Pszczelarze ze Śnieżki chcą nagłośnić problem

Zjawisko obserwowane jest na całym świecie. I choć takie masowe wymieranie pszczół się okresowo zdarza, tak źle jeszcze nie było. W Polsce wygląda to podobnie, jak w innych, wysoko rozwiniętych krajach. Ale w Karkonoszach i w rejonie Gór Izerskich jest dużo gorzej. Tu w niektórych pasiekach zginęły niemal wszystkie pszczele rodziny.

Prezes jeleniogórskich pszczelarzy, Patryk Waloszczyk zastanawia się, gdzie jeszcze pójść, kogo prosić o pomoc, by wreszcie dostrzeżono problem. – Nasza wizyta na Śnieżce jest symboliczna, bo z tego wysoko położonego miejsca może lepiej nas będzie słychać – mówi. Ale przyznaje jednocześnie, że  nie bardzo wierzy w skuteczność tej wyprawy.    

- Pewnie nasze wniesienie sztandaru niewiele zmieni sytuację zapylaczy. Do rządzących lepiej przemawia wysypywanie zboża na tory czy ciągniki blokujące drogi. Jednak nie zamierzamy się poddawać, może w końcu ktoś zrozumie zagrożenie. Oby tylko nie było za późno. Jednak na razie nikt nie słyszy próśb  pszczelarzy o pomoc, nie wprowadzono żadnych działań. Póki co możemy więc tylko prosić o największe, możliwe wsparcie dla pszczelarzy - kupno miodu bezpośrednio u pszczelarza, a nie miodopodobnych mieszanek, jakie sprzedawane są w większości sklepów – apeluje Patryk Waloszczyk.