To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Powodzianie przed zimą

Powodzianie przed zimą

Trzy miesiące, to o wiele za mało aby uporać się ze skutkami katastrofy, która w sierpniu w kilka godzin obróciła w ruiny część miasta leżącego nad Miedzianką. Okolice ulic Turowskiej, Kościuszki i dalej w górę rzeki wzdłuż do granicy z Czechami to ciągle krajobraz księżycowy z zawalonymi domami, zniszczonymi mostami, powodziowymi smugami na budynkach.

Nie ma już wszechobecnych w pierwszych tygodniach po powodzi gór śmieci, na podwórkach domów widać sterty żwiru, kupy gruzu. To znak, że kto tylko może remontuje swoje mieszkania. W niemal każdym przypadku za wolno żeby zdążyć przed zimą. To oznacza, że spora część powodzian będzie musiała przeżyć gdzieś kontem u znajomych lub rodziny. Ci, którzy stracili wszystko w tymczasowych mieszkaniach zapewnionych przez gminę.
Miastu idzie to szybciej. Prace trwają w wielu miejscach. Naprawiono (część prowizorycznie) niemal wszystkie ulice, trwa odbudowa mostów – do końca roku przejezdnych ma być jedenaście najważniejszych przepraw. Na początku grudnia oddanych zostanie kilkadziesiąt mieszkań dla powodzian zaadaptowanych z byłego gimnazjum. To wielka nadzieja przede wszystkim dla tych, którzy teraz zakwaterowani są w bardzo prowizorycznych warunkach (jak mieszkańcy byłej strażnicy WOP, gdzie kilkanaście rodzin zadowolić się musi dwoma, wspólnymi toaletami). Jest nadzieja, że zimę spędzą w znośnych warunkach.

Większość mieszkańców poszkodowanych przez powódź z zazdrością patrzy na to tempo robót, z zazdrością czyta o wielkich pieniądzach szybko przyznanych Bogatyni na odbudowę infrastruktury. W ich przypadku nic nie idzie tak szybko.

Proszę czekać!
Gdzie by nie trafić – w centrum Bogatyni i w Markocicach, w Sieniawce i Porajowie - wszyscy powodzianie mówią to samo: obietnice, że szybko otrzymają pomoc finansową, to bajki; propaganda na użytek telewizji. Minęły najpierw tygodnie, potem miesiące, a pieniędzy jak nie było tak nie ma. Jest za to bałagan i brak informacji.

Większość woli nie wypowiadać się pod nazwiskiem. Obawa, że z powodu niepochlebnych opinii trafi się gdzieś na koniec listy oczekujących na zasiłki, jest powszechna. Tu liczy się każdy dzień, więc po co kusić los.

Państwo Danuta i Jerzy w przeddzień powodzi wrócili w z wakacji. Zdążyli uratować samochód i przyczepę kempingową. Pan Jerzy jest wciąż zły na siebie, że nalegał aby rozpakować bagaże natychmiast. – Żona oponowała, mówiła „jutro”, ale poznosiłem wszystko do domu. Zawsze coś by zostało, a tak następnego dnia mogliśmy tylko patrzeć jak tracimy wszystko. O, kot ocalał – czarnobiały kociak na krok nie odstępuje swoich opiekunów – siedział na dachu komórki i razem z nią odpłynął, nie sądziłem, że się uratuje, ale wrócił po czterech dniach…

Od trzech miesięcy nocują w lokalu udostępnionym przez pracodawcę pana Jerzego. Na dzień wracają do domku w Markocicach i próbują posunąć remont choć trochę do przodu. I złoszczą się, bo wcale nie musieliby tak długo korzystać z tej pomocy. Dom można by wyremontować w kilka tygodni, ale jak, skoro nie ma za co.

- Najgorsza jest bezradność – pan Jerzy ocenia obecną sytuację. – Ile to było obietnic, a my czekamy, czekamy i nic. Dopiero parę dni temu był rzeczoznawca, więc na pieniądze trzeba będzie jeszcze pewnie sporo poczekać. Zresztą gdzie się nie pójdzie: do urzędu, do opieki społecznej, to mówią wciąż to samo „proszę cierpliwie czekać”. A ile można mieć tej cierpliwości, gdy się siedzi w gołych murach i patrzy co zostało z pielęgnowanego przez dziesięciolecia domu.

- Pomagać też nikt nie chce. Nie ma chętnych do pomocy. Nie, że za darmo, nawet za pieniądze nikt nie chce – dodaje pani Danuta. – Tylko miejscowe pijaczki, ale ci popracują godzinę i już chcą pieniądze na wino. Żaden z nich pożytek. Tylko zaraz po powodzi było trochę lepiej, potem chęć do pomocy chyba się znudziła. Więc sami się grzebiemy w tym gruzie. Powoli, bo wiek już swoje robi, a i pieniądze się skończyły nie ma już gdzie pożyczać. A tu wszystko potrzebne, od łyżeczek zaczynając. Pomoc z darów niby była, ale jakoś się jej nie doczekaliśmy. Przepraszam – kuchenkę gazową nam dali. Na pralkę i meble kuchenne byliśmy zapisani, ale ile można czekać. Jak się trafiły jakieś pieniądze poszliśmy z mężem i kupiliśmy najtańsze w sklepie. Potem poszłam do MOPS-u wypisać się z kolejki, patrzyli na mnie jak na jakieś dziwo, chyba się tacy nie zdarzali…

Jeszcze parę worków wapna i cementu ostatnio dostaliśmy – dopowiada pan Jerzy.
Oboje nie mogą się za to miejscowego księdza nachwalić. Pomagał dużo, skutecznie i w sposób dobrze zorganizowany. – To nie dlatego tak mówię, że jakiś szczególnie żarliwy katolik jestem – wyjaśnia pan Jerzy. – Po prostu ksiądz zasłużył na to, żeby o tym powiedzieć.
To nie jedyna osoba w Markocicach tak pochlebnie wypowiadająca się o tamtejszym proboszczu.

Trzy wdowy
- Bałagan jest straszny. Nikt nic nie wie. Nie wiem, czy to tylko my tu w Markocicach tacy zapomniani, czy wszędzie. Że coś z pomocy jest, to się dowiadujemy pocztą pantoflową. O, ostatnio znajomy dzwonił, że będą okna. Pobiegłem do urzędu, a tam już taka lista, że chyba mogę o oknach zapomnieć. Nie rozumiem, chyba nikt tego nie ogrania. A przecież tyle jest możliwości informowania: lokalna telewizja, internet. Na tak ale ostatni wpis w zakładce „powódź” na stronie urzędu jest z 8 września… Gazetki mają, ale tam tylko przechwałki ile dróg wyremontują, ile mostów naprawią. Za to potrzebnej informacji żadnej. Pewnie, co się dziwić, jak oni nie potrafili przetargu na rzeczoznawców urządzić.

To inny mieszkaniec tej części Bogatyni, Grzegorz. Dom też zrujnowany, ale stoi. W większości pomieszczeń straszą gołe mury, ale właściciel oporządził jeden z pokoi i tam teraz mieszka z rodziną. – Ile mam kątem u znajomych siedzieć, zwłaszcza, że u nich ani się nie przelewa, ani miejsca za dużo. Nie ma jak u siebie – tłumaczy, ale przyznaje, że zimy się boi. – Mamy piecyk, ale nie wiem czy uda się dogrzać, przecież mury wciąż namoknięte, tynków nie ma, więc będą przemarzać. Czasu, żeby to zabezpieczyć było dosyć, ale za co? A przecież mogliby to zrobić lepiej, wypłacać jakąś zaliczkę na poczet tej dużej zapomogi, to chociaż tynki i ocieplenie by się zrobiło. To najważniejsze, reszta mogłaby poczekać, paneli od razu nie muszę zakładać.

Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogóskich" nr 47/10.

Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą
Powodzianie przed zimą