do szkoły, więc nie należą do biednych. A tym uboższym dofinansować jakoś ten napój z marchwi. Tutaj duże pole do popisu dla Miasta, które zamiast dopłacać do zawodowego sportu, mogłoby dopłacić do zdrowej żywności dla dzieciaków.
Własnie o to chodzi, żeby wyeliminować takich, dla których ważniejsze jest utrzymanie swojego "biznesu" niż zdrowie dzieci... Podpowiem; do sprzedawania zdrowej żywności potrzebna jest inwencja i pomysłowość..
Większość wypowiadających się o zdrowej żywności nie maja dzieci w wieku szkolnym i nie wiedzą co dzieci jedzą.17 letni uczeń o wzroście 183 cm nie będzie jadł suszonych jabłek i pił soku z marchwi na śniadanie.W sklepikach szkolnych miało nie być coli i chipsów a zabroniono sprzedawać drożdżówki.W sklepiku szkolnym można kupić:sok leon,bułka z serem białym i ogórkiem kiszonym,chrupki kukurydziane,wafle ryżowe,woda mineralna -jedzenie na restrykcyjnej diecie.Pomysłodawca zapomniał,że dzieci rosną i potrzebują innej diety.Tylko czekać aż dojdzie do wypadku koła szkoły dzieci spieszących się do pobliskiego sklepu.Chory kraj.
Siedemnastoletni uczeń powinien sobie sam przygotować śniadanie w domu, a jeśli nie umie, to mama powinna je przygotować, a sklepik szkolny jest tylko do uzupełnienia śniadania. Tak trudno kupić chleb i przygotować w domu kanapki z czym tam kto zechce?
Przede wszystkim jest to koniec ajencji sklepików szkolnych. Tam się nie da już zrobić biznesu.Urząd nigdy nie dopłaci do prywatnego biznesu Zatem sprawa zostanie na głowie dyrektora, który będzie miał problem. Do tego czasu dzieci będą kombinować i przede wszystkim staną się bardziej nerwowe i agresywne, co będzie normalnym objawem zmiany diety albo jej usiłowania zmiany.
Jeśli chodzi o młodzież to jest ewidentne złamanie praw obywatelskich i tym samym Rzecznik Praw Obywatelskich powinien zaskarżyć ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.
Przede wszystkim jest to koniec robienia biznesu kosztem zdrowia dzieci. Rodzice w domu pilnują, aby dzieciaki nie opychały się słodyczami, a w szkole, bez nadzoru rodzicielskiego, dotychczas wydawały pieniądze głównie na słodycze, jak widać na zdjęciu, na grześki XXXL, aby potem mieć wygląd XXXL i być ospałe na lekcjach, bo tak działa cukier. Ciekawe, czy ajenci sklepików szkolnych swoim własnym dzieciom na śniadanie dają princessy, grześki i słodkie bułki zamiast normalnego śniadania?
A ja się pytam co tyle lat robił sanepid, nie widział tego? Widział , kazał robić durne procedury HACCP między batonikami i lodami, odbiory , dowóz na kontrole itd No wymyślili teraz ustawowy zakaz.Niedługo sanepid nie będzie miał co kontrolować, chyba że jarmarki regionalne na Placu Ratuszowym i Piastowskim w JG tj wyroby które nie są pod żadnym nadzorem od piwa zaczynając na serach , chlebach i miodach kończąc. Głupota w tym naszym kraju nadal króluje !!!
Dzieciaki otyłe,żeby nie powiedzieć grube, tak jak co niektóre wypowiadające się tu mamusie. Zdrowa żywność jest właśnie po to żeby Twój dzieciak nie wyglądał jak Ty....banan, brzoskwinia czy brak czipsów dzieci wam na śmierć nie zagłodzi, nie ma strachu-a może zaczną w końcu przypominać gatunek ludzki, a nie bezkształtną masę, która męczy się przy stu metrach spaceru....
Dzieci grube zawsze były i będą.Niektóre w wieku dojrzewania wyrastają z otyłości i staja się wysokimi chłopcami z niedowagą jak mój syn.
niektóre....
mam dare dla tej pani: olac niezdrowa zywnosc, sprzedawac jablka, a pod lada papierosy i wodke. bizness bedzie chodzil jak zloto...
Dlaczego jogurty w tym sklepiku stoją na pułkach a nie w lodówce ??????
Bo to są pułkownicy :)
Śmieszne jest tylko to, że mleko w szkołach, które mamy z UE i jest słodzone (czekoladowe, truskawkowe) można sprzedawać, a tego naszego, czy tez jogurtów, już nie można sprzedawać, bo jest tam cukier...
Analfabeto w słownik zainwestuj.
Zadnych sklepikow w szkolach i po problemie. Kiedys tego nie bylo i zylo sie.
Od kiedy pieczywo drożdżowe jest niezdrowe? g***** który to wymyślił zwyczajnie zabija lokalny handel. Wystarczy lać mniej lukru na bułkę drożdżową albo pączka a jest dobry posiłek. Ale jakiś pejsaty widocznie dogadał się z zachodnimi koncernami produkujacymi świństwo w opakowaniach i ustawa przeszła
Od kiedy pieczywo drożdżowe jest niezdrowe? g***** który to wymyślił zwyczajnie zabija lokalny handel. Wystarczy lać mniej lukru na bułkę drożdżową albo pączka a jest dobry posiłek. Ale jakiś pejsaty widocznie dogadał się z zachodnimi koncernami produkujacymi świństwo w opakowaniach i ustawa przeszła
Wstępnie nakazałem pani, by nie zakupowała zbyt wielu produktów - tak wyraża się dyrektor szkoły? poziom niższy od swoich uczniów.
Teraz pod szkołami będą "dilować" Prince Polo...
Tam gzie puste półki wstawić zdjęcia naszego rządu niech dzieciaki wiedzą kto gotuje im taki los.
Do krytykujących sklepiki szkolne.....tu nie chodzi tylko o chipsy czy żelki.....!!!!!Poczytajcie,a zrozumiecie o co tak naprawdę chodzi
http
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 26 sierpnia 2015 r. w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełniać środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach
Masakra z tymi paniami sklepikowymi, trują dzieci i użalają się nad sobą. Może by trochę pomyślały co można by było wprowadzić, a nie tylko dziamgolą.Jak widzę to wszystkie od tej śmieciowej diety grubiutkie.
A po co w ogóle sklepiki w szkołach ja daje śniadanie dziecku z domu i picie i nic nie musi kupować jedynie obiad .
W SP 11 sklepik jest zbędny ! Na lekcjach wychowania fizycznego " panienki " żrą chipsy zapijając colą - piknik na całego.... GRATULACJE DLA DYREKTORA.
WF , kiedyś oznaczało : wysiłek i litry wylanego potu - dla zdrowia ! Teraz można tylko "pachniec" ! BARDZO DOBRE TO ROZPORZĄDZENIE !!!!
A co to za wymysł. Sklepik Szkolny!!! Szkoła jest od nauczania a nie handlowania! Dzieci nie powinny nosić przy sobie pieniędzy - będą bezpieczniejsze. Te sklepiki, w obecnej rynkowej formie, to czysta patologia wprowadzona po 1989 roku. Za komuny były tylko jakieś zeszyty, przybory i ewentualnie słodkie bułki w takim sklepiku.
Jak czytam te komentarze, to mi się słabo robi. Chipsy z dzikiej pszenicy, sok ze świeżo wyciskanych owoców, warzyw, sałatki - kto to kupi!? Zastanówcie się ile to będzie kosztowało! Zamiast chipsów z pszenicy, pójdą do sklepu za rogiem i kupią dwie paczki "niezdrowych" (które i tak pewnie im kupujecie). Po pierwsze nauczcie dzieci tak jeść w domu i przygotowywać im drugie śniadania, a nie zrzucać obowiązek znowu na szkołę. Patologia !
Można odnieść wrażenie, że większość tu wypowiadająca się, jak i na wszystkich innych forach gdzie ten temat jest poruszany, nie mają dzieci w wieku szkolnym ! Niestety nie znam takiego rodzica, który w domu przygotowuje dziecku codziennie tak zdrową żywność jak tu opisujecie.
Każde śniadanie przygotowane samodzielnie w domu jest lepsze niż to co oferuje ten sklepik. Czy normalna matka da dzieciakowi do szkoły grześki XXXL albo chipsy ZAMIAST kanapek ? Ja myślę, że tutaj chodzi o to, aby w sklepikach nie było chipsów, coca coli, słodkich batoników i czekoladek.
Bo pewnie masz samych znajomych, którzy weekendy spędzają w galeriach handlowych, a potem jadą się nażreć do jakiegoś makdrajwa. Sportu nie uprawiają, bo to g****e, a zamiast jabłek jedzą hamburgery.
To się nie dziw, że nie znasz ludzi, którzy robią dzieciom kanapki w domu. Ja znam wielu takich i nie jest to k*rwa jakiś nieziemski wyczyn. Dajesz dziecku jabłko, butelkę z wodą, kanapkę, jakieś orzechy i już, cała filozofia.
Ale wiadomo, że lepiej dać mu snikersa i puszkę coli, a za 15 lat będzie swoim dzieciom robić zastrzyki z insuliny.
Kuźwa to może niech narkotyki zaczną sprzedawać, albo dopalacze, to się wtedy na pewno utrzymają. Wk*rwiają mnie tacy sprzedawcy dla których wafel zalany jakimś syfiastym tłuszczem i syropem glukozowym to tylko 'przegryzka' i nic złego. W d*pie mają to co sprzedają, byle hajs się zgadzał...
tak w szkole sałata a w domu ziemniaki ze śmietaną i boczek :))